Wpis z mikrobloga

A ja umiałem wszystko w liceum z pierwszym matematykiem. Logika, fukcje, calki, no #!$%@? kazde zagadnienie rozumialem. Ale on uczyl systematycznie rozbudowujac kazde zagadnienie od podstaw. W trzeciej klasie odszedł bo mu żona zmarła. I przyszla jakas usychająca matematyczka. Pierwsza lekcja, pierwszy temat, pierwsze zadanie i wszyscy w klasie patrza na siebie z pytaniem "ale o co #!$%@? chodzi?" Wyskoczyla z czyms z dupy czego jeszcze nie przerabialiśmy ale ona wymaga i