Wpis z mikrobloga

Ściana tekstu której nie warto ruszać, trochę bez sensu i składu, wyrzucone z siebie.

To znowu ja. Tym razem chciałbym serdecznie pogratulować sobie, oraz trochę podziękować swojej rodzinie za to, że zmarnowałem swoje życie. Zainspirowany wczorajszymi wydarzeniami, postanowiłem zrobić to, czego każdy #przegryw raczej powinien unikać - przeglądanie mediów społecznościowych osób które się kiedyś znało!

Kiedyś już miałem ten sam głupi pomysł i wtedy było mi cholernie smutno. Dzisiaj jest podobnie, ale dodatkowo mnie utwierdził, że straciłem rzeczy których już nigdy nie odzywam. Młodości, doświadczenia, przeżycia, wszystkiego co normalne i co przytrafia się normalnie funkcjonującym ludziom.

Tym razem zachciało mi się przejrzeć WSZYSTKIE profile osób, z którymi chodziłem kiedykolwiek do szkoły - podstawówka, gimnazjum, i tak po kolei. No bo, dlaczego nie, jak i tak już miałem beznadziejny nastrój to bez różnicy mi było, czy jeszcze bardziej się tym dobiję, czy nie.

Od razu napiszę, że doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zdjęcia to są zdjęcia, szczególnie w internecie. Nie muszą one odzwierciedlać tego, czy ktoś rzeczywiście jest szczęśliwy. Jednak, najzwyczajniej, po prostu zazdroszczę ludziom tego, że żyją. Tyle, po prostu, nic więcej. Na ponad 100 osób z otoczenia z przeszłości, KAŻDY bez wyjątku prowadzi jakieś życie.

Widząc zdjęcia z wakacji nie myślę sobie oczywiście, że ten ktoś non stop podróżuje i jego życie tak wygląda. Po prostu, zazdroszczę, że ktoś ma odwagę iść gdzieś dalej niż na spacer po okolicy i do sklepu. Ja przez swoją nieśmiałość, która pewnie do części doprowadziła do fobii społecznej, nie potrafię czegoś takiego zrobić. To jest dla mnie coś niewyobrażalnie ciężkiego i sama myśl, że miałbym być w innym mieście, albo kraju, mnie przeraża i zaczynam panikować. Może gdyby nie było to ignorowane odpowiednio wcześnie, nie byłbym w takim stanie. Może gdyby któreś z rodziców pomyślało, dlaczego jestem nieśmiały, dlaczego wpadam w panikę i ryk będąc zostawiony po raz pierwszy w przedszkolu/szkole i czy można coś z tym zrobić, może potrafiłbym żyć trochę normalniej. Jedyne co dostałem, to salwy śmiechu, bo przecież to śmieszne że dziecko się boi i stroi od osób, boki zrywać.

Patrząc na ukończone szkoły i kwestie zawodowe dawnych "znajomych", też coś tam we mnie w środku gaśnie myśląc, że ja nigdy tego nie osiągnąłem. Ktoś tam robi w IT, ktoś otworzył swój własny lokal, ktoś inny uprawia działalność polityczną. Zamiast skupiać się na nauce ciągle wysłuchiwałem i bałem się długów, komorników, bo "#!$%@?ą nas z domu". Każdego dnia bez wyjątku, kłótnie, pretensje, zwalanie winy na cały świat, tylko nie na siebie samych. Do tej pory w ustach mam smak najtańszej możliwej puszki z sosem do spaghetti (z reguły było to słodko-kwaśne coś), rozcieńczonym w wodzie i wymieszany z makaronem, żeby było więcej i starczyło na dłużej. Wolałbym z dzieciństwa zapamiętać głupi wypad na lody, zjedzenie zapiekanki, czy jakąś domową pizzę, no ale widocznie nie było mi to pisane. No a po wkroczeniu w pełnoletność trzeba było iść do pracy szybko, bo pieniądze z nieba nie spadają. Pójście do biblioteki, żeby się uczyć? "Gdzie będziesz się szlajał, a jak ktoś cię napadnie po drodze?", "i będziesz wracać po nocach, zobaczysz ktoś cię pobije", i kilkadziesiąt innych tekstów żebym tylko w domu siedział i nigdzie nie wychodził.

