Wpis z mikrobloga

Wreszcie wracamy do szkalowanka ( ͡° ͜ʖ ͡°) Odcinek opóźnił się, bo dostałem do rąk nowe, potencjalne źródło - i nawet nie miałem czasu do niego zajrzeć, więc lecimy bez niego, elo XD

Dziś w cyklu #krotkahistoriaof1 - Krótka historia o karierze w F1 Fernando Alonso. Odcinek czwarty.

Omówimy sobie wyścigi Fernando do GP Belgii 2009, potem na chwilę wrócimy do 2008 roku (żeby wyjaśnić czerwoną perspektywę tego okresu, bo tam też się dużo działo w kontekście Fernando), a potem wrócimy sobie do ostatnich wyścigów 2009 roku.

Echa po GP Singapuru nie milkły - nawet średnio rozgarnięty szympans byłby w stanie się zorientować, że w poprzednim wyścigu poszedł konkretny wał, ale nie nasz ulubieniec. We wszystkich wypowiedziach podkreślał niebywałe szczęście i niebywały przypadek. Zwycięstwo w Singapurze miało jeszcze jeden efekt - niesamowicie zbudowało zespół. Na poziomie mechanika już z kolei niekoniecznie musieli wiedzieć o całym tym spisku, więc nieoczekiwana wygrana podniosła im morale. Tor Fuji pasował samochodom Renault, więc nie mogą dziwić relatywnie wysokie pozycje startowe - nawet Piquet po dostaniu mentalnego gwoździa pojechał całkiem dobrze, notując jeden z lepszych wyników w sezonie. A sam wyścig? Perfekcyjna egzekucja szansy, którą tym razem dostał BEZ KRĘCENIA ŻADNEJ AFERY. Kubica zmagający się z blisteringiem powstrzymywał Raikkonena, więc Fernando spokojnie mógł jechać na prowadzeniu. Tempo wyścigu nie było jakieś potężne, bo nawet Nelson Piquet wbił się na czwarte miejsce - drugi najlepszy wynik w dotychczasowej karierze. Tor pasował, świetna praca zespołu, świetna kontrola wyścigu przez Alonso - co cesarskie, cesarzowi. Uniesienie morale w Renault było widać do końca sezonu - w Chinach punktowały obydwa auta, a w Brazylii Alonso dowiózł kolejne podium, nie podejmując jednak walki o zwycięstwo - tam musiał wygrać Massa.

Na sezon 2009 Fernando pozostał pod skrzydłami Flavio, w zespole Renault - uwaga, podpisując dwuletni kontrakt (czyli do końca 2010 roku). Następowała wtedy rewolucja w przepisach, i na pewno mógł czuć satysfakcję - zespół Hondy, od którego dostał ofertę, właśnie upadał z powodu wycofania się koncernu z utrzymywania zespołu. Uśmieszek satysfakcji na pewno zszedł mu z twarzy po zimowych testach, jak Ross Brawn jakimś cudem zebrał kasę na starty, a ich auto okazało się piekienie szybkie - w odróżnieniu od samochodu Renault, które było gruzem.

Pierwsze wyścigi zweryfikowały, że kierunek KERS był błędny - zainwestowały w to cztery czołowe zespoły, i wszystkie jednogłośnie na tym straciły. Loteria w Australii, i brak punktów w Malezji sprawiły, że w Chinach Alonso się podpalił, i w kwalifikacjach pojechał znacznie lżejszym autem niż wszyscy. Wyścig był mokry, więc korzyści wynikające z tej strategii znikały - szczególnie przy starcie za samochodem bezpieczeństwa. Alonso zapewniał, że widoczność i przyczepność jest niezła (zapamiętajcie te słowa, wrócimy do nich w kolejnym odcinku), podczas gdy Button narzekał że jest fatalnie. Postanowiono ściągnąć Alonso po paliwo jeszcze dopóki na torze był SC, bo ta jazda trwała dość długo. Jakim pechem było, że SC zjechał okrążenie po Fernando Alonso, zostawiając go na ostatnim miejscu XDD Ostatecznie dojechał na P9, nie zdobywając nawet punktu. W kolejnych wyścigach punkty już zdobywał (ósmy w Bahrajnie, gdzie chwilę po wyścigu zasłabł z odwodnienia, a następnie - piąty w domowym GP w Hiszpanii, i siódmy w Monako - dzięki pozbyciu się KERSu z samochodu - za dużo ważył, za mało dawał), potem dwa beznadziejne wyścigi, i ledwo uciułane P7 na Nurburgringu.

