Wpis z mikrobloga

via Rowerowy Równik Skrypt
  • 41
496 403 + 68 + 42 + 15 + 79 + 28 + 25 = 496 660

Piątki przed urlopem powinny być ustawowo zakazane. Serio…

Nie wiem, czy to tylko ja mam takie szczęście, ale prawa Murphyego przed KAŻDYM moim urlopem turlają się ze śmiechu po podłodze. Różowa to zaczyna już podejrzewać, że ja celowo te fuckupy generuję, żeby ona mogła biegać jak kot z pęcherzem, pakując walizki kiedy ja siedzę przyklejony do klawiatury… A na dodatek w drodze z fabryki empirycznie udowodniłem, że jak się zajeździ klocki do zera to hamulce w rowerze przestają hamować… No i pojechałbym na urlop - bez zębów.

Na szczęście jakoś się udało - i z fuckupem, i z zębami, tzn. hamulcami. Po pozbyciu się progenitury (spokojnie - wysłane tylko na wakacje) udaliśmy się z różową na gościnne występy nad polskie morze. W tym roku doskonale widać pierwsze długoterminowe efekty prorodzinnej polityki rządzących. Na plażach i ulicach - myślę, że spokojnie o połowę mniej ludzi niż w ubiegłych (nawet pandemicznych) latach. Dziękujemy pan PiS.

A jak najlepiej rozpocząć urlop? Wkurzając kolegów pedalarzy - tak, żeby wstając w poniedziałek do pracy znaleźli w telefonie zdjęcia z mojej porannej wycieczki. Specjalnie w tym celu wstałem o 4 rano, wsiadłem w ciapong do Władka (żeby chociaż w jedną stronę nie turlać się ścieżką na półwyspie) i pojechałem zbierać kwadraty. Pomorskie asfalty i szutry razem z mocno zróżnicowanym nachyleniem terenu co roku mnie nie zawodzą. Do tego te widoki… I przy tym wszystkim śladowa ilość ruchu samochodowego. Chociaż tutaj wczesno-poranna godzina mogła mieć znaczenie… No nie wiem.

Korzystając z chwilowego ochłodzenia (18-20 stopni, zamiast 30-35) zabrałem różową na wycieczkę do Sopotu. Okazuje się, że logistycznie to nie jest takie proste do zrealizowania - przecież nie będę biuduli kazał tam z półwyspu pedałować… Tak więc dojazd mieliśmy łatwy. Najpierw prosto z Jastarni ścieżką rowerową na Hel. Ale rano, więc ruch na niej niewielki. Tylko rowery się zakurzyły. Tam wskakujemy na prom, który wiezie nas do Gdyni. Duży jest, kilkupoziomowy, więc bardzo nie buja. Już po godzinie schodzimy na ląd w gdyńskim porcie. Tam szybka fotka przy zupełnie nie wiem czym, ale fajnie wyglądało i jedziemy Kępą Redłowską w stronę Sopotu. Kępa jest urocza… I stroma… W związku z tym utrzymuję odpowiednią odległość, żeby nie słyszeć przekleństw rzucanych przez żonę. Dalej już z górki - dosłownie - to ochłonęła. I tak dojeżdżamy do molo. Tego Molo. Trzy szybkie focie, kilka westchnięć do bursztynowej biżuterii i lądujemy w knajpce na plaży. W celu konsumpcji. Pizzy, bo przecież nie związku… A później prosto do Rewy, po drodze tylko wkurzając kierowców: tych na podjeździe na Kontradmirała Czernickiego i tych stojących w mega korku na Open’era. W Rewie jesteśmy godzinę przed promem. Pijemy ciacho i zjadamy kawę - to w Jastarni już nie będziemy musieli.

Koniec urlopu podsumowuję dzisiaj lokalnym, około-legionowskim kwadratobraniem, strzelając kilka fotek - w tym #smiesznypiesek dla @krabozwierz.

#rowerowyrownik #gravel #rower #ruszwarszawa #wykopgiantclub

Skrypt | Statystyki
fonfi - 496 403 + 68 + 42 + 15 + 79 + 28 + 25 = 496 660

Piątki przed urlopem powinny...

źródło: comment_1656855841fYelQQhUgpm3fvNebKV0pT.jpg

Pobierz
  • 11