Wpis z mikrobloga

Czas zacząć kolejny miesiąc mojego mirko pamiętnika.
Wlasciwie planowo powinienem był zrobic to wczoraj, ale przez te wszystkie podsumowania poprzedniego i planowanie kolejnego miesiąca życia byłem zbyt roztargniony żeby wrzucić jeszcze jeden wpis z calego dnia.

Słowem wstępu chciałbym podziękować wszystkim czytającym i komentującym moje ostatnie wpisy. Mam tak zaplanowane zajęcia żeby nie miec zbyt duzo czasu na scrollowanie wykopu, ale czytam komenty na bieżąco i w luzniejszy dzien postaram sie na kazdy odpisać.
Dzięki za wszystkie ciepłe słowa, Mireczki.
Myślę że raczej nie zdajecie sobie w wiekszosci sprawy z tego jak wiele może znaczyć pozytywny komentarz pod wykopowa kartka z pamietnika.

Jesli chodzi o wczorajszy dzień to Opiszę go w skrócie:

Niedziela jak poprzednie w pazdzierniku.
Pobudka 5 rano, medytacja 30 minut, golenie glowy, planowanie aktywnosci na caly dzień, w koncu po 3 weekendach odkladania tego na "za tydzien" wzialem sie za ogarnianie pokoju. Cały dzien był baardzo chaotyczny, stad tez nie udało mi się ogarnąć wzzystkiego tak jak chciałem. W kazdym razie zdazylem zetrzec ogrom kurzu i poskladac wszystkie porozrzucane ciuchy do szafy. Można powiedziec ze doprowadzilem do ładu ledwie polowe pokoju ale i tak dało mi to ogrom satysfakcji przez to jak slugo sie do tego zbieralem. Od teraz planuję sprzątać czesciej i robic to regularnie.
Spora część wczorajszego dnia zajely mi rowniez wpisy na mirko gdzie musiałem podsumowac caly miesiac pracy nad soba.
Wczorajszy dzień byl pierwszym dniem od 31 dni w ktorym nie cwiczylem fizycznie. Postanowilem zrobic sobie zasluzony dzień wolnego.
Planowalem rowniez ulozyc trening na listopad, ale przez ta cala bieganine zabralem sie za to dosc pozno i doszedlem do wniosku ze mija sie to z celem.
Uznałem, ze i tak spisalem sie juz wystarczajaco i moge sie położyć (bylem juz bardzo zmęczony).

Poniedzialek zaczął sie i przebiegał standardowo.
Póki co nie zamierzam dokonywac zadnych zmian w porannej rutynie bo spisuje się idealnie. Prawdopodobnie z czasem pomyślę nad zmianą sposobu medytacji, ale bedzie to najpewniej dopiero w przyszlym miesiacu.

Po medytacji jajecznica. Nie bylo masla wiec musialem usmazyc ja na oleju. Nie lubie tego robic bo ciezko mi sie to trawi, ale jesli nie ma wyboru to nie ma. Zjadlem ja w duecie z 3 kromkami zytniego pieczywa skrojonymi z ojcowego chlebaka.

Po śniadaniu prysznic.

Zimna dotychczas woda w kranie wlasciwie z dnia na dzień zaliczyła ewolucje w lodowatą.
Kiedyś nie byłoby nawet takiej opcji zebym myl sie w takiej temperaturze, ale caly miesiac brania 3 zimnych prysznicow dziennie przygotowal mnie do tego i dzisiaj mycie sie w takich warunkach nie jest wiekszym wyzwaniem.

Umyty i ubrany ruszylem w droge do Januszexu.
Przez większość dnia nosiłem gruz w wiaderkach z 2 pietra.
Pozniej kazali mi skrobac tynk ze ścian co bylo jedna z obiektywnie patrzac najmniej przyjemnych prac jakie do tej pory przyszlo mi wykonywac.

