Wpis z mikrobloga

Dzisiaj historia o tym, że niekoniecznie warto być bucem, przepracowanie nie jest dobre, a każdy dzień w pracy jest przygodą, jeśli jesteś niekompetentny.

Historię Titanica zna raczej każdy, przypuszczam też, że większość osób, które Titaniciem zainteresowały się trochę bardziej, słyszała o SS Californian, czyli statku, który znajdował się najbliżej ogromnego liniowca, a jednak mu nie pomógł. Nie będę tutaj rozwodził się, czy załogi widziały wzajemnie swoje statki, jak twierdzą oficerowie, czy też nie, jak twierdził kapitan Californiana i o czym ma świadczyć położenie wraku. Dzisiejsza historia pokazuje, jak jeden drobny błąd, w odpowiednich warunkach mógł przyczynić się do wielkiej liczny ofiar katastrofy.

14 kwietnia 1912 roku, późny wieczór. Ledwie kilkadziesiąt minut dzieli Titanica od zderzenia, które zakończy jego rejs. W tym samym czasie, radiotelegrafiści Jack Phillips i Harol Bride od kilku godzin nieustannie nadają w eter wiadomości. Bynajmniej nie kontaktują się z innymi statkami w sprawie tego, jak wygląda sytuacja na morzu. To, co nadają brzmi raczej tak:

Kochana Ciociu! Właśnie minął nam trzeci dzień podróży, u nas wszystko w porządku. Dzisiaj na obiad podali pieczonego indyka z ziemniaczkami. Oczekujcie naszego przybycia za pięć dni. Pozdrawiają Janusz i Halinka!"


I tak w koło Macieju. Tymczasem, kilkadziesiąt mil morskich dalej, pośrodku pola lodowego stoi SS Californian. Kapitan przezornie po godzinie 22 rozkazał zatrzymać statek, aby wyruszyć dopiero rano. Gdy od radiotelegrafisty Cirilla Evansa dowiedział się, że Titanic znajduje się w pobliżu i płynie w kierunku pola lodowego, rozkazał mu nadać sygnał z ostrzeżeniem. Statki jednak znajdowały się tak blisko siebie, że sygnał nadany przez Evansa, niemal ogłuszył Phillipsa na Titanicu. Dodatkowo, radiotelegrafista Californiana popełnił błąd i zastosował zwykłe wywołanie, a nie tzw. telegram kapitański. W efekcie, Phillips zirytowany już wielogodzinną pracą i nagłem ogłuszeniem, nie czekając na samą wiadomość od Californiana, odpowiedział mu słowami, które brzmiały mniej więcej "Zamknij się, tutaj się pracuje!".
To oczywiście oburzyło Evansa, który obrażony postanowił zejść ze stanowiska, wyłączyć telegraf i iść spać, czego nie powinien według wytycznych robić w momencie, gdy warunki na morzu nie były bezpieczne. Miało to miejsce około godziny 23:35, ledwie 5 minut przed tym, jak obserwatorzy na Titanicu dostrzegli górę lodową. I to ta jedna decyzja Evansa, aby opuścić stawisko, była zdaje się najbardziej brzemienna w skutkach, jeśli chodzi o losy pasażerów wielkiego liniowca. Bo o ile wiadomość o polu lodowym niekoniecznie mogła ustrzec Titanica przed zderzeniem (bo wcześniej takie raporty nawet nie docierały na mostek), tak jego nieobecność na stanowisku sprawiła, że Californian nie był wstanie odebrać wezwania o pomoc. Gdy Evans ponownie zasiadł do pracy, transatlantyk od kilku godzin leżał na dnie. Gdyby stało się inaczej, Californian byłby w stanie dotrzeć na miejsce zanim statek pzniknął pod wodą, a 1504 pasażerów i członków załogi razem z nim.

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #historia #gruparatowaniapoziomu #titanic
SKYFander - Dzisiaj historia o tym, że niekoniecznie warto być bucem, przepracowanie ...

źródło: comment_1599913425694OFDXyf5LsGoYI9qSP2h.jpg

Pobierz
  • 9
  • Odpowiedz
To oczywiście oburzyło Evansa, który obrażony postanowił zejść ze stanowiska, wyłączyć telegraf i iść spać, czego nie powinien według wytycznych robić w momencie, gdy warunki na morzu nie były bezpieczne.


@SKYFander: Jesteś pewien, że wtedy były jakiekolwiek wytyczne? To katastrofa Titanica spowodowała wprowadzenie obowiązku dyżurowania przy radiotelegrafie.
A co do Evansa, on i tak miał iść spać, odpowiedź z Titanica nie miała tu żadnego znaczenia. Dzbanem to był kapitan Californiana Stanley
  • Odpowiedz
@SKYFander: trudno powiedzieć, czy Californian mógł był wiele zdziałać, gdyby dopłynął. Jak pasażerowie mieli się przemieścić na niego z Titanica? Był o wiele mniejszy i niższy - musieliby zbudować jakiś pomost, poza tym Californian w musiałby się oddalić odpowiednio wcześnie przed zatonięciem Titanica, bo fala byłaby niebezpieczna. Może udałoby się uratować trochę więcej ludzi z wody.
  • Odpowiedz
@wilku88: Faktycznie, może bardziej należałoby mówić o "wskazówkach" firmy Marconi dla radiooperatorów (bo zazwyczaj byli oni właśnie pracownikami firmy Marconiego, a nie członkami załóg), niż faktycznych procedurach.
Co do Stanleya Lorda, to on ogólnie ponoć był dość, hmm "niemiły" i gdzieś czytałem, że o wielu rzeczach oficerowie nawet bali mu raportować, obawiając się jego reakcji.
@AVATARKUBA122: Radiotelegraf to był właśnie wtedy raczej ciekawostką. Niby był, ale nie przykładano to tego
  • Odpowiedz