Wpis z mikrobloga

#zwiazki #mgtow #rozowepaski #niebieskiepaski #psychologia i trochę #antynatalizm oraz #przegryw

Muszę wyrzucić z siebie trochę refleksji. Nie będzie tl;dr ¯\_(ツ)_/¯

Obserwując świat i życie na ziemi, już od prawie 40 lat, nieustannie dochodzę do identycznych wniosków:
Nie ma sensu szukać sobie żony, zakładać rodziny i bawić się w ten cały cyrk. A oto dlaczego:

Po pierwsze, nieliczne grono osób miało to szczęście, by urodzić się w zdrowym domu, ze zdrowymi i kochającymi rodzicami. Nieliczni mogą pochwalić się tym, że nie zostali jakoś mocno straumatyzowani przez rodziców a potem przez społeczeństwo.
Często też mam wrażenie, że psychologia choć może minimalizować pewne konsekwencje, nigdy nie wymaże nam z głów i z naszych serc tego, czego doświadczyliśmy zwłaszcza jako dzieci.

To co najważniejsze, nie podoba mi się zupełnie rzeczywistość (albo może nasza jej naturalna i zwierzęca percepcja), wedle której wrażliwość i emocjonalność zarezerwowane są jedynie dla kobiet, a raczej w związkach, mężczyzna nigdy nie może wejść w dialog z kobietą na temat rozterek emocjonalnych, czy też wyrażania braku braku pewności, poczucia niebezpieczeństwa, wątpliwości. Nie jestem w stanie zaakceptować takiej opcji jako myślący i inteligenty człowiek, pełen empatii wobec świata i życia. Ale mówię też o tym ze świadomością realności różnic między kobietami i mężczyznami, ze świadomością iż wciąż jesteśmy genetycznymi spadkobiercami naszych czysto zwierzęcych przodków i pewnie długo to będzie krążyć w naszym DNA. Wiem że normalność polega również na zaakceptowaniu tego co zwierzęce w nas. Ale ja mam z tym problem jako dość świadomy i wrażliwy facet.

I wiem oczywiście, że przeciętny psycholog stwierdzi, że to wynika ze złych kontaktów z moim ojcem, braku właściwej więzi. Ale przecież, ten brak wytworzył się właśnie na tle pewnych społecznych reguł i norm. Więc społeczeństwo dopuściło do tego, żeby taki scenariusz się zrealizował. Moja matka poznała faceta, przez którego ona cierpiała, przez którego ja sam cierpiałem, ale mimo to uznała go za "właściwego" faceta, z którym postanowiła mieć dzieci i trwa przy nim do dziś. Nie chciała przecież wrażliwego faceta, który okazałby jej i dziecku dużo empatii i miłości. Uznałaby go za słabego przecież prawda?
Doznałem w swoim życiu skrajności, ale prawda jest taka, że wielu ludzi doświadcza jeszcze gorszych i dużo bardziej dojmujących skrajności, dużo bardziej toksycznych i wyniszczających. Jak to się mówi: Cokolwiek dzieje się w naszych życiach, nie jest to ciężar którego nie moglibyśmy udźwignąć. Choć to marne pocieszenie według mnie. Z resztą przecież wielu potrafi ten ciężar przerosnąć, popełniają samobójstwa wtedy.

Kim jest zatem przegryw? Facet który znalazł żonę i spłodził dziecko, ale nie umiał sprawić by jego żona i dziecko czuli się kochani, szczęśliwi w swoich życiach? Czy może facet, który wyrzeka się gier i nieświadomości, kosztem tego, że z dużym prawdopodobieństwem się nie rozmnoży? Według mnie, ta pierwsza opcja jest właściwą odpowiedzią.

W tak wielu przypadkach, w mniejszym lub większym stopniu, z pokolenia na pokolenie i często nieświadomie, przenosimy ten syf, powielamy złe wzorce. Mówimy o sobie z jednej strony że jesteśmy ludźmi, mamy boskie aspiracje, kontakt z absolutem, Bogiem! Tworzymy moralność, wzniosłe idee... Ale z drugiej strony, mówimy o idealistach, naiwnych, zbyt wrażliwych i przez to słabych. Nie możemy wzlecieć ponad to wszystko, choć nasza "dusza" wznosi się ku niebu, nasze ciało i nasza zwierzęcość, na powrót sprowadzają nas na ziemię.
Według mnie w tym rozdarciu, wpisanym w ludzką naturę, nie może być mowy o spójności, zdrowiu psychicznym, pewności siebie itp...