To samo, podczas wycieczek szkolnych, na które mnie nie było stać więc nigdy nie jeździłem, co doprowadzało do mniejszego zżycia i zaznajomienia się z osobami z klasy i poczucia bycia wykluczonym, ale też nie chodziłem na zastępstwa do innych klas w tym czasie. Nie to, że nie chciałem, tylko oczywiście matka wyskakiwała z kolejnymi genialnymi tekstami typu "nikogo tam nie znasz, nie wiesz co to za ludzie, zostaniesz w domu". I tyle. Jak w szkole wagarowali, to ja też z tym, że nie chodziłem z nikim tylko wracałem do domu. Bo "możesz wagarować, ale przychodź do domu a nie będziesz się wałęsał po mieście, jeszcze ktoś ci krzywdę zrobi", i tyle. Chociaż wolałbym w tym czasie posiedzieć w szkole, bo wtedy mogłem odpocząć od tej całej #!$%@? atmosfery w domu. Odpocząć, ale jednocześnie nie mając siły i głowy żeby skupiać się na nauce i przyswajać sobie nowe rzeczy. Jedyne czego się nauczyłem, to udawać, że coś potrafię, zapamiętując wszystko na pamięć żeby się wydawało, że coś umiem, a jak już to nie było potrzebne to od razu wylatywało z głowy. I tak przez całą swoją edukację. Nawet na maturze. Nie wiem jak teraz to wygląda, czy coś się zmieniło, ale kiedyś ustna z polskiego to było wybranie tematu, przygotowanie się do niego i przedstawienie go przed komisją. Całej swojej pracy, która liczyła kilkadziesiąt stron, nauczyłem się na pamięć. Pamiętam wszedłem do środka, zacząłem nawijać na robot jakbym przed oczami miał cały tekst, krótka rozmowa która poszła mi źle bo przecież nie da się nauczyć i zapamiętać rozmowy, i koniec. Egzamin zdany, tekst zapomniany. Nie pamiętam tematu ani o czym tam mogłem tyle gadać, nigdy sobie też pewnie nie przypomnę już tego.

No i co zawsze najbardziej będzie boleć, to widok zdjęcia znajomych którzy mają swoje grupki przyjaciół, swoje rodziny, swoje dzieci. Dziwnie patrzeć na kogoś kogoś się znało, kto ma też te 30-31 lat i czytać, że jego pociecha będzie zaczynać edukację w szkole podstawowej. Zdjęcia z zaręczyn, ślubów, wycieczek, wszystko to mnie cholernie kuje w sercu, bo każdy jakoś żyje swoim życiem, a ja po prostu gniję. Od 11 lat walczę bezskutecznie ze swoją izolacją od ludzi ale mi to po prostu nie wychodzi. Czuję się, jakbym był w jakiejś grze RPG, był np. postacią rycerza ale do swojej dyspozycji dostał księgę z czarami której nie potrafię używać, bo nikt mnie tego nie nauczył. Brakuje mi jakiegoś skilla, a może czegoś w mózgu, i nie ogarniam tak podstawowej i normalnej rzeczy. Czytam od sam nie wiem kiedy jak to robić, bo ponoć wszystkiego można się nauczyć, ale to nie działa. Więc biorę tę księgę z czarami i brnę przez życie uderzając nią wszystkie trudności na drodze życia, ale nie zadaje ona w ogóle obrażeń więc tkwię w tym samym miejscu, na tej samej przeszkodzie i walczę bezskutecznie próbując ją pokonać.

Też wiem, że bo ktoś ma zdjęcie z kolegami i rodziną to nie znaczy, że nie czuje się np. samotny. Ale to nie dotyczy wszystkich osób. Nawet jak dotyczy części, to może ten ktoś ma szansę z kimś porozmawiać. Albo pomyśleć sobie, że coś jednak da się zrobić. Jakieś drobne wsparcie od kogokolwiek bliskiego. Ja całe swoje życie z każdym jednym problemem jestem sam. Żadnego wsparcia rodziców, rodzeństwa, zawsze traktowany najgorzej, zawsze najmniej ważny. Nawet jak w czasach szkolnych sobie wywalczyłem jakieś znajomości i przyjaźnie, w internecie i w realu, to i tak nie potrafiłem ich utrzymać.

Widzę na zdjęciach osoby, które chwalą się autami. Nie znam się w ogóle na nich, więc nawet jakby ktoś zrobił sobie zdjęcie z autem za tysiaka albo dwa to i tak budziłoby to we mnie zazdrość. Kiedy wszyscy robili prawo jazdy zaraz po osiągnięciu pełnoletności, tylko ja byłem wyjątkiem. Nie dlatego, że nie chciałem, tylko zostałem skutecznie zaprogramowany żeby tego nie robić. Bo jak będę jeździł, to będę miał wypadek, zabiję się, i tak dalej, bo nie potrafię, to nie jest dla mnie. Jak kiedyś chciałem na pewno wydarzenia pojechać i spotkać się z internetowym znajomym, też zostałem do tego zniechęcony - bo pociąg się wykolei, bo deszcz ma tego dnia padać, bo po drugiej stronie to nie jest kolega tylko ktoś próbuje mnie oszukać, okraść, zabić. Byłem wychowany w ciągłym strachu przed wszystkim żeby tylko siedzieć w domu. Czy ktokolwiek normalny mówi tak do dziecka, nastolatka, a później nawet osoby pełnoletniej? Do tej pory nie mam prawa jazdy i boję się myśleć o tym, że siadam za kierownicą.

