Wpis z mikrobloga

#relacje #feels #zwiazki #przegryw #zycie

Ostrzegam, że będzie długi wysryw, ale muszę się wyżalić.

Miałam przyjaciółkę od 11 lat (lvl 30 here). Chociaż nie wiem, czy to dalej moja przyjaciółka. Przyszłam się tutaj pożalić, bo wychodzi na to, że nadszedł kres tej relacji i jest mi z tym po prostu ciężko. Wiem, że ta osoba nie jest złym człowiekiem, nie chce dla mnie źle, ale sposób, w jaki się zachowuje, jest w moim mniemaniu toksyczny. Poznałyśmy się na pierwszym roku studiów i od zawsze lubiła dawać ludziom rady (także wtedy, kiedy nikt o nie prosił). Czasami się o to wkurzałam i zwracałam uwagę, że mogłaby się powstrzymać. Wtedy reagowała, że chyba coś mnie ugryzło i że może mam pms... Cały czas miałyśmy kontakt, nawet jak po studiach zamieszkałyśmy w innych miastach. Zazwyczaj to ona dzwoniła, bo dzwoniła na tyle często, że nie zdążyłam w ciągu kilku dni wybrać do niej numeru. Ale ogólnie nie miałam z tym problemu. Cieszyłam się, że dalej chce utrzymać relację, pomimo naszych rozjazdów. Schody zaczęły się, jakby to powiedzieć, w trakcie życia zawodowego. Jeśli ktoś w pracy źle mnie potraktował, radziła, abym spojrzała ze strony tej drugiej osoby i że może miał ktoś zły dzień, etc. A nie zawsze to był zły dzień, tylko ktoś też bywał po prostu chamski czy zwykłym sku**wysynem wobec ludzi. To co ja miałam tłumaczyć takiego człowieka? W drugą stronę było tak, że jak ktoś jej czymś zaszedł za skórę, to sama się z nim nie patyczkowała i już taka wyrozumiała wobec tej osoby nie była. Przestałam więc rozmawiać z nią na temat pracy, bo nie widziałam żadnego zrozumienia ani nie dostawałam w tej kwestii w sumie żadnego wsparcia (przynajmniej wg mnie), a tylko dodatkowe wg niej rzeczy do poprawy z mojej strony. Potem doszła kwestia mieszkań. Bo przecież gdybym robiła nadgodziny i bardziej się starała w pracy, to by mnie było stać na lepsze mieszkanie, prawda? Natomiast fakt, że dostawała pieniądze od rodziców co miesiąc (pomimo pracy na pełen etat od kilku lat) i dodatkowo dostała od nich pieniądze na wkład własny, wg niej w ogóle nie ma znaczenia, bo ona do wszystkiego doszła sama! Ostatnio jak porównywała, że ma tak samo ciężko jak ja (kiedy sama jest managerem, a ja midem), to nie wytrzymałam i powiedziałam, że to nie to samo, bo ona jedna zarabia tyle co ja z partnerem plus miała podwójny hajs od rodziców. Wtedy stwierdziła, że ją atakuję i że nie życzy sobie takich wypominanek. Pomijam fakt, że ja z partnerem nie mamy żadnego mieszkania, a ona ze swoim mieli po jednym i dzięki jednemu z nich mają teraz dom. A więc dyskusja na temat mieszkań też już odpada. Ostatnia kwestia, o jakiej z nią rozmawiałam, to relacje międzyludzkie. To tutaj tak jak wspomniałam, za każdym razem, kiedy mnie ktoś krzywdził, ja miałam się postawić na miejscu krzywdzącego i zastanowić się, co u niego może stać za takim zachowaniem. No ok, a kiedy ona zastanowi się nad tym, co ja czuję? Wiem, że ma dobre serce i dlatego też tyle to ciągnęłam, ale na dłuższą metę to jest toksyczne, bo dlaczego to ja mam zawsze wszystko sprawdzać i naprawiać relacje? Plus totalne odklejenie, jeśli chodzi o pracę i finanse. Ponoć syty głodnego nie zrozumie i może to jest też wytłumaczenie na ten aspekt. Dwa razy prosiłam o zmianę nastawienia, jak widać po tym wpisie- bezskutecznie. Tak samo, kiedy ktoś mi mówi, że podjął jakąś decyzję, to nie pytam, czy jest pewien, czy to przemyślał, a czy sprawdzał to albo tamto. Nie, bo zadaję się z takimi ludźmi, że wierzę, że podejmują przemyślane decyzje i wiedzą, co robią.

W każdym razie mam teraz w głowie niezłego minfucka w głowie i muszę to sobie jakoś poukładać. Ciężkie jest dla mnie uświadomienie sobie, że pomimo że ktoś nie jest złym człowiekiem, może być toksyną dla innych ludzi. Szczerze mówiąc chyba już nie mam ochoty ciągnąć tej relacji ani nie mam siły. Nie wiem, czy dobrze robię, ale nie mam już siły, bo przy każdym wydarzeniu/decyzji, o którym ją po prostu poinformuję (nie pytając jej o radę) muszę się jej tłumaczyć, skąd ta decyzja wynikała i że ta decyzja była najlepszą z możliwych, etc... W końcu mam 30 lat a nie 10... Czy to takie ciężkie to zrozumieć...?
  • 4
@Cicik_kicic: Czujesz przywiązanie z uwagi na długi staż znajomości. Ale jednocześnie zauważasz destrukcyjny wpływ na wiele istotnych dla Ciebie tematów. Rozważ, co jest ważniejsze - i dobrze wszyscy wiemy, jaką decyzję powinnaś podjąć.