Wpis z mikrobloga

- Tato, jak to jest mieć swój własny, wypracowany styl?
- Nie wiem, synu. Jesteśmy kibicami Arsenalu.

Takim krótkim żarcikiem moglibyśmy podsumować przygodę Unaia Emery'ego na The Emirates. Choć byłoby to trochę krzywdzące, to jednak jest w tym dużo prawdy. Brak podstawowego systemu, formacji i koncepcji, w jakiej mieliby grać Kanonierzy to główny zarzut do hiszpańskiego szkoleniowca. Emery szukał, kombinował i nie mógł znaleźć. Raz decydował się na grę trójką stoperów i wahadłowymi, raz na klasyczną czwórkę z tyłu. Raz na ustawienie z diamentem w środku pola, bez bocznych pomocników, raz na system z szeroko rozstawionymi skrzydłami. Czasem za siłę rażenia odpowiedzialny był tylko duet Aubameyang-Lacazette, raz pomagać miał im Nicolas Pepe, a innym razem Mesut Ozil. Wszystko po to, aby jak najlepiej zniwelować atuty przeciwnika. Niestety, jakkolwiek trener nie ustawiłby zespołu, coś szwankowało. O ile ustawianie zespołu pod mocnego przeciwnika można zrozumieć, o tyle dostosowywanie się do rywala w meczach z tzw. "średniakami ligi" to już lekka przesada. Emery starał się zniwelować mocne strony przeciwnika zamiast wyeksponować atuty własnego zespołu.

A kilka asów w talii przecież miał. Mówimy tu przede wszystkim o ofensywie, która - pomimo ogromnego potencjału - w tym sezonie szwankowała. 18 strzelonych goli w 13 ligowych meczach to nie najlepszy wynik w kontekście takiego zespołu, jak The Gunners. Ponadto dodajmy, że 1/3 z nich została strzelona po stałych fragmentach gry. W zasadzie tylko jedna bramka była efektem składnej, zespołowej akcji (pierwsza vs Watford). Większość to zasługa umiejętnego odnalezienia się w polu karnym i wykończenia Pierre'a-Emericka Aubameyanga. Brakowało gracza, który byłby łącznikiem pomiędzy ofensywą, a defensywą. Lidera w środku pola, który wziąłby grę na siebie i stworzył kolegom okazje do zdobycia gola. Wcześniej taką rolę pełnił Aaron Ramsey. Teraz - niestety nikt. Kimś takim - choć nie 1:1 - mógłby być Ceballos. Hiszpan umiejętności bez wątpienia ma, ale nie zawsze potrafi przełożyć je na boisku. Myślę, że gdyby otrzymał więcej zaufania od trenera, byłaby szansa, aby stał się jednym z brakujących elementów układanki Emery'ego. Tymczasem trener w środkowej strefie najczęściej stawiał na zawodników defensywnych. To też jedna z przyczyn bezbarwnej gry w ofensywie. No bo, powiedzcie mi, jak można przełamać szyki obronne rywala, mając na boisku zaledwie trzech zawodników stricte ofensywnych?

O ile obecny sezon w wykonaniu Arsenalu jest fatalny, to jednak pierwszy sezon w wykonaniu Emery'ego był co najmniej obiecujący. Przejął klub w trudnej sytuacji, po 22-letniej kadencji człowieka-instytucji na The Emirates, Arsene'a Wengera i od razu dał kilka argumentów za tym, aby kibice mogli myśleć o lepszych czasach. Zespół grał efektownie, kombinacyjnie i skutecznie, a niektórymi akcjami Kanonierów zachwycał się cały internet. Był również przekonujące zwycięstwa w ważnych meczach i finał Ligi Europy. Jednak na koniec sezonu zabrakło kropki nad "i" w postaci awansu do Ligi Mistrzów. Mimo to, ani w trakcie sezonu, ani po jego zakończeniu, nie było słychać żadnych poważnych głosów o tym, że Unai Emery to nie jest odpowiedni kandydat na stanowisko trenera The Gunners.

Nadzieja kibiców Arsenalu na lepsze jutro malała wraz z postępem obecnego sezonu, aż w końcu legła w gruzach. Emery wyraźnie się pogubił, o czym najlepiej świadczą liczby Arsenalu pod wodzą Emery'ego w porównaniu do schyłkowej ery Arsene'a Wengera - mniej punktów, mniej goli strzelonych, więcej straconych, gorsze statystyki ofensywne. To chyba wystarczy, aby stwierdzić, że drużyna pod wodzą Hiszpana nie poczyniła kroku naprzód, a wręcz zaliczyła regres. Jednak w mojej ocenie są statystyki, które lepiej oddają charakter zespołu Emery'ego w tym sezonie: ujemna różnica bramek w lidze, brak wygranej min. 2 golami przewagi oraz fakt, że w 8 z 13 meczów to rywal oddawał więcej strzałów. Przeciętność, przeciętność i jeszcze raz przeciętność.

Nigdy nie chciało mi się wierzyć w plotki, że piłkarze grają na zwolnienie trenera. Jednak patrząc na ostatnie występy Kanonierów, ciężko nie odnieść takiego wrażenia. Pierwszy przykład z brzegu: Czwartkowy mecz z Eintrachtem w ramach Ligi Europy. Arsenal przegrywa, ma 25 minut na odrobienie strat. I co? I nic. Zaangażowanie piłkarzy, jak przy gierce na orliku w niedzielę. Bez chęci, bez pasji, bez serca. Tak wyglądał każdy mecz Arsenalu od nieco ponad miesiąca. Oglądając spotkania The Gunners miałem deja vu. Czułem się, tak jakbym w kółko oglądał ten sam mecz i jedyną zagadką było, czy tym razem przegrają, czy uda im się wyrwać remis. Być może piłkarze czuli się zmęczeni wielogodzinnymi analizami video Emery'ego, nie widzieli już sensu dalszej pracy, więc postanowili wziąć sprawy w swoje ręce.

Teraz w czerwonej części północnego Londynu czas na nowy, już drugi rozdział w erze post-wengerowskiej. Pierwszy, choć dobrze się zapowiadał, ostatecznie nadaje się tylko do kosza. Mimo, że cenię sobie umiejętności trenerskie Emery'ego, to trzeba uczciwie przyznać, że misja odbudowy Arsenalu go przerosła. Miejmy nadzieję, że uda się to jemu następcy, bo liga zwyczajnie potrzebuje silnego Arsenalu.

#premierleague #sport #emery

Obserwuj #mpolski żeby nie przegapić naszych kolejnych wpisów.