Wpis z mikrobloga

#redpill #blackpill #mikrokoksy #silownia #tinder #logikarozowychpaskow #zwiazki

Miarą dysproporcji na rynku matrymonialnym jest fakt, że tak mało kobiet ćwiczy siłowo dla poprawy sylwetki. Jest to rzecz zdumiewająca, co udowodnię poniżej.

Założenie:
- Kobieta może znacznie łatwiej zwiększyć swoją atrakcyjność niż mężczyzna za pomocą siłowni.

Twierdzenie nieintuicyjne, ale tak właśnie jest! Po pierwsze, aby kobieta była sylwetkowo atrakcyjna, zasadniczo wystarczy jej żeby miała kształtną dupę przy wąskiej talii, co oznacza, że potrzebuje utrzymać dość niską/prawidłową masę ciała i zwiększyć masę mieśni pośladkowych. Jak jest ambitna to jeszcze poprawi mięśnie nóg i brzucha, i już wygląda lepiej niż 95% konkurencji, o ile nie ma jakichś zaburzonych proporcji pokroju wąskich bioder i szerokich barków. Generalnie osiągnięcie seksownej sylwetki jest w zasięgu większości kobiet przy pomocy rozsądnych treningów w okresie około 6-12 miesięcy.

Mężczyźni mają tutaj trudniej, gdyż do atrakcyjnej sylwetki potrzebują rozbudować całe ciało (albo chociaż większość mięśni) w znacznie większym stopniu, bo atrakcyjna jest mocno umięśniona sylwetka (z perspektywy naturala, a nie sterydziarza kulturysty). O ile poprawa samych nóg i pośladków w umiarkowanym stopniu jest dla naturalnie ćwiczących osób dość prosta do zrobienia, tak już nabicie tych 15kg czystej masy mięśniowej powyżej średniej przy niskim bf i utrzymanie tego będzie dla naturala wyzwaniem na lata. A i tak nie będzie to dawało takiego boosta do atrakcyjności jak instagramowe dupsko, gdyż kobiety nie lecą na męskie ciała w takim stopniu jak faceci na żeńskie, ale też wymogi sylwetkowe są wyższe, a najbardziej pożądanych cech nie da się wyrobić na siłowni (wzrost, twarz, włosy, rama kostna). Kobieta o brzydkiej twarzy zrobi makijaż i samą dupą przyciągnie sporo adoratorów, a manlet czy gość ze #!$%@? ryjem nabity mięśniami wzbudzi raczej śmiech niż pożądanie.

Mimo tego większość bywalców siłowni, a ściślej mówiąc ćwiczących siłowo, to mężczyźni. Kulturowo zrozumiałe, targanie ciężarów to domena męska, predyspozycje siłowe mamy dużo lepsze. Jednak spojrzenie na ćwiczące kobiety znacznie się zmieniło w ostatnich latach (i dobrze). Kobieta dzięki siłowni może znacząco podbić SMV, co pozwoli jej celować w partnerów atrakcyjniejszych i zamożniejszych, a to wszystko niskim nakładem kosztów. Wydawałoby się, że w takiej konfiguracji każda rozsądna kobieta, która jeszcze nie usidliła bogatego chada w związku małżeńskim bez intercyzy, powinna ćwiczyć, skoro może dużo zyskać w tak łatwy sposób. Więc jak to jest, że jeszcze nie widzimy 50% czy nawet 20% kobiet cisnących przysiady, ciągi i hip thrusty 2 razy w tygodniu? Jak to jest, że ledwie kilka procent młodych kobiet coś tam ćwiczy poważniej? Jak to jest, że większość kobiet jest albo gruba, albo chuda, albo bezkształtna?

