Wpis z mikrobloga

*Współzależność między światem wewnętrznym i zewnętrznym oznacza, że kiedy wierzę w gniew, mój świat jest światem gniewu.*

Kiedy wierzę w zmartwienie, mój świat jest światem niepokoju, jeśli wierzę w lęk, mój świat jest pełen zagrożeń.

Owa tendencja do wierzenia i podążania za tymi wszystkimi kaprysami i żądzami świata wewnętrznego jest największym źródłem napięć w rodzinie. Tak czy inaczej jesteśmy ludźmi i skłonność do złości, chciwości i martwienia się nieuchronnie pojawia się w życiu rodzinnym. Cóż więc, możemy zrobić?

Według mnie cała tajemnica, to postrzeganie pojawiania się wewnętrznego cierpienia jako okazji do przemiany, zobaczenia starych nawyków powstałych z niewiedzy.

Jeśli nie będę w nie wierzyć, będę w stanie obserwować jak zanikają i jak zmniejsza się ich zaślepiająca mnie moc.

W buddyzmie mówi się, że ignorancja to „niewiedzenie” albo „niewidzenie” jasno. Nie chodzi tu jednak o rozumienie w sensie akademickim, ale o brak wglądu w naturę rzeczy, brak dogłębnego zrozumienia.

Jeśli potrafimy być w pełni wrażliwi na nasz świat wewnętrzny, a jednocześnie nie podążamy ślepo za naszymi projekcjami, to życie rodzinne staje się wspaniałą okazją do osiągnięcia wewnętrznej wolności i zewnętrznej harmonii.
Viradhammo Bhikkhu

#medytacja #buddyzm #psychologia #buddyzmnadzis

http://sasana.wikidot.com/dhamma-i-zycie-rodzinne
  • 7
@KrolWlosowzNosa: Bardzo fajny cytat. Kiedyś doszedłem do wniosku, że to trochę jak ze snami - póki nie odzyskamy świadomości we śnie to wtłaczamy się w iluzję i jesteśmy jej ofiarą, myślimy, że nie mamy na nic wpływu i wszystko samo się toczy, a jak odzyskamy świadomość we śnie to w końcu sami kreujemy naszą iluzję i tak samo na jawie, póki nie mamy świadomości, że np. gniew jest wyłącznie wytworem naszego
@Painless:
Dziękuję.
sen to bardzo dobry 'argument' za brakiem potrzeby podążania za umysłem. W czasie drzemki najbardziej skrzywione wizje podsumujemy po przebudzeniu uśmiechem, najwyżej lekką konsternacją; 1% tego małpiego tańca, , wypluty przez nieuważny umysł w 'życiu świadomym', to rozpacz, niewiadoma, zagubienie i próg nerwicy, a to przecież ten sam fotoplastikon..( ͡° ͜ʖ ͡°)

Od siebie dodam jeszcze, że niesamowity dystans daje postawa nieoceniająca własne myśli i
@KrolWlosowzNosa: Samo w sobie nazywanie emocji moim zdaniem jest już formą oceny. Póki nie nazwiemy swojego stanu nazwą "strach" to nie jest to strach, tylko coś co ma swój powód, coś co chce się wypowiedzieć, chce być zrozumiane, poniekąd jest to żywy byt, który chce naszej miłości/zrozumienia, by móc znowu wrócić w niebyt, poczuć zaspokojenie i stać się czystym potencjałem z którego może wyrosnąć coś nowego.
@KrolWlosowzNosa: To o czym mówię jest dość ważne, ponieważ jeśli nie odrzucisz nazywania emocji to nie dotrzesz do emocji nienazwanych, które nie mieszczą się w kategoriach wczesniej doświadczonych/znanych emocji. Najczęściej jak się czuje „coś” to od razu mózg stara się to skategoryzować, przykleić do tego łatkę, a emocje do których nie umie przykleić łatki po prostu wypycha do podświadomości, przyzwyczaja się do nich i nigdy nie daje im się w pełni