Na Węgry Alonso wracał ze wspaniałymi wspomnieniami, i mieszanymi uczuciami co do samochodu. Podczas kwalifikacji wydarzyło się jednak coś, co zatrząsło całym światem Formuły 1 - wypadek Felipe Massy. Alonso jako prawdziwy altruista, na pewno nie myślał o sytuacji z kontraktami w Ferrari (jego umowa wciąż pozostawała nieogłoszona). W Q3 było trochę zamieszania z aparaturą pomiarową, ale sędziowie ostatecznie przyznali PP właśnie Alonso. Ku zaskoczeniu nikogo, Alonso znowu jechał na oparach, i w wyścigu musiał zjechać dużo szybciej niż reszta stawki. Na domiar złego, na postoju w bolidzie Fernando źle dokręcono koło, i odpadło ono z samochodu, podskakując parokrotnie - co w kontekście wypadku Massy sprawiło, że Renault zostało wykluczone z GP Europy - za poważne naruszenie bezpieczeństwa.

Od tej decyzji oczywiście złożono odwołanie, które zostało zaakceptowane - kara została zamieniona na karę finansową. Dobrze że nie dali im niczego w zawiasach bo chwilę później mieli kolejne kłopoty. Po GP Węgier ogłoszono pożegnanie z Nelsonem Piquetem Jr, a w jego miejsce miał wskoczyć dotychczasowy kierowca rezerwowy - Romain Grosjean, wielki talent z GP2. Problem w tym, że Nelson trochę za dużo wiedział - i w opinii wielu, właśnie ta wiedza uratowała go przed utratą posady przed rozpoczęciem sezonu 2009. Grosjean w tamtym okresie był "drugim Hamiltonem", i wielu widziało go w fotelu Renault już w Australii. Flavio wtedy coś kręcił, że jest za młody (miał 23 lata, w F1 był już młodszy Buemi), że narobił za dużo błędów w GP2 (jest w tym trochę racji, bo tytułu nie zdobył), i że w ogóle nie bo nie. Plotka głosi, że na naradzie wspomnianej w poprzednim odcinku, w przypadku powodzenia całej akcji, Nelson otrzymał potwierdzenie że na pewno pozostanie podstawowym kierowcą numer dwa. Czarne chmury wisiały od dawna - już przy okazji GP Niemiec wieszczono pożegnanie Nelsona, ale ten pojawił się jeszcze na starcie GP Węgier. Wzajemne obrzucanie się fekaliami doprowadziło do tego, że Piquetowie oświadczyli publicznie prawdę o GP Singapuru 2008 - ponoć stary Piquet rozpruł się już podczas GP Brazylii, ale Charlie Whiting stwierdził, że skoro tak było, to powinni wydać oficjalne oświadczenie - inaczej nie ma jakichkolwiek oficjalnych poszlak do wszczęcia postępowania. W Walencji wszyscy oczywiście dalej wypierali się domysłów Piquetów, ale oficjalne dochodzenie ruszyło. Flavio Briatore oczywiście zrobił pozę w stylu "#!$%@?łeś golema", i wraz z zespołem wytoczył proces przeciwko Piquetom o POMÓWIENIA XDDD. Po chwili Renault swój pozew wycofało, ale Flavio dalej obstawał przy swoim.

FIA na poważnie zajęła się ściganiem - Piquet Junior dostał coś a'la status świadka koronnego - wzamian za wysprzęglenie całej prawdy, miał nie dostać żadnej kary od FIA. Problem w tym, że środowisko już go skreśliło - oficjalnie z powodu wyników jakie osiągał, a nieoficjalnie - lepiej nie mieć nikogo takiego w zespole, szczególnie z takim tatusiem. Rozprawa została zaplanowana między GP Włoch a GP Singapuru. Dzień przed rozprawą pojawiła się informacja, że na przesłuchanie został wezwany Fernando Alonso - w charakterze świadka, bo FIA uznała, że Alonso pozostawał nieświadom tego całego misternego planu. Następnego dnia ogłoszono wyrok - zespół Renault został wykluczony z udziału w mistrzostwach świata, w zawieszeniu na dwa lata; Pat Symonds otrzymał zakaz angażowania się w jakąkolwiek działalność pod kuratelą FIA, a z kolei Flavio Briatore - otrzymał taki sam zakaz, ale w wymiarze dożywotnim (co prawda potem te kary złagodzono, ale jesteśmy na 21 września 2009). Zarówno Renault przyznało, jak i w obwieszczeniu wyroku uznano, że o spisku wiedziała i brała udział tylko trójka - Flavio Briatore, Pat Symonds, i Nelson Piquet Junior. To przestało się kleić kupy już następnego dnia, gdy opublikowano zapisy z przesłuchań - pojawił się w nich "Świadek X", który zeznał że wiedział o całym spisku - choć oczywiście nie brał w nim żadnego udziału. Ciekawe kto mógłby to zrobić? Czy jest ktoś, kto został wezwany na przesłuchanie, i jednocześnie mogłoby już kompletnie nie zależeć na losach zespołu? Aha, tydzień później ogłoszono oficjalnie przejście Alonso do Ferrari. Ale do tego dopiero dojdziemy.