Otóż jeden z podstawowych wniosków jest taki, że im się nie chce. Nie chce im się, bo nie muszą. I tak mają spermiarzy, betaorbiterów i ruchaczy na pęczki po kilku kliknięciach na tinderze. Zrobienie makijażu dawać może porównywalny boost atrakcyjności (choć sylwetki nie poprawi), przy czym jest domyślne, wymaga mniej wysiłku. Ładowane do głów od samego dzieciństwa przeświadczenie, że na pewno znajdzie sobie wartościowego partnera, podsycane pozytywnym feedbackiem simpów i patologicznymi propagandami pokroju bodypositive, zniechęca do pracy nad sobą. Warunki stały się tak sprzyjające dla kobiet, że niewiele już muszą. Może tylko myć się, ubrać jako tako, pomalować, jeśli ryj tego wymaga i nie gadać przesadnych głupot (co przy zalewie julek, alternatywek, feministek i innych odklejonych nie jest takie oczywiste). 20 lat temu, w czasach mniejszych rynkowych dysproporcji płciowych, brak ćwiczących siłowo kobiet w celu modelowania sylwetki można było wytłumaczyć brakiem wiedzy oraz kulturowym postrzeganiem siłowni jako miejsca dla bandziorów i sebiksów, dostępność bardziej "inkluzywnych" klubów fitness była bez porównania mniejsza. Teraz, w erze instagramowych #!$%@? i tym podobnych celebrytów, przy powszechnym dostępie do wiedzy nt ćwiczeń i popularności klubów fitness, mała liczba ćwiczących kobiet jest czymś zaskakującym nawet z czysto rynkowego punktu widzenia jako niedostatecznie wyeksploatowana nisza. Bo nawet jeśli kobiety niewiele muszą, żeby mieć atencję, partnera, kochanka i orbiterów, to przecież nadal niskim nakładem pracy mogłyby mieć więcej atencji (którą da się internetowo spieniężyć), bogatszego partnera, lepszego kochanka i bardziej oddanych orbiterów xD Te, które to w porę dostrzegły, już osiągnęły seksowne sylwetki i czerpią z tego korzyści na różnych płaszczyznach. Ich niewielką liczbę można tłumaczyć przez właściwe kobietom lenistwo, obżarstwo i nadmiar opcji za sprawą portali randkowych. Położenie kobiet można porównać do hipotetycznej sytuacji jakby dać jakiejś grupie społecznej 5000 plus i powiedzieć, że może trochę popracować, żeby mieć dodatkowe 3000. Otrzymanie 5k za free na starcie rozleniwi człowieka na tyle, że dalej nie będzie się chciało ruszyć dupy po kolejne 3k, nawet jeśli nie będzie to wymagało ciężkiej pracy. Przy czym ta "dodatkowa praca" jest mimo wszystko słabo popularna w społeczeństwie, przez co ciężko ją porównać do normalnej pracy zarobkowej, która jest domyślna.

Do tego fakt, że w czasach młodości większość przeciętnych kobiet ma sporo szans żeby przespać się z chadem, sprawia, że dopaminergiczny układ motywacji jest rozleniwiony możliwością łatwej gratyfikacji. Prościej dać się przeruchać przez 10 kolejnych atrakcyjnych typów z tindera w nadziei, że któryś okaże się chętny na związek (akurat z tą jedną ze stu innych opcji do ruchania dla chada), niż popracować rok na siłowni z dietą, żeby realnie zwiększyć swój wskaźnik SMV i zacząć pozytywnie wyróżniać na tle reszty.

Gdyby mężczyźni mogli za sprawą siłowni tak znacząco zwiększyć atrakcyjność seksualną jak kobiety, to większość zostałaby lifetime pakerami, a połowa z nich zapewne zasiliłaby przemysł podziemno-farmaceutyczny, ładując sterydy w dupsko jak #!$%@?.

Tak więc wnioski jakie się nasuwają są proste. Kobiety nie dość, że na rynku matrymonialnym mają na starcie wielokrotnie większe szanse od mężczyzn, to za sprawą siłowni mają też możliwość na dużo łatwiejsze poprawienie tych szans od mężczyzn. Mimo tego znacznie rzadziej korzystają z takiej możliwości. Naturalnie jednak rynek nie znosi próżni i coraz więcej kobiet przezwycięża irracjonalny lęk przed nadmierną rozbudową muskulatury, zaczynając modelować swoją sylwetkę, osiągając stan atrakcyjności, który sprawia, że już nigdy nie spojrzą łaskawym wzrokiem na normika. Takich kobiet powinno być jednak więcej z rynkowego punktu widzenia.

A co do tejże obawy, że za bardzo rozbudują mięśnie, co kobiety często mówią w ramach wymówki lub z powodu kompletnej niewiedzy o żmudnym procesie budowania mięśni, wynikającej z tego, że przez całe życie nic nie ćwiczyły, to należy jednak zwrócić uwagę, że przesadzając na siłowni kobieta może, choć rzadko się to zdarza, rozbudować do stopnia, który upodabnia do samca, co już odbiera jej punktów atrakcyjności. Ale nie jest to problem dla tych, które chcą zbudować seksowną sylwetkę, bo wystarczy wiedzieć kiedy przestać masować i których partii za bardzo nie stymulować. Oczywiście znajdą się też tacy mężczyźni, którzy nie lubią jakichkolwiek oznak mięśni u kobiet (np. dlatego, że sami ich nie mają i czują się jeszcze bardziej #!$%@? przy takich babkach), wolą chudziutkie, skinnyfaty, grubaski lub płaskodupne i bezkształtne, ale powiedzmy, że ich w tym wywodzie pominę, bo po co zajmować się mniejszościami, fetyszystami, zboczeńcami lub kryptogejami. Jeśli dane działanie zwiększa atrakcyjność w oczach 70% osobników płci przeciwnej, jest netrualne dla 10% i negatywne dla 20%, to suma sumarum się opłaca. Zresztą więcej jest kobiet grubych, chudych, ulanych i bezkształtnych niż thicc fit oraz kształtnych, więc na te drugie będzie większy popyt z uwagi na większą rzadkość.

