Wpis z mikrobloga

Bezgranicznie wolna
Część druga – jak feniks z popiołów

#harlekinydlaprzegrywow

Część 1

* * *

-Jestem głodna…
-Spoko, coś się ogarnie. A dasz dupy na drogę?
-Przynieś jedzenie… - mamrotałam bez sił.

Nie jadłam… Nie wiem, na pewno dłużej niż dzień. Zanim się obudził słońce dokładnie nas wysuszyło, a że zapach był tam taki, jaki był, to pewnie nawet nie zauważył, że spaliśmy w kałuży mojego moczu. Poszedł, a ja będąc na wpółprzytomną ponownie zasnęłam.

Wrócił po jakimś czasie z kebabem w ręku – znając życie ukradł komuś z ręki na chodniku. Kobieta, szczególnie z dzieckiem, jeszcze dałaby radę coś wyżebrać. Albo zwyczajnie dałaby dupy i zarobiła. Facet musiał kraść.

Było to najpyszniejsze rolo, jakie w życiu jadłam – mimo że zimne i do połowy nadgryzione. Nic tak nie wzmacnia smaku, jak kilkudniowy głód. Połknęłam je prawie w całości i zapijając przyniesionym do zestawu tanim winem.

-I jak, najadłaś się?
-No. Dzięki. – odpowiedziałam obojętnie, siedząc pod ścianą.
-Za obiad z dowozem należy się…

Powiedział obleśnie, siadając obok, kładąc rękę na moim udzie, przesuwając po tęczowych rajstopach coraz wyżej i wyżej – w końcu łapiąc za krocze.

-#!$%@?!
-Co?
-No zostaw mnie!
-Chyba cię #!$%@?ło! Ogarnąłem ci żarcie, to choć się ruchać! Wczoraj nie narzekałaś!
-#!$%@?, ale dziś już tak!

Wykrzyczałam i wybiegłam z pokoju, a on za mną.

-#!$%@?! Zresztą, co ci za różnica!?
-Co? - zapytałam gotując się w sobie. Widocznie sen, jedzenie oraz brak narkotyków we krwi sprawiły, że ponownie zaczęłam myśleć.
-No co, #!$%@?, wytrzeźwiałaś, wyspałaś się, najadłaś i cnotkę udajesz? A wieczorem i tak dasz byle komu!

Wtedy coś we mnie pękło. Inni ruchali mnie jak zwykłą szmatę, ale traktowali jak człowieka. #!$%@?, zaćpanego, pijanego, żyjącego gorzej niż zwierzę, ale wciąż człowieka takiego samego jak oni – ten #!$%@?, którego wczoraj spotkałam po raz pierwszy w swoim życiu, traktował mnie jak seks lalkę, której nie dość, że nie trzeba przed zabawą nagrzewać i napełniać lubrykantem, to jeszcze po wszystkim nie trzeba myć.

-No co ci za różnica, co…?

Stał przede mną i cały czas #!$%@?ł o tym, że w sumie to jak już kilka razy dałam dupy od tak, bez większego namysłu, to powinnam to robić w każdej chwili, codziennie, tak długo jak jestem atrakcyjna. Szkoda, że mówiąc to nie myślał o tym, że stoi przed schodami.

Nic nie opowiadając zepchnęłam go w dół. Poleciał, poturbował się, wylądował na półpiętrze i już tam został. Wszyscy na chwilę się na nas spojrzeli, zauważyli, że „leży jakiś facet” i wrócili do swoich spraw. Gdyby było odwrotnie, gdyby to facet zepchnął kobietę – nie daj boże atrakcyjną, to zostałby ciężko pobity i wyniesiony gdzieś w krzaki może nie na pewną śmierć, ale na długotrwałe lub dożywotnie kalectwo. Mogłabym go okraść, oszukać nawet wbić w niego nóż we śnie a i tak nie mógłby mi nic zrobić – ja za to prawie go zabiłam, a mimo to nikomu nie drgnęła nawet brew.

