Wpis z mikrobloga

Opowiem wam historię która przytrafiła mi się w ciągu ostatnich kilku dni. Zaczęło się w ten dzień w którym wrzucałem wpis o tym, że wszyscy kaszlą w barze do którego chodzę. Akurat tak się złożyło, że w ten dzień też czułem się kiepsko i miałem kaszel. Co ciekawe jak mierzyłem temperaturę wieczorem to było to rekordowe jak na mnie 38 stopni ale czułem się dość dobrze - w sumie w sam raz żeby wsiąść w samolot i ruszyć na wyprawę ale tego nie zrobiłem i postanowiłem się zacząć izolować od reszty zanim to było modne. Ogólnie mimo silnego od samego początku bólu w klatce piersiowej i dość znacznego osłabienia czułem się całkiem w porządku - żadnego bólu mięśni, trochę za to bolała mnie głowa. Po ponad tygodniu tych zmagań gdzie raz czułem się całkiem dobrze a raz całkiem źle nadeszła niedziela. Ból w klatce piersiowej minął i już się cieszyłem że to koniec ale w dalszym ciągu byłem jakiś słaby. No i nagle w niedzielę w nocy zacząłem się dusić. Poszedłem rozpalić w piecu a później chciałem się wykąpać ale nie dałem rady. Dostałem pierwszy raz w życiu duszności. Serce biło mi jak oszalałe, oddychałem jak szalony a i tak brakowało mi powietrza. Wpadłem w panikę. Nie wiedziałem co robić. Z jednej strony wirus szaleje a z drugiej człowiek chce się ratować jak najszybciej więc wybrałem numer alarmowy bo nie mogłem znaleźć tego od #koronawirus. Ledwo byłem w stanie wydukać kilka odpowiedzi na pytania dyspozycji. Co ciekawe jak z reguły mam z tym problemy w sytuacjach stresowych to nagle krecik zapukał w taborecik. To była najkrótsza wizyta na kiblu w moim życiu. Chwilę później usłyszałem podjeżdżające auto i otwierane drzwi samochodu. Wyszedłem i ratownicy już na mnie czekali. Co ciekawe mimo zgłoszenia duszności z zabezpieczeń mieli tylko rękawiczki. Okazało się że mam lekko podniesioną temperaturę i nie wiem co jeszcze. Kiepsko kontaktowałem. Zrobili mi EKG, niby wszystko było ok. Spędziłem z nimi w kartce pół godziny na badaniach i odpowiadaniu na różne pytania. Na samym początku pytali czy miałem kontakt z osobą zarażoną albo czy nie wróciłem z któregoś z krajów epidemią. Później jeszcze jeden z ratowników poszedł ze mną do kotłowni sprawdzić poziom CO. Czujnik wskazał 0. Poczułem się lepiej i byłem ratownikom bardzo wdzięczny za to, że przyjechali. Wróciłem do domu i chciałem dokończyć kompiel gdy znowu zaczęły mnie łapać duszności. Stwierdziłem, że coś musi być nie tak z powietrzem u mnie w domu i zacząłem go wietrzyć. Siedziałem tak w przeciągu do samego rana po czym ponownie rozpaliłem w piecu bo z poprzedniego palenia wszystko wyleciało przez okna. Był to akurat okres silnych wiatrów i czystego powietrza w Polsce. Niektórzy na wykopie sugerowali, że to #koronawirus przepędził #smog. Dalszy ciąg w komentarzu.
  • 31
Na samym początku nie wspomniałem o jednym istotnym fakcie. Rok temu na fali mody na oczyszczacze powietrza zacząłem eksperymentować z budową filtra powietrza dla całego domu. Miałem już wcześniej kabinowy filtr węglowy zamontowany w samochodzie i byłem pod wrażeniem jego sprawności. Często po wyjściu z auta czułem zapach dymu a w samochodzie byłem tej wątpliwej przyjemności pozbawiony (oczywiście po wjechaniu w kłęby dymu z komina lub ogniska filtr nie dawał rady i
W tym momencie moja pamięć trochę szwankuje ale spróbuję sobie przypomnieć co było dalej. A więc kontynuując pierwszą część opowieści po rozpaleniu ponownie w piecu chciałem iść spać lecz nie mogłem, źle się czułem, cały czas okropnie bolały mnie oskrzela, serce waliło. Nie wiedziałem co robić. Moje myśli coraz częściej wędrowały w stronę słynnego wirusa. Jak byłem młodszy często jak źle się czułem pomagały mi spacery. Postanowiłem więc pójść na spacer mimo,
Cały czas serce mi wali a w płucach czuję ból. Słyszę też odgłos jakby syreny strażackiej ale jak się dobrze w słucham to okazuje się, że to coś innego (szum aut z ekspresówki oddalonej o wiele kilometrów albo jakieś inne odgłosy przemysłowe). Po chwili jednak znowu jest to odgłos syreny, nie taki wahający się ale jednostajny, cały czas ten sam ton. Jadąc do lasu włączyłem GPS i mapy aby się nie zgubić.
Przypomniało mi się co robiłem między pobytem w lesie a pojawieniem się na pogotowiu. Byłem w domu i próbowałem zarejestrować się na bezrobocie, szukałem jakichś dokumentów bo wszystko było wywalone z szafek jak po przejściu tornada. Gdy zajeżdżałem na SOR robiło się już widno. Bramki na parking były otwarte. Sprawiało to wrażenie apokalipsy i grozy. Myślałem, że nikogo nie zastanę na miejscu. Na szczęście przy wejściu zauważyłem pana ratownika palącego sobie jak
Idę do domofonu, mama zostaje na podjeździe dla karetek. Trzyma dystans chociaż tego dnia i tak już wiele razy złamała dla mnie zasady. Czekam, nie wiem czemu nie chcą mnie wpuścić, zadają znowu te same pytania. W końcu mama nie wytrzymuje i podchodzi do mnie żeby mnie objąć. Stoimy tak chwilę. W końcu zostaję wypuszczony. Straszą, że nie jestem ubezpieczony i będę płacił. Jest mi wszystko jedno. Znowu EKG. Później dostaję łóżko.