PS: Pewne złośliwości w tekście mają cel humorystyczny i ubarwiający, proszę nie brać ich do siebie i skupić na treści merytorycznej, która jest jak najbardziej na serio.
  • 50
  • Odpowiedz
  • 4
@Eugeniusz_Zua myślałam jak miałam 20 lat. Teraz mam 30 i jakbym miała jakieś operacje robić to prędzej laserowa korekcję wzroku. Już jestem z tym ok. Polubiłam to bezbiuście. Nie chce gonić za Barbie.
  • Odpowiedz
że tak mało kobiet ćwiczy siłowo dla poprawy sylwetki


@PoncjuszPijak: Post jest wybitnie mizoginistyczny, ale odpowiem.

Siłownia to typowo męskie zajęcie. Ja czasem chodzę, ale nie czuję się tam komfortowo, szczególnie jeśli jestem sama.

Natomiast chodzę kilka razy w tygodniu na basen i codziennie biegam. Moje koleżanki uprawiają przeróżne sporty, od tańca na rurze, jazdę figurową, taniec współczesny, jogę, pilates itp. Wszystko to pozwala utrzymać dobrą kondycję. Czy wyrabia mięśnie? No
  • Odpowiedz
@PoncjuszPijak: jakieś TLDR?

Poza tym druga strona tego medalu jest taka, że jak kobieta już ćwiczy to często jest jakąś zakompleksioną, płytką fitnesiarą. CO z tego, że zrobi sobie dupe, jak wiąże się z tym płytkie podejście do życia (dla takiej jedynie liczy się wygląd i status życiowy), brak umiejętności przywiązania przez 1000 samców chcących ją wyruchać w każdej chwili (więc po co się starać dla przeciętniaka).

A - no i
  • Odpowiedz
@Saprofit

Najważniejszy w wyglądzie jest gen, czyli te same mechanizmy determinujące niezależne od jednostki czynniki jak wygląd twarzy czy wzrost.


Poniekąd tak, tyle że:
- wzrost u kobiet nie ma znaczenia pomijając skrajne skrajności. O ile 1/4 mężczyzn z góry odpada* bo są za niscy, tak u kobiet może kilka procent najwyższych będzie mieć po prostu nieco trudniej (wciąż łatwiej niż mężczyźni).
- Nie rozmawiamy tu o twarzy, lecz o sylwetce, zresztą
  • Odpowiedz
@janeeyrie: Co ty k*a bredzisz typiaro XD

dlaczego tak mało mężczyzn chodzi na balet, skoro poprawiłoby to ich postawę i pomogło się dobrze rozciągnąć


No nie wiem pomyślmy, może dlatego, że balet ani rozciąganie nie buduje mięśni? A tym samym w żaden sposób nie zwiększa atrakcyjności mężczyzny na rynku matrymonialnym?

Dlaczego nie ma więcej mężczyzn tańczących na rurze, mimo że to świetny sposób na nabranie mięśni i giętkości.


XDDDDDDDDD

No
  • Odpowiedz
A tym samym w żaden sposób nie zwiększa atrakcyjności mężczyzny na rynku matrymonialnym?


@papaj42: Yyy, ja myślałam, że sport uprawia się po to, żeby być zdrowym i dobrze się czuć w swoim ciele.

Ale widać się myliłam, od teraz już będę wiedziała, że faceci uprawiają sport tylko wyłącznie po to, żeby zaliczać więcej lasek. Trochę żałosne.
  • Odpowiedz
No pewnie, taniec na rurze to zajebisty sposób na nabranie masy mięśniowej. Musisz to powiedzieć tym wszystkim głupim facetom, którzy nadal tyrają na siłce. Po co mają tam łazić, skoro wystarczy wy**bać dietę pudełkową i potańczyć na rurze?


@papaj42: Kalistenika. Mówi ci to coś? Zerknij sobie jak wyglądają faceci, którzy ją trenują. Nie trzeba przerzucać tony żelastwa, żeby dobrze wyglądać.
  • Odpowiedz
@janeeyrie:

Ale widać się myliłam, od teraz już będę wiedziała, że faceci uprawiają sport tylko wyłącznie po to, żeby zaliczać więcej lasek. Trochę żałosne.

Co jest żałosnego w tym że ludzie uprawiają sport dla poprawy atrakcyjności? Każdy wie że to całe podobanie się sobie, dbanie o zdrowie itp to jest oszukiwanie siebie i innych że nie chodzi o poprawe atrakcyjności.
  • Odpowiedz
@Kwas-Siarkowodorowy: No może facetom o to chodzi. Kobiety uprawiają sport, bo dbają o zdrowie (z tego samego powodu np. częściej chodzą do lekarza). W każdym razie, jak widzisz, rozwiązała się tajemnica, faceci trenują na siłowni, bo chcą więcej zaliczać, kobiety uprawiają sport dla siebie, więc nie zależy im na wielkim tyłku, więc na siłownię nie chodzą.
  • Odpowiedz
@janeeyrie: tak to może myślą chłopaczki którzy mają kilkanaście lat. A nie dorosły mężczyzna ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Kurde to po jakichś 15 latach to widzę mogę przebierać XD

Baby to naprawdę myślą, że każdy chłop robi wszystko dla nich ( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz