Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Opowiem wam moja historię, bo zaczynam niedługo terapię i chciałbym to z siebie wyrzucić jako może przestroga, a może po prostu chce zostawić po sobie jakiś ślad mojego życia, które już nigdy nie będzie takie samo.
Pochodzę z typowo średnio biednej robotniczo-górniczej rodziny (na jedzenie nie brakowało, ale na wszystko inne zdarzało się - w jednych jeansach potrafiłem chodzić cały rok), swoje dzieciństwo spędzałem na przełomie wielkich zmian w Polsce (końcówka lat '80, początek '90). Miałem to szczęście, że byłem nieprzeciętnie inteligentny i zaradny chociaż mocno introwertyczny. Jako jedyny z całego drzewa rodziny zamiast zawodówki wybrałem liceum co pozwoliło mi skończyć bardzo trudny kierunek i dostać później dobra pracę (no ale nie wyprzedzajmy faktów narazie). Na trzecim roku studiów zacząłem swoją pierwszą pracę (musiałem, bo utrzymywałem się w akademiku głównie dzięki stypendiom naukowym i socjalnym i czasami na jedzenie brakowało), co nie było łatwe, bo studiowałem dziennie, a studia jednolite 5 lat. Pracując na 3/5 etatu zarabiałem tyle ile moi rodzice razem wzięci pracując na cały etat. Myślałem, że Boga za nogi złapałem, pieniądze zmieniły w moim życiu wszystko. Życie w biedzie spowodowało, że teraz chyba chciałem się odbić i zacząłem żyć bardzo rozrzutnie i korzystać z życia ile się dało. Skończyłem studia, pierwsza zmiana pracy, druga, zacząłem zarabiać naprawdę spory hajs pracując dla zagranicznych kontrahentów. W pewnym momencie postanowiłem pracować dla siebie, założyłem działalność, kilka lat poźniej biznes się rozrósł, że musiałem już zacząć zatrudniać ludzi, żeby powiększać firmę. Pieniądze zawróciły mi w głowie, wszystko co robiłem było chłodną kalkulacją "ile można na tym zarobić". Po kilku latach kwartały zaczynałem zamykać z zyskiem siedmiocyfrowym. Pieniądze jak szybko przychodziły tak szybko też się rozchodziły, wynajem fancy mieszkań, leasingi drogich fur, poźniej doszedł jeszcze alkohol i narkotyki, imprezy, wycieczki, imprezy i jeszcze raz imprezy. I tutaj jest punkt zwrotny w tej historii. Przez alkohol i narkotyki zacząłem "olewać" klientów. A to nie pojawiłem się na jakimś spotkaniu, a to spóźniłem się z podpisaniem jakiegoś kontraktu i zamiast dać mi do myślenia i się ogarnąć zrobiłem najgorsze co mogłem. Sprzedałem większość udziałów wspólnikowi zostawiając sobie tylko tyle, żeby dalej mieć z tego jakieś pieniądze, a nie musieć w tej firmie za dużo robić, mając nadzieje, że zachowam stan dotychczasowego życia. Wtedy też zacząłem wydawać więcej niż zarabiałem, stan konta nikł w oczach. Z perspektywy czasu widzę, że już wtedy byłem uzależniony od alkoholu, ważniejsze było się napić, niż np iść z dzieckiem na spacer (a tak nie wspomniałem, na studiach poznałem późniejszą żonę, ślub wzięliśmy rok po moich studiach, kiedy jeszcze potrafiłem kontrolować swoje życie - ale to historia na inny temat i w kontekście tej nieistotna). W pewnym momencie żona powiedziała STOP - albo leczę alkoholizm albo z nami koniec. Oczywiście wtedy nie rozumiałem jej o co chodzi, jaki alkoholizm? Ciągle dostawałem szansę obiecując, że przestane pić, ciągle obietnic nie dotrzymując. No i stało się, ROZWÓD, dziecko zostaje z żoną. Podział majątku jeszcze się nie sfinalizował, ale widzę, że będę musiał sprzedać nasz dom, żeby ją spłacić, bo konto prawie wyzerowane przez własną głupotę. Nie chcę jej zostawiać z niczym, widzę jak dużo ze mną się wycierpiała przez mój alkoholizm i ile szans mi dawała. To było jak uderzenie obuchem w głowę. Dotarło do mnie co #!$%@?łem, niestety na naprawę życia jest już za późno. Popadłem w depresję, z własnej firmy zostałem #!$%@? (przegłosowany, bo nie miałem już większości), no ale kto chciałby, żeby jeden z reprezentantów pojawiał się naćpany, zmęczony życiem i śmierdzący i "wczorajszy" na spotkaniach z klientami. Wciąż posiadam kilkanaście procent udziałów, ale nie pełnię już w firmie żadnej roli. Pierwszy raz w życiu dobiłem do ściany i nie wiem co mam zrobić, pieniądze się zaraz skończą, z dywidendy są na tyle małe, że pozwolą mi się jedynie utrzymać, ale domu nie uda mi się zachować. Postanowiłem iść na terapię, może uda mi się w końcu wytrzeźwieć, żeby trzeźwo oszacować sytuację i zastanowić się jak wyjść z tej matni.
#alkoholizm #alkohol

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #61debd44f903de000accf827
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 3