Wpis z mikrobloga

Potrzebuję porady od mirków, a może ktoś ze swojej perspektywy czy doświadczeń opowie o swoich odczuciach. Mianowicie jakoś rok temu zacząłem pracować w projekcie badawczym na pozycji magistranta. Grupa jest na poziomie światowym, lab najlepszy w europie, a profesorowie liczą się w każdym zakątku świata (urządzenia magazynujące energię - mają po kilkadziesiąt tysięcy cytowań). Po kilku miesiącach ciężkiej pracy, psor zaproponował mi doktorat. Początkowo się wahałem. Praca tam jest bardzo męcząca fizycznie i psychicznie, atmosfera w pracy raczej gęsta, ale zarobki, które mi na ten czas oferował były na wysokim poziomie. Zdecydowałem się i zaaplikowałem. Praca naukowa była moim marzeniem i zawsze chciałem pracować jako wynalazca. Po kilku miesiącach okazało się, że jednak się nie dostałem. Moja toksyczna promotorka miała wówczas dosyć kiepskie mniemanie o mnie. Nie szło mi pisanie pracy magisterskiej, na którą nie miałem w sumie czasu (studia + praca w projekcie) i nie dawałem już sobie z tym wszystkim rady. Na mojej obronie, recenzentka powiedziała, że praca jest bardzo obszerna, skrupulatna i dobrze napisana, chociaż miała kilka błędów i małych niespójności. Po obronie profesor zaproponował mi żebym poszedł do grupy utworzonej przez jego żonę. Zajmują się trochę inną stroną mojej dotychczasowej tematyki. Na spotkaniu psorka była raczej chłodna. Wyciekła od mojej promotorki dosyć zła opinia o mojej specyfice pracy i była raczej sceptycznie nastawiona. Dopiero jak podpytała innych członków grupy zmieniła zdanie. Dzisiaj miałem rozmowę kwalifikacyjną do uczestniczenia w grancie. Jeszcze w międzyczasie dostałem pracę w firmie farmaceutycznej (głównie klikanie w kąkuter, bazy danych, kontakt z zagranicą, raporty i inne bzdety + fajne pieniądze) oraz w takim startupie w stolicy (R&D w dosyć chałupniczym lab). Teraz stoi przede mną decyzja o podjęciu doktoratu albo pójściu w zupełnie inną stronę. Podczas uczestnictwa w projekcie wyszło sporo kwasów, minęła mi trochę ochota na doktorat chociaż moje ambicje nie pozwalają mi tego puścić płazem bez większego zastanowienia, zwłaszcza okazji pracy w takiej grupie. Z drugiej strony założenia projektowe są zbyt zaawansowane technologicznie na wprowadzenie ich gdziekolwiek. Boję się też, że zostanę po tym wszystkim z niczym. Wyjdą mi zakola, osiwieje (mamy taki przypadek, że typ 28 lat, a osiwiał ze stresu) i będę musiał sobie szukać pracy w takich start upach, gdzie zacznę od zera. Myślałem, żeby zrezygnować z doktoratu, popracować trochę w korpo farmaceutycznym, a jak uzbieram trochę kasy to wyjechać do stolicy i zacząć pracę w R&D (taką dali mi też opcję). Łudzę się też, że mógłbym zrobić jakoś doktorat eksternistycznie pracując w tym R&D, zajmują się totalnie nową gałęzią przemysłu gdzie nie ma żadnych rewolucji. Totalnie nie mam teraz pieniędzy na przeprowadzki i szukania mieszkania, a tym bardziej organizowania sobie tam teraz życia. Możecie mi powiedzieć jakie są wasze odczucia albo doświadczenia? Ktoś może wrócił bez problemu na doktorat po kilku latach pracy poza uczelnia? A może wyjechać za granicę? Jakie są Wasze doświadczenia albo przemyślenia?

#praca #pracbaza #studia #studbaza #doktorat #emigracja #cowybrac

Co wybrać

  • Doktorat - to wielka szansa 29.5% (18)
  • Firma farmaceutyczna - klikanko w kąkuter 21.3% (13)
  • Firma farmaceutyczna -> R&D - kasa potem warszawa 32.8% (20)
  • R&D - nie ma sensu czekać 16.4% (10)

Oddanych głosów: 61

  • 8
@Szatanski_werset: Doktorat wymaga tak wielu wyrzeczeń i zmagań z betonem intelektualnym (nawet w najlepszych ośrodkach), że, jak dla mnie, to jest gra niewarta świeczki. Musiałbyś naprawdę kochać dziedzinę, którą byś się tam zajmował, żeby przebrnąć przez to wszystko. Walka o granty, współzawodnictwo, presja ze strony przełożonych, marny pieniądz. Sam doktorat też nie gwarantuje Ci później zatrudnienia na uczelni/ośrodku badawczym, już nie wspominając o tym, że i tak musiałbyś robić post-doca. Niestety