ALE...

Żeby zrozumieć cały ten burdel, musimy się jeszcze na chwilę cofnąć do maja 2008, do momentu podpisania umowy Alonso z Ferrari. Jak wspominaliśmy, Massa posiadał kontrakt ważny do końca 2010, a Raikkonen do 2009 z opcją przedłużenia o rok, jeżeli kierowca będzie chciał - należało tą opcję podjąć do września. Oznaczało to, że dla Alonso będzie miejsce, jeżeli Kimi tej opcji nie wykorzysta - problem w tym, że Kimi był aktualnym mistrzem świata, więc na logikę, to Ferrari powinno stawać na uszach żeby go zatrzymać. Kimi też był zaproszony do zespołu przez Lukę di Montezemolo, więc nieprawdopodobne było żeby to Kimi miał z tego zespołu wylecieć. Wątpliwości narobił sam Montezemolo, który chwilę po GP Hiszpanii (druga wygrana Kimiego w czterech wyścigach, dominujące zwycięstwo) udzielił wypowiedzi, w której stwierdził coś w stylu "Nie ma szans na sparowanie Kimiego z Alonso w Ferrari". Problem w tym, że to Kimi podejmował decyzję co do wykorzystania tej opcji w kontrakcie, a nie Ferrari. Dzień po podpisaniu umowy dochodzi do lekkiego kabareciku, który jest dopiero zapowiedzią tego co nadchodzi - Kimi dostaje karę za kuriozalne przewinienie - fakt, że zespół nie założył mu wszystkich opon na 3 minuty przed startem. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale to jeszcze nic, czytajcie jaki cyrk się dział dalej.

Po GP Wielkiej Brytanii jakiś niemiecki szmatławiec podał informację, w myśl której od 2009 roku jeden z głównych sponsorów McLarena - hiszpański bank Santander, będący z zespołem od 2007 roku - ma przejść do sponsorowania zespołu Ferrari. Dyskutowano wtedy, czy jest to ruch mający zastąpić Marlboro jako głównego sponsora - wtedy zakaz reklamowania fajek postępował coraz mocniej, więc logicznym posunięciem było poszukiwanie sponsora, którego logo możemy pokazywać - a on będzie nam za to płacił. Problem w tym, że Sport Bild podał jeszcze jeden szczegół - podobno głównym warunkiem zawarcia umowy sponsorskiej byłoby... zatrudnienie Fernando Alonso. Ten pytany w wywiadach o przyszłość ogłosił ciszę, i stwierdził że może we wrześniu coś powie.

Zaraz zaraz, czemu do września? Czyżby Alonso wiedział, do kiedy jest deadline na podjęcie opcji w kontrakcie Raikkonena? Gdyby Raikkonen tej opcji nie podjął, to wtedy mamy wakat w Ferrari na 2010, i Alonso wskakuje bez szemrania. Problem w tym, że Kimi się zorientował, że to on został obrany jako cel do wykopania z zespołu. Sytuacji nie polepszał fakt, że wprowadzone w Niemczech poprawki zawieszenia zamiast Kimiemu pomóc, to tylko mu przeszkodziły - Massa sporo na tym zyskał, a Kimi zaczął zmagać się z samochodem. Nim Kimi się doprosił o cofnięcie zmian, Massa zdobył 29 punktów, przy zaledwie 9 Kimiego. Trzeba też powiedzieć, że Massa stracił 10 punktów na Węgrzech (Kimi zyskał na tym 1 punkt), ale Kimi równeż stracił kontrolę nad samochodem w Belgii, tracąc możliwe 8 punktów. Zmiany cofnięto dopiero na GP Singapuru, kiedy walka o mistrzostwo była już wyklarowana między Hamiltonem (78) a Massą (77). Kimi (57) musiał się zasłaniać przed Heidfeldem (53), a nie patrzeć na mistrzostwo. Najlepsze jest to, że... zapomnieli tak od razu Kimiemu o tej zmianie powiedzieć. W GP Niemiec Kimi jechał z zawieszeniem o innej specyfikacji, najprawdopodobniej (wskazuje na to wiele źródeł wokół Kimiego) NIE WIEDZĄC O TYM. Czuł różnicę w prowadzeniu, ale nie wiedział co się dzieje. Mało?

