Wpis z mikrobloga

Włączam narratora, bo za trzy odcinki okaże się, że to jest jednak córka Prezesa.

Do zaczynu poczęcia doszło jeszcze w latach 90., kiedy prezes nie był prezesem, tylko chłopcem nieśmiałym z bujnymi blond lokami, który jeździł w soboty 2. klasą PKP do stolicy na Bazar Różyckiego, gdzie handlował Paprykarzem Szczecińskim i grubo przemieloną kiełbą z kolagenowych rapek kurczaków.

I tam też, na bazarku poznał piękną Khmerkę, oferującą wprost z łóżka polowego kińską biżuterię, damskie rajtki samonośne oraz kasety video z ambitnym filmem. I się zagadał z ową pięknością na temat tych filmów, bo kino interesowało go od czasów, kiedy jeszcze nosił pieluchy-tetry na dupsku. A potem to już przyszła czyściutka miłość i fascynacja kulturą Wschodu. Coś się narodziło, coś się niechcący poczęło.

Pech chciał, że na te wszystkie internacjonalne amory na polowych łóżkach wlazł Balcerowicz i dzikie bazarki #!$%@?, popsuł klimat egzotycznych miłości, które wówczas w naszym kraju kwitły jak japońskie wiśnie, tym samym Żwawy Leszek przystopował zwyżkę wyżu demograficznego.

Piękność azjatycka musiała więc opuścić bazarek i nasz kraj, dźwigając na barach owoc miłości popełniony przez handlarza paprykarzem, który to o owocu swych namiętności pojęcia bladego nie miał. Wróciła do wioski pod Pom-Pen. Dzielnie znosiła rozłąkę, tęskniła za blond chłopcem, podprogowo czuła, że nie wszystko jeszcze skończone.

Lata mijały, owoc miłości rósł i dojrzewał niczym słodkie awokado. Z kolei na drugim końcu świata, spienione fale Bałtyku unosiły tęsknoty serca naszego szczecińskiego chłopca.
Blondasek targany uczuciem mocnym jak kambodżańskie, ziołowe pieprze, spisał miłosny list, wcisnął karteczkę w opróżnioną butelkę po wysokoprocentowej „Bałtyckiej”, rzucił w wir fal i czekał, czekał.

I słowo pisane stało się ciałem. Nadeszła odpowiedź - wezwanie pod rygorem, w liście z lakowaną pieczęcią kińską. Spakowawszy się na luźno, ruszył nasz bohater w drogę długim, żółtym szlakiem.

Dotarł, harował bez etatu za trzech, tytuł „Nadprezesa” objąwszy w trudzie i znoju spocone czoło ocierał nadmiarowymi zwitkami pachnących juanów, aż razu pewnego stwierdził, że na wuj mu miłość za juany kupować, kiedy rzut beretem i tuż za miedzą można miłość z bazarku Różyca odnaleźć.
W dwie godziny się zebrał i upchnąwszy na luźno kilka nierdzewek w plecak, ruszył szukać swego Słoneczka w Kambo, pozostawiając pustkę po sobie; Kiny spłakane i w głębokiej żałobie.

Miał szczęście nasz narodowy i patriotyczny w głębi duszy chłopiec, że nie pochlały go w drodze węże, dzikie bawoły i histeryczne małpy, więc cało dotarł do wioski swej miłości. Szczęście okazało się być jednak nadprogramowe w dwójnasób. Bo oto pośrodku wsi - matka z córką wspólnie powitały swego kochanka i tatkę w jednym, a każda z nich piękniejsza od każdej.

Gdy nasz bohater gębę rozdziawiwszy z wrażenia nie ogarnął jeszcze o co kaman, miłość khmerska z czasów kwitnącego bazaru w nadwiślańskim kraju, rzekła:
- Oddaję ci oto tę córę naszą z namiętności poczętą, pod twoją opiekę. Ty o nią dbaj, pilnuj, chowaj, kształć i miłuj, aż po koniec końców”.

Tak oto słowo się wypełniło. I misję swą Prezes nasz wypełnia do dziś, jako ojciec troskliwy i miłujący swe dziecię ponad wszystko, ponad jad hejterów-zazdrośników.
............
Postuluję o odrobinę ludzkich uczuć,wyrozumiałości i trochę romantyzmu, żeby epicko było.;)

#raportzpanstwasrodka #pastaawokado #popaswmilosc #
  • 2
Więc nasz Nadprezes jest niemal Wokulskim XXI wieku!

Symbolem przedsiębiorczości i zaradności, który marnym sklepikarzem będąc postanowił życie swe odmienić, wyjechać w dzikie wschodnie kraje, zdobyć ogromną fortunę i ludzki szacunek.

Tak jak Stanisław, który był gotów rzucić cały swój majątek pod nogi pięknej Izabeli, Prezes na swoje ukochane wydaje kwoty wręcz niewyobrażalne dla mieszkańców kraju represji i sanepidu.

Jest niestety druga, mroczniejsza strona medalu.
Gdy Stanisław Wokulski, odkrył, że tytułowej Lalce
@RyugaHideki: Plus za znajomość "Lalki" ;) Wokulski miał serce pełne miłości, nasz cysorz - raczej wątrobę pełną... taka różnica.
Też obawiam się tego wielopiętrowca... miejmy nadzieję, że to tylko - jak mówi prezes/cysorz - dla jaj ;)) pzdr:)