Wpis z mikrobloga

Przeglądałem swoje stare wpisy i natrafiłem na ten fragment z Innego Świata Grudzińskiego, który wrzucałem półtora roku temu na swój tag. Poraża mnie głębia tych słów, więc wrzucam ponownie. Taguję #depresja, bo sądzę, że ludzie znający depresję, znajdą tu coś znanego sobie.

W sferze uczuć ludzkich istnieje dziwne zjawisko, które jest czymś więcej niż zwykłym przyzwyczajeniem, bo prawie samobójczym prawem bezwładu psychicznego. Chcę przez to powiedzieć, że na samym dnie nędzy ludzkiej zdarzają się chwile, kiedy każda możliwość zmiany - choćby to nawet miała być zmiana na lepsze - wydaje się czymś ryzykownym i niebezpiecznym. Słyszałem o żebrakach, którzy tym nieufniej odnoszą się do swoich dobroczyńców, im więcej mogą od nich otrzymać ponad zwykłą jałmużnę - dach nad głową lub pracę zamiast paru groszy wrzuconych do nadstawionej czapki. Poniżej pewnego poziomu życia wytwarza się w człowieku coś w rodzaju fatalistycznego przywiązania do swojej doli, coś w rodzaju gorzkiego doświadczenia, że każda zmiana może być tylko zmianą na gorsze. "Dajcie mi spokój - zdaje się mówić - i tyle tylko, ile trzeba, abym nie umarł".

Ludzie o konserwatywnym usposobieniu wyciągają z tego wniosek, że nie należy nikogo uszczęśliwiać wbrew jego woli, i mają pod jednym względem rację: szczęście nie jest nigdy dla biorących tym, czym wydaje się dającemu. Ale jakkolwiek by było, człowiek w nędzy zaczyna po pewnym czasie ulegać dziwnemu jej urokowi i podejrzliwie traktuje możność nieoczekiwanego wydobycia się z niej, nauczywszy się dotąd cenić tylko takie obroty losu, które wprowadzały w jego życiu zmiany drobne, ale trwałe i pewne. Bywałem w obozie bliski uwierzenia, że skoro człowiek skazany jest na swój los, nie powinien się przeciwko niemu buntować. I rzecz zdumiewająca: leżałem na pryczy i przyglądałem się moim towarzyszom z goryczą za to, że chcieli mnie przykuć na zawsze do swojego własnego losu, a jednocześnie poczułem nagle nieokreślony żal, próbując się odeń sam oderwać. Wystarczyło spojrzeć na ich twarze, by zobaczyć, że za rok większość nie będzie wśród żywych, a przecież o ileż się czułem bezpieczniejszy i mniej samotny z nimi w obliczu śmierci niż bez nich w tej ostatniej pogoni za życiem!
  • 2
@psycha
Muszę wróci do tej książki. Sam fragment natomiast luźno przypomina mi o tym, że jedynie sami jesteśmy w stanie się uszczęśliwić. Wszystko, co dostajemy od innych, jest tylko długiem, który, przynajmniej ja staram się tak działać, spłacamy dając innym. A może bredzę, bo na szybkiego na przerwie to przeczytałem.

W sumie to też jest bliskie temu, nad czym się ostatnio bardzo zastanawiam - ile ja potrzebuję, czego potrzebuje. Wychodzi mi, że