Wpis z mikrobloga

#teatralnakicia <----tag do obserwowania/czarnolistowania

Teatr: Teatr Nowy Proxima
Spektakl: 'Wiedźmin. Turbolechita:
Reżyseria: Piotr Sieklucki
Dramaturgia: Ziemowit Szczerek
Obsada: Chrząstowski / Ferlak / Durman / Fiałek / Miękina / Sieklucki / Witek / Janeczek

Ogólnie proza Szczerka jest dosyć wdzięczna do przekładania na scene (jak na przykład sympatyczna 'Siódemka' w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu). W Krakowie z 'Wiedźminem' jest podobnie, dostajemy spektakl sympatyczny, zabawny i nie zmuszający w żaden sposób do myślenia.

Zaskakująco Teatr Nowy podołał realizacyjnie i powoli przestaje myśleć o nim jako o prywatny teatrze drugiej kategorii (co trwało przez długi czas, mea culpa). Cała powierzchnia sceny została zagospodarowana pozostawiając minimum przestrzeni do ruchu dla aktorów, jednak scenografia nie przytłacza i wydaje się że jest jej tyle ile potrzeba. Mimowolny uśmiech wywołuje spolonizowany ring bokserski wysypany ziemią i sianem, napis na bocznych bandach "Cydr Polski sponsoruje walkę o niepodległość" już poniekąd może zasygnalizować w jakie rejony będzie się udawała cała inscenizacja.

Spektakl opowiada o tym, że Słowianie (a konkretnie Lechici) muszą wstać z kolan, gloryfikować swoją słowiańskość a przede wszystkim określić w końcu swoją tożsamość. Określić czy należą do pogardzanego zachodu czy do ruskiego mordoru którego się boją (i którym też gardzą). Oczywiście całość jest ograna dużą ilością gagów jak na przykład próbą konstruowania zdania bez używania zapożyczeń i wyrazów obco brzmiących. Czy też w przerysowany sposób ukazując czym się różnią Lechici od zgniłego zachodu.
Niestety mam wrażenie, że tak naprawdę pomysły skończyły sie w połowie spektaklu a potem całość ciągnęli już tylko aktorzy swoimi niesamowitymi zdolnościami.

Naprawdę nie można oderwać oczu od Durmana i Chrząstowskiego. Na życzliwy uśmiech zasługuje też Karol Miękina za rolę cudzoziemca wysłanego aby uczyć Lechitów kapitalizmu.

W sumie tak naprawdę całości nie mam nic do zarzucenia, bawiłem się świetnie i było naprawdę śmiesznie. Jedynie po skończeniu całości mam pewien niedosyt. Nie żałuję czasu spędzonego w Teatrze Nowym, jednak czuję że nie został do końca wykorzystany potencjał tego tekstu i jest trochę jak tytułowy Lechita. Taki trochę pomiędzy dobrym, zmuszającym do myślenia o tożsamości spektaklem a miałką rozrywką z kilkoma soczystymi '#!$%@?' w dialogach.
Niemniej drodzy współlechici biegnijcie do Nowego póki grają jeśli macie wolny wieczór a w planach tylko oglądanie Kuchennych Rewolucji.

#teatr #krakow oraz trochę #gruparatowaniapoziomu no i w sumie #wiedzmin
Pobierz
źródło: comment_OJ0qU06bYfnPHl8yUMTeUv8MNMCrYLDO.jpg
  • 5