Robiłem to przez około godzinę, każda nitka uzyta do uszycia moich roboczych lachow byla biała od wszechobecnego, lewitujacego pylu,
A podczas skrobania scian i zamiatania tego z podłóg nawdychalem sie tyle tego syfu (mimo twarzy zaslonietej bluza), że do teraz czuję że siedzi mi to gdzies gleboko w nosie/gardle.
Nieprzyjemne uczucie.

Prace skonczylem dzis wczesniej, ale do domu musialem wrocic na piechotę.
Mimo padajacego deszczu nie mialem nic przeciwko, a wręcz uznałem to za pozytyw.
Oddychanie swiezym, deszczowym powietrzem pozwolilo mi poczuc sie lepiej po niedawnej pracy i udroznic drogi oddechowe.

Po powrocie do domu wzialem sie za gotowanie.
Tradycyjnie jak codzień wstawiłem wodę na ryż i siegnalem do lodowki po kurczaka z zamiarem pokrojenia go i przyprawienia.

W momencie kiedy już miałem otwierać drzwiczki od lodówki splynelo na mnie olśnienie:
- NIE ROZMROZILEM MIESA...
Wszystko przez ten chaos wczorajszego dnia...

Otworzylem lodowke żeby sie upewnic no i mialem racje.
Doszedlem do wniosku ze szybciej bedzie pojsc do sklepu po mięso (mimo 2 kilogramow zamrozonego kurczaka) niz go teraz rozmrażać. Wzialem prysznic i udalem sie do sklepu.

Z tego powodu fakt, że w domu bylem dzis blisko godzine wczesniej niz zwykle przestal miec juz znaczenie. Z ugotowaniem obiadu i jego zjedzeniem uwinalem sie mniej wiecej do tej samwj godziny co za zwyczaj.

Z calej sytuacji wyciagnalem wniosek, że na przyszlosc muszę sie lepiej organizowac w takich kwestiach...

Podczas posiłku zastanawialem sie nad treningiem jaki powinienem zrobić i po zjedzeniu zabralem sie za jego zaplanowanie.
Rozpisalem dwa rozne plany treningowe i podporzadkowalem je do poszczegolnych dni miesiaca wpisujac w kalendarz na biurku.
Calosc zajela mi moze 10 minut.

Trening zajął około poltorej godziny (czyli tyle co zazwyczaj). Fizycznie jest bardziej wymagajacy od wczesniejszego, ale zdaje sie ze miesiąc intensywnych cwiczen wlasciwie mnie do niego przygotowal.

Po treningu zrobiłem kolacje (twaróg z bananem i maslem orzecjowym) i zalogowalem sie na wykop zeby to napisać.

Dzień oceniam jako bardzo dobry.
Przez caly dzien towarzyszylo mi poczucie satysfakcji w zwiazku z minionym miesiacem i bylem pełen optymizmu myslac o listopadzie.
Dawno nie mialem tak dobrego samopoczucia i nawet niewdzieczna praca na budowie nie była w stanie go popsuć.

#przegryw #depresja ##!$%@? #wychodzimyzprzegrywu #dzienzzyciaprzegrywa
  • 5
@xVolR: dziękuję za radę, Mirek.
Na dłuższą metę byłoby naprawde ciężko tak funkcjonować...

To był tylko miesieczny challange.
Od listopada ćwiczę 6 razy w tygodniu z czego tylko 4 bardzo intensywnie.
@starlight_92: zdarza mi się rozwinąć ten wątek na blogu, ale napiszę Ci, Mirku.

Ja zacząłem w taki sposób, że usiadłem po turecku na karimacie i postanowiłem nie wstawać przez najblizszy kwadrans (pozniej kazdego dnia siedzialem 5 minut dluzej).

Rozpraszalo mnie doslownie wszystko. W glowie ciagle mialem gonitwe myśli i bladego pojecia jak ją zatrzymać. Co chwilę mi było niewygodnie i musiałem poprawiać pozycję.
Problemem było nawet zamkniecid oczu i nie otwieranie