Przed GP Węgier, na konferencji prasowej, pytano Kimiego o możliwe zakończenie kariery - może nie na koniec 2008, ale może 2009? Kimi oczywiście zaprzeczał - w końcu on nic takiego nie powiedział, a ktoś próbował tylko kręcić taką plotę - bo skoro Kimi ma kontrakt do końca 2009, to może odejdzie z F1? Ciekawe komu mogłoby zależeć na takim podgryzaniu Kimiego? Nie wiem, znacie jakiegoś sfrustrowanego narwańca (ludy południowej Europy mają taki temperamencik, może tam warto poszukać?), któremu mogłoby zależeć na zwolnieniu stołka w Ferrari? No, hehe. Mało?

Na Węgrzech Kimi dojechał na P3, ale jego tempo w przeciągu miesiąca dosłownie wyparowało - jeszcze we Francji walczył o zwycięstwo (stracił je przez awarię wydechu - oderwał się i poważnie zaburzał aerodynamikę, przy okazji obijając samochód - dojechał na P2), a teraz przegrywa tempem z Toyotą. W związku z tym zarzucano mu brak motywacji - po prostu że mu się nie chce, bo przecież Felipe walczył o wygraną zarówno na Hockenheim, jak i na Hungaroringu (zdecydowanie prowadził do awarii silnikia na jakieś trzy okrążenia przed końcem). W Walencji Massa znowu wygrał, a Kimi odpadł po awarii silnika. Bardzo logicznym posunięciem byłoby ponowne wjeżdżanie na ambicję Kimiemu tekstami o motywacji. Na GP Belgii Kimi pojechał szalenie zmotywowany - tor mu zawsze pasował (poprzedni zwycięzca nie nazywający się Kimi Raikkonen to rok 2002!), i jeżeli gdzieś miał wygrać pomimo przeciwności, to najlepiej tutaj. Start na mokrym torze, na slickach - i objechał dwóch kierowców (Massę i Kovalainena), a na drugim okrążeniu dorwał Hamiltona i przejął prowadzenie. Tor był suchy, więc odjechał na bezpieczną przewagę. Wszystko szło dobrze, aż do momentu gdy ponownie zaczęło padać w końcówce. Hamilton zbliżał się przez cały ostatni stint, i doszło w końcu do próby wyprzedzenia. Przy niestabilnym przodzie auta (Kimi nienawidził podsterownych aut, lepiej sobie radził z nadsterownymi autami - wyobraźcie sobie jaką sieczkę zrobiłby Kimi w Renault z 2006), na śliskim torze popełnia błąd i uderza w ścianę, koniec wyścigu. Na domiar złego, po karze Hamiltona wygrywa Massa, i odskakuje w klasyfikacji generalnej.

Zbliżała się Monza, i czas na podjęcie decyzji w sprawie przedłużenia umowy. Kimi wiedział, że Luka di Montezemolo staje na uszach żeby go wypchnąć z zespołu, więc Kimi postanowił nie ułatwiać mu życia - podjął opcję na 2010, co oznaczało minimum odszkodowanie za zerwanie umowy. Ciekawsza jest wypowiedź Alonso z tego dnia, gdy ogłoszono przedłużenie kontraktu - Fernando stwierdził, że to przedłużenie tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Powiedział on też, że wiedział że przedłużą kontrakt (ciekawe skąd?), i że nic się nie zmienia - 2010 czy 2011 są taak daleko, a on chce wygrywać szybciej XDDD Sam też nie wierzyłem, więc aż wykopałem tego newsa. Mało?