Zawsze będziemy w dupie, chyba że przeniesiemy nasze umysły do wirtualnych światów, postanowimy uwolnić się od naszych ciał i zwierzęcości... Ale czy to rozwiąże jakiekolwiek problemy?
Nie jestem optymistą jeśli chodzi o ludzki żywot na tej planecie. Według mnie lepiej urodzić się pozbawionym samoświadomości zwierzęciem. Jeśli istnieje coś takiego jak czyste człowieczeństwo, dobroć, wzniosłość, empatia, miłość.. Jeśli te cechy miałyby być dominujące, to według mnie potrzeba jeszcze setek lat ewolucji. Paradoks jednak tkwi w tym, że ewolucja zawsze będzie emanacją zwierzęcości i w ten sposób koło się zamyka.

Jeśli jednostka, indywiduum, człowiek, zapragnie uwolnić się, wzlecieć ponad, jest wysoce wrażliwą, inteligentną istotą, szybko zderzy się w dużej skali z brakiem zrozumienia i ostracyzmem. Szybko zrozumie, że jego wola, miłość, intelekt i empatia, to cechy nieprzystające do zastanej rzeczywistości.
Nie wiem tylko czy to kwestia dysfunkcji, jak np. brak dobrych relacji z rodzicami, niewłaściwego procesu warunkowania, czy może pewnej genetycznej fluktuacji, która sprawia że jeśli potrafisz sięgnąć wyżej i dalej niż inni, to albo jesteś prekursorem ważnych zmian ewolucyjnych, albo po prostu jesteś chichotem, drwiną natury z ciebie samego... Przez przypadek pokazano ci więcej niż powinieneś zobaczyć.
Zatem większość powie: "Musisz się leczyć, bo masz problem".

Czuję że większość ma ten problem i wszyscy staramy się leczyć. Pytanie tylko z czego i w imię czego? Tak bardzo boimy się do tego przyznawać. Boimy się strasznie tego. A jednocześnie robimy wszystko, żeby ten głos nie wybrzmiewał na szerszą skalę. Boimy się tego, co mogłoby to przynieść... Boimy się destabilizacji tego co już doskonale znamy, od pokoleń, od tysiącleci.
Z jednej strony zanurzeni jesteśmy w konserwatyzmie, który oferuje nam "sprawdzone" rozwiązania, z drugiej strony wiemy jednak, jak bardzo nasze społeczeństwa się zmieniały, jak bardzo ten proces jest intensywny szczególnie dziś.
Tu pojawia się tzw. "lewica", postępowość, testowanie granic, bo czujemy podświadomie, że być może są jakieś lepsze rozwiązania, coś co jednak nas uwolni od tego bólu egzystencjalnego. I znów widzimy walkę dwóch sił, nurtów, ideologii i filozofii.
Chcemy zrobić krok w przód (postęp), ale jeśli cokolwiek wskazuje na ryzykowność, zagrożenie, niepewność, robimy dwa kroki w tył, chowając się w to co znane (konserwatywne).
Oczywistym jest że ten postęp będzie się odbywał, w naszej indywidualnej świadomości i w świadomości społecznej.
Jednak to co najważniejsze, wydaje mi się że ten postęp też będzie odbywał się na płaszczyźnie damsko-męskiej. I wydaje mi się że żyjemy właśnie w takich czasach, gdzie cholernie dużo zadzieje się na tym polu.