Do tego zero jakiejkolwiek prywatności. Sprzątanie mieszkania to zawsze był pretekst, żeby przejrzeć WSZYSTKO od A do Z co mam. Jak w zeszycie miałem kartki, bo np. z kimś na lekcji pisałem, to nie było jakiegoś uszanowania prywatności, wszystko było czytane i na koniec tylko pytanie "to zostaje czy do śmieci?". Była sytuacja, że ze złotych myśli jakiejś koleżanki przepisałem sobie numer, bo mi się podobała, to jak rodzice zobaczyli numer to zostałem wyśmiany tak, że się popłakałem. To chyba była jakoś 5 czy 6 klasa podstawówki. Jak rozmawiałem przez telefon to matka czasami potrafiła stanąć obok i nasłuchiwać z kim rozmawiam. To samo, jak wychodziłem do kibla, tylko słyszałem jak podchodzi pod drzwi i stoi. Jak ktoś dzwonił domofonem a ja odebrałem i było to do mnie, to potrafiła łeb przez okno wystawiać żeby tylko spojrzeć kto do mnie/po mnie przyszedł. A może to ja przewrażliwiony byłem i tak to zapamiętałem, jako coś negatywnego, nie wiem. Ale do wszystkiego zawsze byłem zniechęcany, żeby tylko problemów nie robić.

Bardzo boli mnie to, że moje rodzeństwo było zupełnie inaczej traktowane, i może przez to mają w miarę normalne życia. Jak wspomniałem wcześniej o bieda-posiłkach, czasami były też spowodowane tym, że budżet w znacznej kwocie był przeznaczany na rodzeństwo i ich zachcianki, nowe ciuchy, wyjazdy. Przy mnie rodzice potrafili rozmawiać i mówić, że rodzeństwo potrzebuje to i to, tyle i tyle, i trzeba dać bo dziecko nie może odstawać od reszty. Ja w jednych spodniach, jednej bluzie i dwóch koszulkach przechodziłem całe trzy lata gimnazjum. Nigdy nie potrafiłem powiedzieć, że też chciałbym ubrać się w coś fajnego, albo chociaż nowego i czystego. Rodzeństwo czasami dostawało i 100-200zł, żeby pojechać sobie do centrum handlowego i zrobić jakieś zakupy. Było to gdzieś 15 lat, jak nie dalej temu, gdzie ten pieniądz był bardziej warty niż obecnie. Rodzice brali kolejne pożyczki w providentach i innych chwilówkach na leczenie zębów rodzeństwa. Ba, nawet rodzeństwo miało zasponsorowane aparaty na zęby. Ja dopiero jak zacząłem pracę to mogłem iść sobie do dentysty żeby wyleczyć zęby które mi się od czasów podstawówki psuły od tanich słodyczy.

Raz pamiętam, była jakaś taka głupia sytuacja, w której mogłem mieć o coś pretensje, że jestem gorzej traktowany. Pamiętam, że zostałem krótko wyjaśniony - ja to ja, dam sobie jakoś radę. Czy coś w tym stylu, nie pamiętam dokładnie. No, ale nigdy sobie tej rady nie dawałem. Najwidoczniej potrafię udawać tak, że nawet rodzice nie potrafią rozpoznać, że gówniarz 12 lat przesiadujący i dwie doby bez snu przed komputerem to jest coś nie tak. Nigdy nie byłem tematem rozmów, tylko jaki grzeczny jestem a nie to co rodzeństwo. Rodzeństwo jest złe, bo prowadzi normalne życie, ma normalne znajomości, korzysta z chwili. Ja mogłem siedzieć przed komputerem i zadowolić się tylko tym.

No i jeszcze jedna z moich ulubionych rzeczy, czyli zawsze trzeba być zadowolonym. Każdy może mieć gorszy dzień, tylko nie ja. Bo jak okazywałem, że było coś nie tego, to zawsze padały teksty typu że "uważam się za lepszego" (do tej pory nie wiem z jakiego powodu), że pokazuję co tak naprawdę myślę o rodzinie, że jestem przeciwko komuś, wprowadzam zamieszanie, i tak dalej.

Bo wystukaniu takiej ściany tekstu nie wiem nawet, czy ująłem wszystko co chciałem z siebie wyrzucić. Pisałem to w przerwach, kiedy miałem wolną chwilę przed pracą, i teraz po pracy zanim zacznę swoje darmowe nadgodziny, bo przecież według kochanej rodzicielki, nie mogę zaniedbywać pracy bo nikt inny mnie nie przyjmie z moim wykształceniem, moim umiejętnościami i sytuacją na rynku pracy.