Mimo że problemy Raikkonena zostały zidentyfikowane, i jasno określone jako zawieszenie - za karę opóźniono cofnięcie do poprzedniej specyfikacji, i zamiast dostać od razu na GP Włoch (zgodnie z komunikatami medialnymi), Kimi musiał poczekać do GP Singapuru. Co przy okazji deszczu na Monzie sprawiło, że Kimi nie dał rady przebić się do punktowanej ósemki. Na Monzy aerodynamika jest wyciszana, a ważniejsza staje się przyczepność mechaniczna - tej jednak Kimiemu brakuje, i nawet taki ogór na mokrym jak Massa dał radę dojechać przed nim. Po wyścigu udziela komentarz, który jasno uderza w zespół - "Nie musisz być Einsteinem żeby się zorientować, że w ten sposób nie da się wygrać tytułu. Sprawa jeszcze nie jest przesądzona, ale raczej potrzebujemy cudu". Mało?

W Singapurze Kimi rozbija się akurat po własnym błędzie, stając się jedną z pierwszych odnotowanych ofiar niestniejącego już dziś "Singapore Sling" - jadąc po P5, i próbując dorwać Glocka - co w okolicznościach burdelu wywołanego przez Renault (o tym w poprzednim odcinku), i tak było niezłym rezultatem. W Japonii wraca stary dobry Kimi - ale przez zamieszanie w pierwszym zakręcie spada za Kubicę, za którym gnije cały wyścig - Kubica świetnie się bronił mimo problemów z blisteringiem opon.

Plotka głosi, że w okresie po przedłużeniu umowy Ferrari bardzo intensywnie negocjowało wykup kontraktu z Raikkonenem, aby zrobić miejsce dla Alonso już na 2009 rok. Mimo nasyłania armii prawników, każdy z coraz większą walizką pieniędzy, Kimi ciągle odmawia - co skutkuje tym, że wewnątrz zespołu dostał status numeru dwa. Kiedy jednak traci matematyczne szanse na mistrzostwo, pomaga Felipe w walce o tytuł, przepuszczając go w Chinach - robi to jednak w typowy dla Kimiego sposób, czyli przy okazji tak żeby Ferrari się oberwało za jawne team orders. Kimi prowadzi wojnę z koalicją Alonso+Ferrari, a nie z Massą.

W sezonie 2009 wojna trwa dalej - Massa pokonuje Raikkonena, ale Ferrari zapewnia że "bolidy som ruwne". Jedyną rzeczą jakiej w tej całej rozgrywce nie przewidziano, to wypadek Massy na Węgrzech - ale i na to znaleziono rozwiązanie. Wsadzimy Schumachera, poprosimy o zgodę na przetestowanie aktualnego auta (żeby mógł poczuć samochód, i wklepać Kimiemu MIMO POWROTU Z EMERYTURY). Do tego potrzebna była zgoda wszystkich zespołów - i tą zgodę wyraziło 8 z nich. Dowcip zrobił im Williams ( ͡° ͜ʖ ͡°), który nie wyraził tej zgody - argumentowano to faktem, iż nie chcą pozwolić aby powstał tego typu precedens, bo w przyszłości może on być nadużywany. Williams miał w tym pewną słuszność - przepisy mamy jasne, i na tej trybunie nie ma równych i równiejszych. Ale Montezemolo nie jest głupi, i znalazł inne rozwiązanie. Wrzucimy Badoera który nie ścigał się od 10 lat, ale przy okazji porzucamy rozwój bolidu, więc Badoer może i będzie dojeżdżał gdzieś z tyłu, ale Kimi też nie będzie błyszczał.

No z tym że aż tak złej dyspozycji Badoera się nie spodziewano - Kimi w Walencji był trzeci, a w Belgii wygrał, podczas gdy Badoer był zdecydowanie najgorszy z całej stawki. Spróbowano wtedy jeszcze innego patentu - skoro tak ważne jest objeżdżenie w wyścigach, wyciągnijmy Fisichellę (przy okazji sprawdzimy, czy nadaje się na giermka dla Fernando) z Force India, a brak rozwoju bolidu sprawi że Kimi i tak zaraz skończy punktować. Fisichella walczył z Kimim o zwycięstwo jadąc #!$%@? FORCE INDIA, więc na pewno będzie w formie. No tylko dalej nie można było tego auta objeździć poza oficjalnymi testami - braki w przejechanych kilometrach tym konkretnym autem sprawiają, że Fisichella nie walczy z Kimim - może nie zamyka stawki, ale na pewno spisuje się poniżej oczekiwań.