Być może przez tysiąclecia nie dotrzemy do punktu w którym kobiecość i męskość będą się naturalnie i świadomie uzupełniać. Być może zawsze kwintesencją relacji kobiet z mężczyznami, będzie ta niewyrażalna różnica, napędzająca namiętności, szczęścia i dramaty... Nawet jeśli technologia umożliwi nam w przyszłości dopasowania na poziomie 99,9%

Często myślę, że by powołać do życia nowe istnienie, dziecko, trzeba być albo mocno nieświadomym, egoistycznym... Albo być niepoprawnym optymistą, idealistą... Ale oba te podejścia będą musiały zostać zwieńczone rozczarowaniem dziecka.
Jest jeszcze trzecia opcja, najzdrowsza i równowagowa: "Hej! Zapraszamy Cię na ten świat bombelku, żebyś zaznał w pełni dualizmu, mamy nadzieję, że przeprowadzimy Cię gładko przez wszelkie możliwe rozterki, wynikające z bezsensu istnienia, żebyś Ty mógł/mogła, przeprowadzić swoje własne dziecko przez tę oazę absurdu i cierpienia. Nikt nie wie po co, ale wiesz, gdybyśmy tego nie zrobili, nasze życie byłoby bez sensu".

Jestem "przegrywem", bo nie chcę grać przed kobietą, nie chcę tłumić emocji, nie jestem w stanie racjonalnie wytłumaczyć mojemu hipotetycznemu dziecku, dlaczego powinno nie dzielić się emocjami, poczuciem obiektywnego absurdu życia... A przecież każde dziecko prędzej czy później do tego dotrze. Samo będzie musiało wiedzieć jak okłamywać siebie i innych, ponieważ czysta świadomość tego absurdu jest nie do zniesienia. Wiedzą o tym zwłaszcza dzieci w okresie dojrzewania.
Jedynym pocieszeniem jakie tym dzieciom zaoferujemy to takie: "Wiesz, skoro już żyjesz, to żyj pełnią życia, jest #!$%@? ale stabilnie... Jesteś tu, żyjesz tu, bo wiesz, budujemy społeczeństwo, musisz się dostosować, inaczej poniesiesz karę!"

No i na pocieszenie powiemy ci, że nie wiemy dlaczego, ale mamy nadzieję, że może za Twojego życia, jakiś geniusz znajdzie odpowiedź na to pytanie. Może Ty znajdziesz?
Albo przynajmniej stworzysz lepszy model smartfona, pracując dla największej korporacji, więc ucz się! Bo jak nie, to dostaniesz pasem na dupę!

Tak, trzeba przyznać że zjawisko życia na naszej planecie jest ciekawe i fascynujące. Ale bez zdolności naszej do prawdziwej miłości, jest bezsensowne. A prawdziwa miłość jest według mnie umiejętnością akceptacji absurdu naszego istnienia.
Jeśli mimo bycia ludźmi, będziemy redukować to do zwierzęcości, schematów, ewolucji, samców alfa, beta, gamma czy omega, to według mnie lepiej odpuścić sobie posiadanie żon i dzieci.
Jeśli będziemy przejmować się za mocno np. psychologią, nie będziemy potrafili się kochać. Zwracam się zwłaszcza do kobiet, które swoją społeczną egzystencję i poczucie przynależności wynoszą na piedestał, patrząc przy tym na mężczyzn jako jedynie środek do osiągnięcia "statusu" i walidacji.
Bez otwartości na męską wrażliwość, bez pogłębionego dialogu, poszanowania wobec męskich uczuć, słabości i przeżyć, nie będziecie się czuć szczęśliwe i nie wmówicie też dzieciom w żaden sposób tego, że jest inaczej. A jeśli będziecie im to próbować wmawiać na siłę, te dzieciaki popadną w depresję i słusznie. Nie pomogą im psychologowie ani tabletki na ADHD.