Chciałbym, żeby to była marnej jakości zarzutka, ale to moje życie. Część z tych niedogodności ciągnie się do dzisiaj i nie mam nawet do kogo uderzyć, żeby odreagować. Tym bardziej po tym, jak zobaczyłem że wszystkie osoby które kiedyś znałem mają kogoś w życiu. A to, mając nawet mega gówniane życie, jest już naprawdę dużo. Dlatego patrząc na zdjęcia znajomych twarzy i widząc je brnących przez życie mnie tak zdołowało. No, ale co ja mogę, jestem zaprogramowany żeby tylko sobie po cichu ponarzekać a potem robić swoje. Nawet nie wiem gdzieś ostatnie lata mojego życia się podziały, co się w nich wydarzyło. Czy odkąd skończyłem szkołę naprawdę minęło już tyle czasu? Bo ja się czuję, jakbym stał w miejscu. W ponad 30 letnim ciele siedzi nastoletni gówniarz który nigdy nie dorósł i mimo trudności i ogarniania sytuacji, dalej oczekuje na cud. Kiedyś nadejdzie mój czas. Kiedyś będzie okazja żeby to wszystko nadrobić. Kiedyś będzie lepiej. Kiedyś człowiek będzie szczęśliwy. Nie będzie. Pozostaje mi oszukiwać samego siebie przez kilkadziesiąt następnych lat, następnie w starczy wieku zapłakać po raz ostatni że czemu nie było inaczej i koniec. Ale do tego jeszcze długa droga, a tym czasem nic nie znacząca robota za nic nie znaczące grosze czeka.

#przegrywpo30tce #depresja #samotnosc #przegryw
  • 14
to słowo już nic nie znaczy, tak go nadużywacie


@Wypopkowicz: a mimo to, dalej wyskakują wykopki jak Ty, które rzucają pustymi frazesami: "myśl o tym co w życiu dobre", "nie patrz na innych", "nikt nie przeżył tego co Ty".

Mi ciężko wyobrazić sobie co czuje OP, bo nie byłam nigdy w jego położeniu, ale nawet dla mnie te Twoje teksty już brzmią cringowo, a co dopiero dla osoby, która przeżyła coś
@DoloremIpsum: a to ze najbardziej nieszczęsliwi są ludzie którzy się porównują z innymi to fakt. Nie ma uniwersalnej metody na dobre samopoczucie, ale z pewnością patrzenie na życie przez pryzmat tego co osiągnąłeś i jak wypadasz na tle innych, nikogo nie uratuje. A to że tobie wydaje się coś banalne nie znaczy że nie jest prawdą. Czasami życie nie jest aż tak skomplikowane
via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@Onii-chan-san_Senpai: Każdego dnia bez wyjątku, kłótnie, pretensje, zwalanie winy na cały świat, tylko nie na siebie samych

Przeczytaj swój tekst jeszcze raz - robisz dokładnie to samo o co oskarżasz swoich rodziców.
Nie mówię tego kąśliwie, chce żebyś zauważył zależność

Analizując dalej Twój tekst myślę, łatwo zauważyć gdzie jest problem, pozwol, że wymienię parę cytatów:
- zazdroszczę, że ktoś ma odwagę iść gdzieś dalej niż na spacer po okolicy
- mysl,
@Onii-chan-san_Senpai:

i teraz po pracy zanim zacznę swoje darmowe nadgodziny, bo przecież według kochanej rodzicielki, nie mogę zaniedbywać pracy bo nikt inny mnie nie przyjmie z moim wykształceniem, moim umiejętnościami i sytuacją na rynku pracy


Po pierwsze olej darmowe nadgodziny. U starej pracujesz, że musisz je robić?
Po drugie zerwij całkowicie kontakt z rodzinką, a w szczególności z matką. Ci ludzie zniszczyli ci życie i są bardziej toksyczni niż jakikolwiek przegryw
@Onii-chan-san_Senpai: spróbuj małymi krokami zmieniać coś w życiu. Zacznij od czegoś prostego, zacznij na przykład zmieniać trasy jakimi wracasz z pracy, postaraj zahaczyć o jakieś ciekawe miejsce, żeby spędzić chwilę by je podziwiać.
@Onii-chan-san_Senpai: Nie chcę rozgrzeszać Twoich rodziców, ale mam w pamięci teorię wygłoszoną przez pewnego znawcę blackpillu, traktującą o tym, że matka wyczuwa najsłabsze genetycznie dziecko i niekiedy nawet podświadomie chroni je bardziej, niż resztę. Twój przypadek, jak i mój potwierdza, że coś w tym może być. Jak sam wspomniałeś, od początku byłeś nieśmiały, już pierwszego dnia przedszkola płakałeś. Wyjaśnienia są dwa. Albo przed tym okresem rodzice zrobili Ci jakąś krzywdę (tylko