W tym miejscu panowała walka o wiele gorsza niż ta w dżungli. 80% facetów, którzy tutaj siedzieli, to odpady nawet dla „najważniejszych” mieszkańców. Jedynie geje mają tu „dobrze” bo siedzą razem i się wspierają. A tak, w miejscu, gdzie na jedną dziewczynę przypada kilku facetów, większość z nich jest z miejsca skreślana, traktowana jako zbędny balast którego trzeba się pozbyć przy pierwszej okazji lub pod byle pretekstem. Ten koleś, gdy już wstanie, zostanie stąd wyrzucony. Kobiety nie wyrzucono stąd jednak nigdy.

Leżał jak najgorszy z odpadków, którym swoją drogą był. A ja po prostu na niego patrzyłam. Brudny, zdesperowany, żałosny, na skraju śmierci. Czy… Czy ja wyglądałam tak samo? Nie teraz, a kiedy spałam… Bzdurna, głodna, pijana, na głodzie, przykryta #!$%@? menelem, który wyruchał mnie za pół butelki bimbru i kradzionego kebaba…

Ten trzeźwy widok był tym, czego potrzebowałam, aby ocknąć się z zamaskowanego w rozkoszy koszmaru.

W moich oczach zebrały się łzy. Położyłam na ziemi butelkę, zeszłam na dół, wyszłam z budynku. Wokół było pełno śmieci, w krzakach albo leżeli nieprzytomni z odurzenia, albo pobici, albo się ruchali – ale już nie śmierdziało. Kilka metrów dalej nie było już śmieci – ani odpadków, których nasza „wioska wolności i miłości” produkowała wokół siebie całe tony, ani tych ludzkich – skrajnego marginesu społeczeństwa, który „żyjąc tak jak chce” jakoś zawsze szkodzi wszystkim wokół oraz sobie.

To już się skończyło – teraz była już tylko zieleń, szum liści, zapach łąki i ciepły wiatr. Oraz wilgoć moich łez.

Nie chcę. Nie tak. Myślałam, że w ten sposób będę wolna, że ucieknę od pętli bezsensownego życia szarego człowieka. Praca-dom, same obowiązki bez żadnych przyjemności. Ale o czym ja #!$%@? mówię, skoro nigdy nawet nie pracowałam?! Pętla? Pętla to była w tamtym wysypisku ćpunów - budzenie się w środku dnia, żebranie o jedzenie, picie, ćpanie i ruchanie bez większego celu i przyjemności, sen - a raczej chemiczne odcięcie świadomości, i znów całe bezcelowe piekło od nowa.

A z każdym kolejnym okrążeniem byłam coraz głodniejsza, chudsza i brudniejsza. Seks jako łatwa przyjemność, która zamiast dostarczać rozkosz i radość, ukajała tylko niekończący się ogrom cierpienia i niewygody spowodowany „całkowicie wolnym życiem”.

To tak, jakby kupić najwygodniejszy materac na świecie, ale zamiast na nim spać skoczyć na niego z kilku metrów. Nie dość, że nie wykorzysta się w ten sposób nawet ułamka jego potencjału, to jeszcze nieznacznie zniweluje on sam upadek. A tym były właśnie dla mnie seks, alkohol i narkotyki. Nie miały być radosne, przyjemne, napełniać umysł szczęściem a ducha weną i kreatywnością – one miały tylko chwilowo ukajać palące piekło przegranego na własne życzenie życia…

Z drugiej strony, to przecież nie był koniec – to nawet nie był koniec początku mojego życia. Byłam niewyobrażalnie więc młoda. Wtedy tak o tym nie myślałam, ale miałam masę czasu, aby wszystko naprawić – wtedy zaś chciałam jedynie wrócić do domu, umyć się, najeść i wrócić do życia, które znałam. Tego zwykłego, grzecznego, wolnego od brodu, smrodu i niekończącej się niewygody.

W końcu nawet najbardziej brudną, zużytą i śmierdzącą szmatę można wyczyścić, wyperfumować i zacerować.

Do domu. Nie chciałam iść za miasto, na dworzec, inną melinę – chciałam po prostu wrócić do domu. Zapłakana i zniszczona życiem po prostu do niego wróciłam, a matka przyjęła mnie cieplej niż kiedykolwiek.

Gdy stanęłam w drzwiach, wygalając jak zużyta seks-lalka wyciągnięta z wysypiska śmieci przytuliła mnie ze łzami w oczach. Słowa były wtedy bardziej niż zbędne.