Więc sądzę że większy wygryw jest wtedy gdy mamy siłę, by odmówić sobie małżeństwa i dzieci, nawet jeśli nie potrafimy znaleźć partnera/partnerki dla nas, niż robić coś na siłę, próbować upodabniać się do "wygrywów", którzy jedynie mają żonę, mają dzieci, ale nadal gówno wiedzą, nie potrafią odpowiedzieć na podstawowe kwestie. A którzy przy tym, kiedy zaczniesz zadawać im prawdziwe pytania, uznają cię za wariata. No bo przecież to wszystko jest takie oczywiste... Bombelek jest zwieńczeniem mojej marnej egzystencji, niech poczuje jak to jest... W końcu jestem taki dorosły, czym byłoby moje życie bez bombelka... No a jak bombelek nie zaakceptuje rzeczywistości, to znaczy że jest zły i słaby, więc trzeba go nareperować! Bo przecież to byłaby ujma dla mojego ego, żeby bombelek wytknął mi błędy, przecież zaruchałem i płaciłem na niego. Co za niewdzięczny bachor! Do kąta! Karny jeżyk #!$%@?! Ma być tak jak mówię! Bo jestem twoim autorytetem! Masz słuchać!
Nie wiem po co żyjemy, ale ja mam rację, musisz się przystosować, bo ci jebnę, bo to ja jestem rodzicem a ty jesteś tylko małym śmieciem, który jest za młody by rozumieć...
Poza tym, masz być samcem alfa w przyszłości i wiedzieć jak udawać, że wiesz po co żyjesz, wiedzieć #!$%@? jak ruchać laski i jak je podejść!
Jeśli będziesz zbyt wrażliwy i szczery, to one będą cię wykorzystywać. Bo wiesz, to są kobiety...
Sorry że musisz w tym brać udział, że naraziłem cię na to cierpienie, ale nie miałem wyjścia. Zawsze chciałem być prawdziwym facetem, ruchać laski bez uczuć, no i tak wpadłem z twoją matką. Bo jak chciałem okazać im miłość, pokazać siebie, to one nie rozumiały i olewały...
Dlatego od dziecka uczyłem cię synu, żebyś miał laski w dupie, żebyś był twardy, bo one tego chcą, dlatego #!$%@?łem cię pasem, żebyś wyrzekł się uczuć i emocji, żebyś zarabiał hajsy i był zaradnym. Żeby one mogły podziwiać Twoją męskość... Będziesz mi kiedyś dziękował za to!

Nie #!$%@?... nie będę!
  • 15
@Syntax: świetny tekst mirku. Odnośnie tego jakim trzeba być, aby w dzisiejszych czasach odważyć się spłodzić potomstwo, dodałbym obojętnym. Jeżeli nim nie jesteś, to zapewne (tak jak większość facetów, którzy w obliczu porażki jaką są np. braki wychowawcze u dziecka czy też niewystarczające środki na jego opiekę) - rozwiązanie znajdziesz w upijaniu się. Stają się oni po nim obojętni na krzywdę dziecka. Są świadomi, że nie spełniają standardów wychowawczych nałożonych przez
@Syntax: znam ludzi wychowanych w świadomych pozytywnych rodzinach mieszkających w normalnych krajach i to są nad ludzie w porównaniu z polakami robakami, chodzili do normalnych szkół gdzie nauczyli ich życia, rodzice z nimi rozmawiali i pozwalali wyrażać emocje. Sami rodzice się od nich uczyli, przyznawali się przed dziećmi do błędów które wynieśli ze swoich patologicznych rodzin z robaczych krajów (imigranci). Te dzieci mogą normalnie żyć, cieszyć się, pracować, uczuć się i
@Syntax:

Jeśli jednostka, indywiduum, człowiek, zapragnie uwolnić się, wzlecieć ponad, jest wysoce wrażliwą, inteligentną istotą, szybko zderzy się w dużej skali z brakiem zrozumienia i ostracyzmem.

Jak poleci jeszcze 15 metrów wyżej to zobaczy, że zrozumienie ze strony innych nie jest mu do niczego potrzebne ¯\_(ツ)_/¯
@Syntax: hmmm ok... bezsens istnienia, obserwowane normy i problemy społeczne oraz poczucie, że albo grasz w grę na zastanych zasadach albo wcale. Trochę tego za dużo, żeby utworzyć koherentny wywód, ale niektóre punkty całkiem fajne :)
@Syntax: przelewanie myśli "na papier" jest trudne, też nie umiem za dobrze. Wielu osobom się spodobało, ja bym się czepił tego, że być może niektóre z punktów, które przedstawiłeś nie są powiązane. Fajnie wiedzieć, że ktoś sobie siedzi i rozkminia życie, pozdro :)
Wszedłem tu z Google, potrzebowałem upewnić się, że moje wrażliwe podejście do świata będąc przedstawicielem płci męskiej, to nie tylko mój wymysł, ale że takich ludzi jest więcej. Pielęgnuj to dalej. Wiele bym dał, by móc otaczać się tylko takimi ludźmi wokół.