Wpis z mikrobloga

- Spóźniłem się?
Cały zdyszany wdrapał się w końcu na szczyt osamotnionego pagórka. Tak bardzo nie chciał tego przegapić. Obok niej czekało już na niego krzesełko.
- Jesteś w samą porę.
Było dość zimno, jak to na przełomie stycznia i lutego, więc opatulili się szczelnie kocem i rozlali do kubków gorącą herbatę z termosu, który przyniósł. Bynajmniej nie do picia - by było ciepło w dłonie.
- Jak myślisz, jakie będzie dla nas kolejne pięćdziesiąt tysięcy lat?
- Hojnie sobie liczysz - zaśmiała się, - ale jeśli spędzę je z tobą, to wyłącznie dobre.
Uśmiech cieplejszy od kubka z herbatą namalował mu się w sercu. Spojrzał się w bezchmurne niebo. Czuł, że to jest to. Że to jest początek czegoś więcej.
- Ja to mam nadzieję, że w McDonaldzie dalej będą zniżki.
- Ej!
Odnalazł pod kocem jej dłoń i uścisnął.
- Chciałbym spędzić z tobą te kolejne pięćdziesiąt tysięcy lat, a nawet rok dłużej.
- "A nawet"? - prychnęła, odwzajemniając uścisk.
- Tak, a nawet. Myślę, że tyle właśnie nam zajmie spłacanie kredytu na nasz wymarzony dom. Nie ma opcji, bym został z tym sam!
- No weź... bo po dziesięciu tysiącach lat odlecę naszym latającym samochodem i nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
- Tylko nie zapomnij zabrać ze sobą dzieci.
Zaśmiał się do siebie, oczarowany wizją spędzenia z nią reszty życia. Założenia rodziny. Kupienia wspólnego, wymarzonego domu. Budzenia się obok niej każdego dnia aż na starość nie zapomną, kim oni właściwie są. Oparła głowę na jego ramieniu i nabrał pewności, że była to również i jej wizja.

I w tym momencie ją dostrzegli. Kometa z zielonym ogonem rozbłysła na czystym wiejskim niebie. Nie potrzebowali nawet lornetki, by widzieć ją w całej okazałości. Była tak zjawiskowa, że aż oboje zaniemówili na jej widok. Z majestatem pędziła dwieście tysięcy kilometrów na godzinę, nie zważając na porę dnia ani roku, na twój nastrój ani na to, czy na nią patrzysz. Była jednak tak daleko, że posuwała się wolno, pozwalając wszystkim się nią nacieszyć.
Leciała tak wolno, że w okolicznym miasteczku pewien mężczyzna zdążył zmęczyć się żmudną pracą po nocach, by udowodnić wszystkim swoją wartość, i postanowił, że od kolejnego dnia postara się nie być tak nadgorliwy. Wartość przychodzi czasem z uznaniem, a nie z wynikami. W mieszkaniu zaś obok, pewna młoda kobieta zdążyła zrozumieć, że jeśli dopije tę butelkę do końca, to nic się w jej życiu na dobre nie zmieni, więc postanowiła, że nie będzie jej dopijała, pójdzie spać i rano w końcu odprowadzi dzieci do szkoły - by dać im lepszy start, na który od dawna czekają. A jutro wieczorem spróbuje znów zrobić tak samo. Z kolei na drugim krańcu Polski dwóch młodzieniaszków dopiło właśnie ostatnią butelkę i postanowiło wreszcie wybaczyć sobie dawne krzywdy i przewinienia. Była to wspaniała przyjaźń z dziecięcych lat, szkoda, żeby dalej się psuła przez jakieś niesnaski, do których można podejść po ludzku, ze zrozumieniem. Zeszli z ławki, zebrali po sobie śmieci i opuścili wspólnie park. Na koniec przybili sobie piątkę i umówili się na kolejne spotkanie. W podobnym tonie pewien syn, leżąc w łóżku ze łzami w oczach, postanowił, że jutro odezwie do taty, z którym nie utrzymywał kontaktu od wielu lat. Zrozumiał, że kiedyś go tutaj zabraknie, a nie chciałby pogodzić się z nim dopiero na łożu śmierci, niezależnie od jego dumy i tego, kto zawinił. Po drugiej stronie ulicy samotny ojciec utulił dzieci do snu, choć dalej sprawia mu ból, że zwykł robić to każdego dnia ze swoją ukochaną żoną, którą niedawno stracił.
Ja natomiast zdążyłem w tym czasie zrozumieć, siedząc po nocy w domu przed komputerem, rozmyślając nad wszystkimi tymi rzeczami, że nie wystarczy myśleć o zmianach, by się same wprowadziły w życie. Nie wystarczy mówić sobie, że nadejdą, by automatycznie móc zacząć je wprowadzać. Potrzebna jest iskra, która pojawia się tuż po pierwszym kroku. I grunt, by wyciągnąć z tej iskry jak najwięcej i utrzymać ją jak najdłużej. Bólów może być tyle, ile jest ludzi i ich historii, motywów, zajść. Remedium czasem bywa tylko jedno.

A po tym wszystkim Kometa zniknęła w przestworzach na kolejne pięćdziesiąt tysięcy lat. Nie wiem, czy była świadkiem tych wydarzeń, czy może była ich powodem, ale coś się zmieniło.

Chłopak i dziewczyna, co siedzą dalej na pagórku, też to odczuli. Cały czas, gdy kometa przelatywała, oboje spędzili w ciszy, podziwiając i czując jej wyjątkowość. I będąc jej wdzięcznym, że mogli spędzić ten czas razem. Dziewczyna poczuła, że chce mu podziękować. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, ten odwrócił się do niej, spojrzał jej w oczy i pocałował.
- Wiesz co? - spytała, odstawiając kubek, po czym puściła jego dłoń i się w niego wtuliła. - Mam nadzieje, że czeka nas kolejne takie pięćdziesiąt tysięcy lat, a nawet dwa lata dłużej.

#gownowpis #bump #przemyslenia
#dzikopowiada
  • 4
  • Odpowiedz
@mlody_dzik: Ja też z Warszawy, więc niebo skryte szarością. A od komety czasami lepsza jest dobra lektura.
To co napisałeś skłania nawet do większych refleksji od skały zasuwającej gdzieś na granicach atmosfery.
Pisz jak najwięcej, świetnie to robisz i w bardzo dobry sposób wciągasz czytelnika w swoje wpisy.
Teraz lecę spać, ale jutro pewnie poczytam wszystkie z nich.

Jeśli mogę coś zasugerować, rób proszę akapity na dwa "Entery". Z ekranu komputera
  • Odpowiedz
  • 0
@paramyksowiroza
Jasna sprawa, spróbuję!
Jeszcze stestuję jak będzie ze znakiem wcięcia akapitu.
Może też poczyni cuda. (Edit: nie poczyniło)
Dzięki. Cieszę się, że mogłem tak pozytywnie wpłynąć :) Spotkamy się zatem przy kolejnej myśli!
  • Odpowiedz