Wpis z mikrobloga

Wspominałem niegdyś, przy okazji wpisu z Wybrzeża Kości Słoniowej o grzanych bananach w gazecie, że jestem najgorszym typem konsumenta (tudzież najlepszym z punktu widzenia afrykańskich hawkersów). Jak coś baba na ulicy sprzedaje i śmierdzi umiarkowanie, to muszę tego spróbować.

Ostatnio wziąłem na warsztat mabuyu, gotowane w syropie z cukru, chilli i różnokolorowych barwników spożywczych nasiona baobabu, przysmak wschodniej Afryki.

W połowie pierwszej paczki uznałem jednak, że coś jest chyba nie tak, twarde jakieś takie. Gdzieś przy czwartej garści z kolejnej ulicznej szczeny kobita wytłumaczyła mi kurtuazyjnie, chrachając pod nogi, że tylko tę skrystalizowaną panierkę należy rozpuszczać w ustach, spluwając pestką czym prędzej do rynsztoka.

Tę niecierpiącą zwłoki sytuację postanowiłem skonsultować ze swoim ziomkiem, adiunktem na Wydziale Lingwistyki i Językoznawstwa Uniwersytetu w Nairobi. I słuchajcie, niesamowita historia, okazuje się, że mabuyu w języku Kiswahili oznacza najwyraźniej tyle co "po #!$%@? ty to w ogóle kupujesz cały czas debilu, srakę dawno miałeś?".

Świat jest piękny a człowiek uczy się przez całe życie.

#wanderlust - tag z mojej obecnej tułaczki po Afryce Wschodniej (oraz wcześniejszych opowiadanek i podróży).

Insta | Blog

#podroze #podrozujzwykopem #jedzenie #foodporn #ciekawostki #swiat #gruparatowaniapoziomu #afryka
Dwadziesciajeden - Wspominałem niegdyś, przy okazji wpisu z Wybrzeża Kości Słoniowej ...

źródło: comment_1631094390tvjlyKX0sPzFToW9by2dB1.jpg

Pobierz
  • 7