Tak się składa że wśród rodziny, mam bardzo daleką ciotkę lub kuzynkę, która w pierwszej połowie lat 90” wyszła za mąż za Nigeryjczyka, który przez pewien czas bez znajomości języka ani grosza przy duszy błąkał się po wsi. Skąd w wiosce nad Odrą na początku lat 90”znalazł się przybysz z Afryki? Otóż posłuchajcie mojej ulubionej anegdoty, która jest w 100% legitma i mogła by posłużyć za kanwę jakiejś komedii w stylu ,,Chłopaki nie płaczą". Na początku lat 90” obowiązywały jeszcze podpisane za PRL umowy z w jakiś sposób związanymi z państwami bloku wschodniego krajami afrykańskimi. Na podstawie tych umów, obywatele m.in. Nigerii mogli przybyć do Polski przechodząc bardzo uproszczony w stosunku do innych celów podroży proces wizowy. Oczywiście Polska chwilę po transformacji nie była ciekawym miejscem do życia dla Polaka, a co dopiero Murzyna, jednak nasz kraj ma tą wspaniałą zaletę, że graniczy z Niemcami. Wystarczyło by czmychnąć jakoś przez granicę na zachód, i witaj high-life, ośrodki dla uchodźców, deutschmarki do ręki, żyć nie umierać. Tutaj do akcji wkracza szajka przemytników ludzi, którzy oferowali łasym na marki Murzynom przerzut za Odrę. Z tym że taki przerzut to przecież ryzyko wpadki i wizja pobytu w zakładzie karnym. Więc przemytnicy wykombinowali inną metodę zarobienia paru dolarów na przybyszach z czarnego lądu. Proceder wyglądał więc tak. Przybysz z Afryki wsiadał w samolot w Lagos czy innej Kinszasie i lądował na Okęciu. W Warszawie wsiadał w pociąg do Zielonej Góry z przesiadką w Poznaniu. W południowej stolicy województwa Lubuskiego odbierali go nasi przemytnicy, którzy zaznajamiali go z planem, a następnie czekali do zmroku. Pakowali wtedy przemycanego lub małą ich grupę (nigdy nie więcej niż trzech) do busa typu Mercedes Kaczka i wyruszali w kierunku przejścia granicznego w Gubinie. W okolicach Krosna Odrzańskiego przemycani mieli wydane polecenie ukrycia się pod kocem i kartonami na pace, i wznoszenia modłów do Dobrego Mzimu aby eskapada nie została złapana przez straż graniczną. W tym momencie busik o niecodziennej zawartości robił nawrotkę, i polnymi drogami wzdłuż Odry docierał w okolice wsi Cigacice. Tam, z zachowaniem wielkiej powagi przemytnicy wypakowywali Afrykańczyków do nadmuchanego uprzednio pontonu, i desantowali Murzynów na drugi brzeg Odry. Wchodzili z nimi na skarpę na ,,niemieckim” brzegu rzeki, i wskazywali widoczny kilka kilometrów Sulechów podając go za Frankfurt am Oder. Następnie wracali pontonem na ,,polski brzeg”. Pakowali się w busa i wracali do domu, zarobiwszy ładną sumę za nocny spływ pontonem z egzotycznym pasażerem. Proceder ten doprowadził podobno do przerzutu kilkunastu ciemnoskórych emigrantów, aż pewnej nocy przemytnicy wpadli, gdy siedzący w tataraku wędkarz zawiadomił policję i dwóch facetach i Murzynie uprawiających w środku nocy pontoniarstwo. Niestety nie wiem jak potoczyła się dalej historia przemytników.
Przypominam, że na umowie o prace 20 000 zł brutto to tylko 14 000 zł netto i to tylko przez pół roku, bo później wpada się w 32% próg i jest to już 11 000 zł netto. Wynajem w Warszawie to +/- 4 000 zł. Pozdrawiam. #praca #pracbaza #pieniadze #zarobki #warszawa
Na początku lat 90” obowiązywały jeszcze podpisane za PRL umowy z w jakiś sposób związanymi z państwami bloku wschodniego krajami afrykańskimi. Na podstawie tych umów, obywatele m.in. Nigerii mogli przybyć do Polski przechodząc bardzo uproszczony w stosunku do innych celów podroży proces wizowy. Oczywiście Polska chwilę po transformacji nie była ciekawym miejscem do życia dla Polaka, a co dopiero Murzyna, jednak nasz kraj ma tą wspaniałą zaletę, że graniczy z Niemcami. Wystarczyło by czmychnąć jakoś przez granicę na zachód, i witaj high-life, ośrodki dla uchodźców, deutschmarki do ręki, żyć nie umierać. Tutaj do akcji wkracza szajka przemytników ludzi, którzy oferowali łasym na marki Murzynom przerzut za Odrę. Z tym że taki przerzut to przecież ryzyko wpadki i wizja pobytu w zakładzie karnym. Więc przemytnicy wykombinowali inną metodę zarobienia paru dolarów na przybyszach z czarnego lądu.
Proceder wyglądał więc tak.
Przybysz z Afryki wsiadał w samolot w Lagos czy innej Kinszasie i lądował na Okęciu. W Warszawie wsiadał w pociąg do Zielonej Góry z przesiadką w Poznaniu. W południowej stolicy województwa Lubuskiego odbierali go nasi przemytnicy, którzy zaznajamiali go z planem, a następnie czekali do zmroku. Pakowali wtedy przemycanego lub małą ich grupę (nigdy nie więcej niż trzech) do busa typu Mercedes Kaczka i wyruszali w kierunku przejścia granicznego w Gubinie. W okolicach Krosna Odrzańskiego przemycani mieli wydane polecenie ukrycia się pod kocem i kartonami na pace, i wznoszenia modłów do Dobrego Mzimu aby eskapada nie została złapana przez straż graniczną. W tym momencie busik o niecodziennej zawartości robił nawrotkę, i polnymi drogami wzdłuż Odry docierał w okolice wsi Cigacice. Tam, z zachowaniem wielkiej powagi przemytnicy wypakowywali Afrykańczyków do nadmuchanego uprzednio pontonu, i desantowali Murzynów na drugi brzeg Odry. Wchodzili z nimi na skarpę na ,,niemieckim” brzegu rzeki, i wskazywali widoczny kilka kilometrów Sulechów podając go za Frankfurt am Oder.
Następnie wracali pontonem na ,,polski brzeg”. Pakowali się w busa i wracali do domu, zarobiwszy ładną sumę za nocny spływ pontonem z egzotycznym pasażerem. Proceder ten doprowadził podobno do przerzutu kilkunastu ciemnoskórych emigrantów, aż pewnej nocy przemytnicy wpadli, gdy siedzący w tataraku wędkarz zawiadomił policję i dwóch facetach i Murzynie uprawiających w środku nocy pontoniarstwo. Niestety nie wiem jak potoczyła się dalej historia przemytników.
#heheszki #opowiescidziwnejtresci #pasta #takbylo
Komentarz usunięty przez moderatora