Umyłam się, przebrałam, najadłam. Spałam do wieczora, gdy się obudziłam jadłam wszystko co wpadło mi w ręce, potem znów się położyłam i spałam aż do południa – w czystej pościeli, pachnącym domu. Po kilku dniach odpoczynku poszłam na terapię. Potem skończyło się lato i wróciłam do szkoły nie jak gdyby nigdy nic, a jako całkowicie nowa osoba.

Nie zaczęłam się pilnie uczyć, ale przestałam uciekać z lekcji. Ściągnęłam też wszystkie kolczyki - poza tymi w uszach. Nim przyszła zima, moje ukochane włosy odrosły w ich naturalnym kolorze. Miałam 18tkę, zaraz potem poznałam Kubę – studenta II roku medycyny, z którym poszłam na studniówkę. Był niesamowicie przystojny – dbał o mnie jak jeszcze nikt w moim życiu. To przez niego postanowiłam, że w przyszłości zostanę pielęgniarką.

Zawsze, gdy kochałam się z nim w willi jego rodziców, na łóżku większym od pokoju, w którym żyłam gorzej niż brudny szczur, myślałam o tym, czy tamten „obrzydliwie burzliwy” okres był w moim życiu błędem.

I wiecie co? Był – ale takim, który człowiek musi popełnić, aby móc w pełni żyć. Nie można biegać nie potrafiąc chodzić, a nie da nauczyć się tego ani razu nie upadając na ziemię. I nie, tamten upadek nie był zbyt niski. Nie żałuję ani jednego dnia z życia, które już minęło. Mało tego – uważam, że każdy z nas chociaż raz w życiu powinien tak się „ubrudzić”. Chociaż na chwilę.

Nie da się nawrócić, całe życie jadąc w dobrą stronę, a czystych rzeczy się nie pierze.

Gdyby nie okres głupiego buntu i krótkowzrocznych, samolubnych decyzji, to wcześniej czy później i tak bym tam trafiła – tak czuję. Każdy w pewnym okresie swojego życia jest na tyle głupi a jednocześnie „odważny” i pewny siebie, że myśli wyłącznie o „zabawie” - czyli narkotykach i seksie.

Cieszę się, że u mnie ten okres przypadł na wczesną młodość, że mam Kubę i mogę planować z nim swoje życie. Dla moich koleżanek wszystko jeszcze przed nimi – a to oznacza, że związki, w których teraz są rozpadną się po to, aby te „czyste” panienki mogły ulec pokusie i dać się ubrudzić…

Większość kobiet spotyka to właśnie na studiach. Pierwsze niewinne związki w podstawówce, gimnazjum czy na początku liceum, te prawdziwe i „poważne” po osiągnięciu pełnoletności, a potem „dekada upadku” która najczęściej zaczyna się właśnie na studiach – czy to w momencie zmienienia statusu na „singielka”, czy nawet wcześniej, co jest najczęstszą przyczyną zakończania związków przez studentki pierwszego roku, a kończy w okolicach 30tki lub pierwszej wpadki.

Ja już się wybawiłam. W brudzie, smrodzie, rozpuście – tak, że starczy mi do końca życia. Miałam kilkudziesięciu partnerów, dzięki czemu zrozumiałam, że najważniejsze to mieć tego jednego. Tego, który mnie kocha, który o mnie dba i niczego w zamian nie oczekuje…

KONIEC

* * *

Zapraszam do poprzednich moich bajek oraz obserwowania autorskiego tagu: #harlekinywq



#przegryw #blackpill #zwiazki #pasta #seks #polska #p0lka #logikarozowychpaskow #logikaniebieskichpaskow #tinder #bekazlewactwa

Co następne?

  • Namiętnie romantyczne 20.0% (9)
  • Skrajnie obrzydliwe 80.0% (36)

Oddanych głosów: 45

  • 13
@wqeqwfsafasdfasd: Opowiadanie w stylu nawet fajne, ale jest mało realne. Takie historie nie kończą się magiczną przemianą, nawróceniem z źle obranej drogi, na którą każdy musi wejść, by potem z niej zejść, a kontynuowaniem destrukcyjnych i egoistycznych przyzwyczajeń, najczęściej do końca życia.