Zostańmy jeszcze na chwilę na Monzie, bo doszło do ważnych wydarzeń - w czwartek Santander wreszcie oficjalnie potwierdza rozpoczęcie współpracy z Ferrari od sezonu 2010, więc kwestią czasu jest ogłoszenie Fernando. Ten chwilowo ma ważniejsze sprawy na głowie, bo został wezwany przed sąd FIA. Dochodzi też do ogłoszenia, że Santander ma zamiar kontynuować współpracę z McLarenem, co oznacza, że będą sponsorować dwa czołowe zespoły. Dziwne? Otóż dlatego, że Kimi prawdopodobnie się zgodził na układ, w którym odchodzi na koniec 2009 roku, dostaje swoją wypłatę za 2010, jakaś premia na frytki, i załatwią mu miejsce w McLarenie. Wtedy jeszcze spekulowano nad losami Kovalainena, Buttona jeszcze nawet nie rozważano w tej układance. W tym czasie Alonso #!$%@?ł swoich dotychczasowych dobroczyńców w sądzie FIA, i między GP Singapuru a GP Japonii ogłoszono oficjalnie, że Alonso będzie kierowcą Ferrari w sezonie 2010. Renault zostało bez sponsorów, bez kierowców na przyszły rok, z gruzowatym autem, i z kompletnie nowym, niedoświadczonym kierownictwem. Ale Fernando już to kompletnie nie obchodziło, on przechodził do Ferrari. ( ͡ ͜ʖ ͡)

Kimiego wykopywano długo i sumiennie - pojawiały się nawet wypowiedzi Luki di Montezemolo, w których stwierdził on, że Kimi jest tak zdemotywowany, że ucieszy się jeżeli w ogóle przyjedzie na wyścig. Santander ostatecznie nie doszedł do porozumienia z McLarenem w sprawie Raikkonena, bo oni byli już zdecydowani na Buttona. I tym sposobem Kimi został bez miejsca w stawce.

Tak właśnie wgniatał w podłoże swoich wrogów Alonso Fernando, najlepszy i najuczciwszy kierowca jaki kiedykolwiek stąpał po tym świecie. Niejaki Michael Schumacher może mu buty czyścić, ale to może nie teraz - bo on też wraca do stawki, nareszcie wyplątał się z tego chorego układu w Ferrari i ponownie łączy się ze swoim starym przyjacielem, Rossem Brawnem.

Pominąłem ważny wątek Schumachera, ale ten odcinek już i tak się przesadnie wydłużył. Następne już nie będą tak rozbudowane, więc cieszcie się tym co jest. ( ͡° ͜ʖ ͡°)


#f1 #krotkahistoriaof1 <-- polecam obserwować, łatwiej będzie odsiać od reszty powrutowe
fordern - Wreszcie wracamy do szkalowanka ( ͡° ͜ʖ ͡°) Odcinek opóźnił się, bo dostałe...

źródło: comment_L81ynVqjort5Qs8Rby7ajy8uoGzdVjHx.jpg

Pobierz
  • 26
@marsellus @slusar_o2: Santander jest dużym graczem w Brazylii, więc Massa by im się przydał. W tamtym czasie to był mocny Felipe (wizerunek mocno potwierdzony sezonem 2008), więc tym bardziej był lepszym kandydatem niż Kimi.

Nie zapominajcie, że markiz Luka di Montezemolo to biznesmen, bardzo wytrawny biznesmen. Bardzo dobrze wiedział co robi.

Zresztą, wykopanie Schumachera też nie miało zbyt wiele sensu, w 2006 przecież wciąż był w formie i walczył o tytuł.
@milosz1204: o kurde zawsze myślałem ,że Kimi odszedł z Ferrari tak po prostu bo chciał spróbować rajdów a teraz czytam ,że odszedł bo został wypchnięty siłą z Ferrari. Całe życie człowiek się dowiaduje czegoś nowego. Nie no o Spygate i Crashgate wiem i słyszałem bo to pamiętam jak oglądałem w tych czasach F1 ale ,że były jeszcze takie dymy i afery z Alonso za kulisami to głowa mała.
@milosz1204: Został wypchnięty, i dlatego tak bardzo dziwił jego powrót. Jak dojdę do 2014 roku, to przytoczę pewną anegdotkę, jak to Raikkonenowi nie pozwolono dojechać przed Alonso w jego domowym wyścigu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@fordern: Fajnie się czyta Twoje wpisy, człowiek nie zdawał sobie sprawy jakie inby się tam odwalały w kuluarach. Oglądało się wyścigi bez zastanowienia nad tym co się dzieje w padokach. Pewnie dzisiaj też są ciekawe historie, ale nie wypływają na powierzchnie ( ͡° ͜ʖ ͡°)