Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#zwiazki
Piszę żeby wyrzucić z siebie frustrację i opowiedzieć historię mojego związku.
Jestem z moim chłopakiem 4,5 roku, z czego 4 lata mieszkamy razem. Jak się poznaliśmy obydwoje studiowaliśmy, w między czasie ja skończyłam studia i zaczęłam pracę, a on nie. Chwytał się jakiś dorywczych prac, ale w branży w której studiował nie znajdywał pracy- czy to przez kryzys na rynku i brak znajomości czy może jednak to że tych studiów nie dokończył... nie wiem. Bardzo mnie to stresuje, że tyle czasu to trwa żeby się ogarnął. Brakuje mi stabilizacji, pójścia na przód, chciałabym założyć rodzinę. On wie, że zależy mi na tym żeby niedługo starać się o dziecko, bo mam problemy ginekologiczne i boję się że jak jeszcze trochę poczekam to będzie za późno. Początkowo mówił mi że za rok jak się sytuacja na prostuje to będziemy się starać, a niedawno powiedział że mówił to po to żeby mnie "uspokoić", że nie da rady żeby jego sytuacja się naprostowala w ciągu roku, że pewnie prędzej za 3 lata.. A ja się czuję po prostu oszukana. Ten brak stabilizacji na tyle mnie stresuje że dostałam problemów kardiologicznych i uznałam że to już jest ten moment żeby pójść na terapię. A na terapii idzie to w tę stronę że powinnam się z nim rozstać, bo to on jest głównym źródłem mojego stresu. Nie jestem na to gotowa, nie chcę... Łatwo mówić, żebym zostawiła człowieka, który przy mnie był i jest mimo że w czasie trwania naszego związku rozpoznano u mnie stwardnienie rozsiane.. Od początku nie mam prawie żadnych objawów, choroba się objawia tylko tak że biorę leki. I ja wiem ze to jest blokada w mojej głowie, ale ja nie wierzę że byłabym znaleźć kogoś kto by mnie tak pokochał i zaakceptował jak on. Cały czas wierzę że tym razem będzie dobrze, i potrzebuje w to wierzyć bo jak terapeutka chciała pozbawić mnie złudzeń to czułam się okropnie.
Kocham go najmocniej na świecie, wspierał mnie w najgorszych momentach, i pewnie sobie myślicie że skoro kocham to w czym problem.. A no w tym że ja też od lat wspieram i już nie mam siły. Odejść też nie potrafię bo go kocham i marzę o tym żeby w końcu wszystko się ułożyło bo to z nim chce być.. Ale jeżeli sobie pomyśle, że nic się nie zmieni, że będę w takim zawieszeniu jeszcze trochę to wiem ze nie dam rady.. Już nie daję rady psychicznie.

W sumie to co chciałabym się zapytać, o to czy miłość wystarczy, czy warto jeszcze poczekac, czy moze pozbyć się złudzeń?

Czy przekreślilibyście na starcie osobę z przewlekłą chorobą?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #614f859b4f6e84000a2c07e5
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 20
Ja ja mi moje chce brakuje mi marzę

Powinien, nie zrobil, nie dał rady

No z tego co widze niezle naciski na niego dajesz. Widzac ton z twojej strony ze twoje jest najwazniejse.
Nie widzie wlsie ze nie daje rady nie majac wsparcia z twojej steony i majac samemu problemy.

A moze zrezygnuj ze swoich marzen bo widac on rezygnuje ze swoich starajac sie realizowac twoje.

Szkoda chlopa, wiem jak sie czuje
zależy mi na tym żeby niedługo starać się o dziecko, bo mam problemy ginekologiczne

rozpoznano u mnie stwardnienie rozsiane.. Od początku nie mam prawie żadnych objawów, choroba się objawia tylko tak że biorę leki


@AnonimoweMirkoWyznania: wiesz co? nie mam słów na coś takiego. znam rodzinę, w której matka miała SM, nie powiedziała mężowi i dwójka jej dzieci odziedziczyła. ona zmarła wkrótce po porodach, mąż zajmował się dziećmi, a później macocha. już
@AnonimoweMirkoWyznania: Żaden dobry terapeuta nie powinien sugerować ci rozwiązań. Jeśli mówi ci czy masz zostawić partnera czy nie to jest #!$%@?. Do tego powinien choć w minimalnym stopniu zasugerować terapię wspólną.
Ludzie chodzą na małżeńskie z większymi problemami niż to że ktoś stracił pracę bądź że jest niedojrzały i z tego wychodzą.

Idź skonsultować się z innym terapeutą i zapytaj o te sprawy. Zasięgnij drugiej opinii. Osoba do której chodzisz miesza
SpoconyWarchlak: co? 3 lata na ogarnięcie się? Pogoń typa. Ja jestem z żoną 13 lat. Przy czym moja na początku pracowała, a potem jej się odechciało. I żyje jak ten truteń. Zero obowiązków, zero chęci. A wiem, ze potrafi. Twój chłop też potrafi. Niekoniecznie musi w branży-niech se idzie na budowę, albo na kelnera czy coś.
Chcesz skończyć jak ja? Czekając lata na #!$%@??
I gwarantuję Ci, że ci nasi partnerzy,