Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
No i poczytałem w końcu o co wam chodzi w tym #antynatalizm, i jeśli dobrze rozumiem to wszystko sprowadza się do dwóch wniosków:
- nie da się uniknąć w życiu cierpienia
- cierpienia trzeba unikać i je niwelować - a brak życia w ogóle to jedyny sposób na brak zdolności odczuwania

Coś przeoczyłem? Macie do zaoferowania cokolwiek więcej niż najzwyklejszy strach przed życiem, prawda? Bo jak nie to trochę beka.


Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #615629adc1495c000ae1e1a0
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 217
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@AnonimoweMirkoWyznania nie jestem antynatalistą, ale przypominacie homofobów, którym przeszkadza, że ktoś żyje jak chce. Nie jestem też homoseksualny, ani trans.

Ktoś nie chce mieć dzieci to jego sprawa, o ile nie jest zaburzony. Nie ulega presji innych.
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Antynatalizm to bańka pustej racjonalizacji, projekcja własnego cierpienia na otaczającą rzeczywistość i nic więcej. I dlatego jest też skazany na porażkę, ponieważ nie posiada linii argumentacyjnej zdolnej rezonować z tą częścią społeczeństwa, która tego cierpienia nie odczuwa. Pozycja pseudofilozoficzna (bo przecież o antynatalizmie przez wielkie A w stylu Schopenhaueryzmu tu nie mówimy) na zasadzie "ludzie czasami łamią nogi, dlatego należy walczyć o to, by każdemu je prewencyjnie #!$%@?ć". A
  • Odpowiedz
Przez to cierpicie i wy i ludzie którzy mają się narodzić pomimo tego, że tego nie chcą.


@Neltharim: Bawi mnie ta pokręcona, antynatalistyczna logika sugerująca, że życie to coś, co "sprowadza" się na na jednostkę jako jakie jarzmo cierpienia, kajdany pętające wolne dusze. Jako osoba wierząca byłbym poniekąd zdolny zaakceptować taki tok rozumowania, gdyby nie twierdzenie antynatalistyczne, że przed narodzinami ani po śmierci niczego nie ma, i że ludzie poza
  • Odpowiedz
@dyskutek2: To była akurat nieco sarkastyczna replika. Swoją drogą, w tej sytuacji to bardziej antynataliści są takimi zajadłymi, jadowitymi, homofobicznymi militantami, którym przeszkadza to, że inni ludzie chcą żyć i tworzyć życie. Przecież nie mowa tutaj o ludziach, którzy po prostu chcą być bezdzietni.
  • Odpowiedz
@anonimowy-anon: jednostka która nie istnieje po prostu nigdy tego nie będzie musiała osądzać a co do szczęścia to wystarczy przeczytać troche biografi ludzi sukcesu np tesli, jobsa itd trzeba być bezdennie głupim żeby powołać nową istote a następnie związać się z nią emocjonalnie tak że będzie np cierpiała z powodu choćby naszej śmierci z której sobie zdajemy sprawę że jest absolutnym końcem wszystkiego a nie bajkami z mchu i paproci.
  • Odpowiedz
@anonimowy-anon absolutnie nie, sensem życia każdego człowieka jest cierpienie, które wy katolicy (tak tylko zakladam że nim jesteś) wynosicie do rangi bóstwa. Jesz bo glodujesz. Pijesz bo jesteś spragniony. Oddychasz bo się dusisz. Każdy człowiek cierpi. Mniej lub bardziej. Jeden człowiek może być torturowany, a drugi bedzie miał problem bo tata nie chce dać na nowego merca. Cierpienie to punkt wyjściowy. To jest bazowe napięcie w maszynie którą jest człowiek. Dopiero
  • Odpowiedz
a co do szczęścia to wystarczy przeczytać troche biografi ludzi sukcesu np tesli, jobsa


@suqmadiq2ama: Nic niewarty dowód anegdotyczny, który nawet nie wiem czego ma dowodzić. Równie dobrze można przytoczyć biografie ludzi sparaliżowanych, kalekich, okrutnie potraktowanych przez los którzy byli szczęśliwi (Stephen Hawking na przykład).
Nie wiem skąd bierzecie to całkowicie pewne przekonanie, że po śmierci niczego nie ma. Ale nawet gdyby miało niczego po śmierci nie być, to nadal
  • Odpowiedz
@Neltharim: Nie jestem katolikiem. Nie wynoszę cierpienia do rangi bóstwa. Dlaczego miałbym być? Dlaczego miałbym tak robić? Powiedziałem tylko, że jestem osobą wierzącą.

