Wpis z mikrobloga

Chciałem opowiedzieć krótką historię, która spotkała moich znajomych.
TLDR:



Są (byli) oni właścicielami pieska, można powiedzieć rasowego od ponad 10 lat.
Piesek latał sobie wolny po zagrodzie – miał do pełnej dyspozycji ponad 600m2, możliwość schronienia się pod dachem lub w domu.
Z racji tego, że to pies raczej długowłosy to w domu zazwyczaj nie lubił przebywać ze względu na temperaturę. Wyjątkiem były burzowe oraz Sylwestrowa noc - wtedy piesek spał przy łóżku właściciela.

Pies zawsze był nakarmiony (pierś z kurczaka, ryż, dodatek warzyw to jego ulubione, codzienne jedzenie, czasem przeplatane suchą karmą). Miska z wody zawsze pełna.

Pies był/jest kochany przez głaskany, podaje łapkę, merda ogonkiem na widok właściciela i rodziny, jego ulubionym zajęciem są pościgi za kotami i ptakami wkraczającymi na jego teren.

Z racji tego, że pies żył właśnie na wolności, jego sierść była długa, w okresie zimowym nie można było go przyciąć, by nie zmarzł. Dodatkowo pies niekanapowy, często po kąpieli szukał pierwszego błota w którym mógłby się wytarzać… Powyższe niestety było powodem, że wczesną wiosną piesek wyglądał dość słabo.. można było uznać go za zaniedbanego/opuszczonego. Właściciel wiedząc o tym miał umówioną wizytę do psiego fryzjera, by po zimie (temperatury przestały schodzić poniżej 0) można było pieska doprowadzić do ładu (wygolić).

Pech chciał, że w międzyczasie, podczas wymiany ogrodzenia piesek się oddalił z posesji. Fakt ten nie został zawczasu zauważony przez właściciela i dopiero po kilku godzinach rozpoczął on rozpaczliwe poszukiwanie na trzy samochody po całej okolicy.

Powyższe jest wstępem do niezrozumiałych wydarzeń, które nastąpiły później.

Pieska przejęła jedna z organizacji zajmujących się ratowaniem katowanych zwierzątek. Jak wiadomo, takie organizacje działają non-profit.
Pies został obfotografowany z najgorszej strony, ze zbliżeniami i wyostrzeniami na kołtuny i poplątaną sierść. Zdjęcia zostały wrzucone na facebooka a pod nimi polała się fala hejtu. Organizacja oddała pieska do kliniki zwierzęcej oddalonej kilka miast dalej, która to klinika zlokalizowała u pieska kilka chorób. Niektóre z nich podobno uznano jako śmiertelne zagrożenie. Znajomy prosił o oddanie psa (zaznaczył, że nieświadomy chorób zgadza się na pokrycie kosztów leczenia i w razie wątpliwości co do postawy, zgadza się na ‘kuratora’ z organizacji), ale jedyne co usłyszał to to, że nigdy go nie odzyska i że sprawa oddana jest do prokuratury a oskarżeniem jest szczególne znęcanie się nad zwierzętami.
Na drugi dzień, na profilu facebookowym organizacji pojawiła się prośba o wsparcie pieniężne na leczenie.

Po kilku tygodniach właściciel nie dostał żadnej informacji o stanie zdrowia pieska, o miejscu aktualnego przebywania ani o jakimkolwiek oficjalnym statusie. Co ciekawe na facebooku pojawiło się kolejne zdjęcie z informacją o możliwości czasowej adopcji pieska. Ze zdjęcia widać, że było robione przed 2 tygodniami (w tym samym czasie co wcześniejsze oczerniające zdjęcia), ale tym razem przedstawiono go w pozytywnym świetle, bo przecież szukano rodziny zastępczej.

W przeddzień zaginięcia psa nic nie wskazywało na jego zły stan samopoczucia.. choćby po tym, że z samego rana zaliczył on 300m sprint za kotem.
Oddać sprawiedliwość można w jednym miejscu – o ile badanie zaprzyjaźnionej z organizacją kliniki jest rzetelne (bliżej położone kliniki z tego co się znajomy dowiedział raczej unikają tej konkretnej organizacji jak ognia) to piesek faktycznie mógł wymagać opieki weterynaryjnej.. ale na pewno dostał by ją za dwa dni, zaraz po umówionej wizycie u psiego fryzjera.. bo wtedy prawdopodobnie właściciel zobaczył by, że z psem może być coś nie tak..

Mam pytanie, czy to jest normalne, czy na tym polega działanie organizacji non-profit?
Czy ktoś zna podobny przypadek? Czy można coś w takiej sytuacji zrobić? Chciałbym pomóc, ale wygląda na to, że bez żadnej dokumentacji sprawy nie ma się nawet gdzie odezwać.
Moim zdaniem najważniejszym celem tego rodzaju organizacji powinno być niesienie dobra zwierzętom, jednocześnie nie zapominając o tym, że każda historia jest inna i nie każdy człowiek jest zły. Nie można z góry traktować właścicieli jak przestępców i wmawiać im złe intencje. Pies kocha właścicieli, a oni kochają psa – jedynie organizacja non-profit tego nie widzi.

#!$%@?ąc od powyższego..
Sprawa natchnęła mnie na kilka przemyśleń.. czy ktoś kontroluje raporty finansowe takich organizacji, czy ktoś sprawdza kto, na jakie cele ile im przesyła, czy takie organizacje mogą działać ponad prawem? Czy wieczne skamlenie o kasę, o 1% podatku można jako osoba zewnętrzna skontrolować? Pytam, bo sam miałem okazję przekazać kiedyś pieniądze na tę organizację i zacząłem tego żałować.
#kiciochpyta #pomagajzwykopem #psy
  • 1