Wpis z mikrobloga

W sprawie odstrzału dzików:

"Otóż jest tak, że tak naprawdę nikt nie wie, ile w Polsce jest dzików, bo nikt ich nigdy rzetelnie nie policzył. Może jest ich milion, a może sto tysięcy. Na pewno jednak w najbliższy weekend nie zginie ich więcej, niż w ostatni, albo jeszcze kolejny. Obwodów łowieckich w Polsce będzie tyle samo, myśliwych tyle samo, godzin w dobie też zostanie 24. To oznacza, że średnio ta sama co zawsze ilość myśliwych odstrzeli w ciągu doby średnio tylko tyle dzików, ile średnio zabija co weekend (z tolerancją właściwą skali ogólnopolskiej). Twierdzenie, że w najbliższy weekend zginie 200 tys dzików zakłada, że każdy członek PZŁ (a jest nas 120 tys.) ustrzeli co najmniej 1,5 sztuki. Takiej możliwości św. Hubert jeszcze nikomu nie podarował, odkąd świat światem, łowiectwo łowiectwem, a dziki dzikie. To raz. A dwa to to, że z tych 120 tys., aktywnych i polujących jest może połowa, czyli ~60 tys. Z tej połowy, chętnych do bezrefleksjnego strzelenia wszystkiego, co pod lufę wyjdzie będzie może 5%. To szacunek tak samo dokładny i prawdziwy jak owe 200 tys. dzików, ale ok, bawimy się. Czyli mamy w skali kraju 3 tysiące żądnych krwi i mordu, napalonych egzekutorów-terminatorow. Dla ułatwienia obliczeń, przyjmijmy 210 tys. dzików. Wynika z tego, że każdy z egzekutorów ma do strzelenia w najbliższy weekend 70 dzików. 35 dziennie. I każdy ma do opolowania 100km2, czyli 10.000 ha. Ha! Ha, ha!
No dobrze, dajmy im fory i rozciągnijmy ten weekend do końca miesiąca. Czyli mamy 21 dni, 210 tys. dzików, dziesięć tysięcy do odstrzału dziennie. Codziennie! Zatem każdy strzela codziennie 3,3 szt. Nie pracuje, nie śpi, MORDUJE. To jest tak samo absurdalne i nierealne jak pomysł zaprzęgnięcia do tej redukcji wojska i OT. Ilość zabitych i postrzelonych ciągu pierwszej godziny takiej akcji byłaby zapewne imponująca. I wcale nie mam na myśli dzików...
Czyli, podsumowując - będzie jak było, nie ma się czym podniecać, a TV i internety wyrzućcie przez okno. Darz bór!"