Człowiek absolutnie nie rodzi się z poczuciem cierpienia i nie jest ono punktem wyjściowym dla życia. Stan cierpienia jest czymś, co w człowieku się wypracowuje, i cierpienie nie jest poczuciem głodu czy pragnienia w fizycznym sensie. Mowa tu o cierpieniu (pragnieniu) psychologicznym. Zdziwi cię to pewnie, ale
  • Odpowiedz
@anonimowy-anon nie rozumiesz mojego podejścia do sprawy. To nie jest tak, że coś stało się w moim życiu i odebrało mi smak życia. Chodzi o to że cały ten smak życia to oszustwo, które ma Cię motywować do życia. To czy jestem lepszy czy gorszy od innych nie ma znaczenia. Nasze życia to krople w oceanie czasu

Hawking był szczęśliwy? Weź ty się zastanów xD
  • Odpowiedz
@Neltharim: Ale przecież tak właśnie się wypowiadasz, jakby coś ci się stało. Mówisz o anestezji, kojeniu cierpienia, o ucieczce, a nie dążeniu. Mówisz, że nie odebrano ci "smaku życia", ale też że "smak życia" to oszustwo. Jak więc jest, że wielu ludzi nie widzi jego smaku jako jakiegoś fałszu? Jak to jest, że ludzie potrafią być szczęśliwi? I proszę, nie próbuj mi zaraz pisać, że zadowolenie z życia to efekt
  • Odpowiedz
@anonimowy-anon co człowiek robi gdy się rodzi? Płacze, czy to jest jego wyraz szczęścia? Jaki wpływ ma dziecko na to czy się urodzi? Skąd wiadomo że tsgo chce? Człowiek który jest: głodny, spragniony, ma problemy z oddychaniem i jest szczęśliwy? Skąd w jego organizmie serotonina czy dopamina? Taki czlowiek jest szalony. Człowiek to zwierze. Nie ma żadnej duszy. Człowiek to skomplikowana maszyna. Nie gniewam się ani nie jestem zły. Chcę po
  • Odpowiedz
@Neltharim: Nie jest to na pewno wyraz cierpienia, a prędzej dyskomfortu. Te same dzieci później śmieją się, bawią, dorastają, kwitną, i nie trwają w żadnym poczuciu Weltschmerzu. Nawet najgorszy głupiec widzi jak szczęśliwe na ogół są dzieci, i to jest właśnie ten domyślny stan mentalny dla istoty ludzkiej, naturalny stan psychiki ludzkiej, który można ewentualnie stracić.
Wyrażane przez ciebie cierpienie jest przykre, ale na pewien sposób ujmujące. Sposób, w jaki
  • Odpowiedz
@anonimowy-anon: Podziwiam, że Ci się chce. Pisałem tu na tagu mniej-więcej podobne rzeczy (w mniej inteligentny sposób niż Ty). Nawet doradzałem, co antynataliści mogliby poczytać i postudiować żeby dawać o wiele lepsze argumenty. I podobnie tłumaczyłem, że to co głoszą nie ma nic wspólnego z filozofią ("antynatalizm to "filozofia" dla ludzi, którzy nie wiedzą czym jest filozofia").
  • Odpowiedz
@EastWestEast: Antynatalizm jest w najlepszym (najgorszym?) razie destruktywny dla społeczeństwa i nic dobrego nie może z niego wyniknąć. To destruktywna, turboindywidualistyczna idea niebiorąca jeńców. Tym, co pozwoliło mi zrozumieć przyczynę i wrodzoną wadę antynatalizmu były/są moje własne przygody z depresją i zaburzeniami osobowości, i zrozumienie faktu, że sam nie rozumiałem przyczyny mojego nieszczęścia, szukając na ślepo podobnych tłumaczeń. Tylko że ja z czegoś takiego wyrosłem mając lat naście. Nie wiem,
  • Odpowiedz
@anonimowy-anon: Rany Boskie, logiczne argumenty na wykopie, ile to już lat minęło odkąd to widziałem... szacun, że Ci się chce, ja to już głównie tu przeglądam i kręcę głową.
  • Odpowiedz