Wpis z mikrobloga

@kamehameha kiedyś w Bieszczadach w takim zaprzyjaźnionym schronisku, co prawie jak drugi dom były sobie kucyki. W sumie do niczego konkretnego, dla dzieciaków głównie. Była też sprzedaż serów. Popołudniami lubiliśmy siedzieć i wypatrywac tych co przyjeżdżają kupić ser, szczególnie takich z Warśafki (z całym szacunkiem dla Warszawiaków). Z daleka ich było widać, a czasem słychać bo podwozie im po kamieniach szurało.

Razu pewnego podjeżdża babeczka, wysiada z dzieciakiem, i podchodzi do pastucha,