Aktywne Wpisy
Badmadafakaa +154
Wojciech_Skupien +97
Codziennie wstaję o 3:40. Budzik o tej porze brzmi jak krzyk dziecka w nocy – niespodziewany, przeszywający każdą komórkę w moim ciele. Serce uderza szybciej, zanim umysł zdąży się w pełni obudzić. Te wczesne pobudki stały się moją rutyną, niemal odruchową. Sięgam po przygotowane dzień wcześniej ubrania, twarz przemywam lodowatą wodą, a ręce, znając każdy krok na pamięć, sięgają po szczoteczkę do zębów.
Wrzucam do plecaka dwa serki wiejskie i banana – zestaw,
Wrzucam do plecaka dwa serki wiejskie i banana – zestaw,
Moi drodzy!
Jestem z wami od ponad 10 lat. Przeszedłem bardzo wiele w życiu pod względem emocjonalnym, po prostu ludzkim. Mam prawie 40 lat. Poznawałem kobiety, uprawiałem s--s, kochałem, walczyłem, doświadczałem rozczarowań, były chwile kiedy czułem się szczęśliwy i spełniony, jak również chwile, kiedy żarłem gruz, a raczej g---o które wychodziło ze mnie lub ze strony innych ludzi (oczywiście nie dosłownie :). Choć to nie ważne, bo to było po prostu g---o na miarę moich możliwości, czy na miarę możliwości tych kobiet które poznawałem. To było jednocześnie g---o w które wierzyliśmy i które kochaliśmy w sobie.
Piszę o tym, ponieważ swego czasu wszedłem mocno, pod wpływem różnych rozczarowań w filozofię redpill, generalnie niechęci wobec kobiet, daleko idących uogólnień którymi zacząłem żyć, totalnego przegrywu, żarcia, picia, pornusów, wycofania... Choć paradoksalnie od tego stanu nie zaczynałem, ale tak naprawdę w ten stan wszedłem.
Wiem jedno teraz. To nie była nigdy ani wina kobiet, ani facetów w sensie ogólnym, ale wina naszych rodziców. I to jest coś, czego nie da się łatwo zmieniać wewnętrznie. Nikt nas tego nie uczy, szczególnie rodzice którzy nie dali wtedy rady...
Miałem to szczęście, że poznałem w swoim życiu przyjaciół, bo byłem zawsze z natury otwarty i spotkałem takie osoby, które umiały mi wytłumaczyć, zarysować sens, choć nie raz tak ciężko było przyjąć ich punkt widzenia, zrozumieć i zaufać, ale ufałem zawsze wtedy, gdy czułem że ktoś mówi z serca, całym sobą.
I uważam że dokładnie tego samego powinniśmy wymagać od siebie i od naszych partnerek/partnerów.
Miłość i bliskość z drugą osobą jest trudna jeśli my sami wewnętrznie nie jesteśmy gotowi by dawać i rozumieć. Jeśli zaczynamy wychodzić z przekonania, że kobieta to w głębi serca wredna suka, która myśli tylko o kasie i ma wygórowane wymagania, jest pustą księżniczką, to nigdy nie zauważymy kobiet, które są inne.
Ktoś kiedyś powiedział, że kobieta nie wie, że jesteś przegrywem, dopóki jej o tym nie powiesz. I to jest święta prawda!
Jednak przegryw to nie jest facet szczery i dobry, mądry. Przegryw to facet który myśli, że będąc mądrym i dobrym, zawsze dostanie kopa w dupę ze strony kobiety. Co w efekcie skutkuje szukaniem kobiet złych, niedobrych i głupich, bo podświadomie chcemy potwierdzić nasze tezy.
To co jest pierwotne, to lęk przed kobietami, lęk związany z nieistniejącym ojcem, zaborczą emocjonalnie matką. Wewnętrzne poczucie niestabilności jakie z tego wynika i lęk przed kierunkiem pracy jaką mielibyśmy wykonać wewnętrznie.
To sprawia, że wolimy wrzucać do tego samego worka kobiety do których nigdy nie podeszliśmy, z tymi do których podeszliśmy a które okazały się beznadziejne. Tylko dlatego, bo chcieliśmy to przeżyć i utwierdzić się w swoich przekonaniach.
Nie chcemy widzieć winy w sobie, upatrujemy źródło porażki w kobietach, kiedy to nawet nie my jesteśmy źródłem porażki, ale nasi rodzice. I dopóki nie przerobimy, nie zrozumiemy ich winy, my sami nie będziemy zdolni do wejścia w dobry i prawdziwy związek. Ale rodzice to tylko fragment układanki. Bo kiedy już wyrzucimy rodziców z naszych żyć, zaczyna się prawdziwa jazda, pod tytułem: "Nadaj sens swojemu życiu, jednocześnie nie identyfikując go z jakąkolwiek krzywdą z przeszłości."
I to jest cholernie trudne wyzwanie, tak samo dla kobiet jak i mężczyzn.
I wydaje mi się że powinniśmy o tym wyzwaniu umieć rozmawiać w związku otwarcie, jeśli zależy nam na długotrwałej relacji.
Boimy się bycia "normikami", to naturalne że nie nie chcemy być ludźmi jałowymi, jednowymiarowymi, płytkimi, znormalizowanymi, plastikowymi. Wydaje mi się że większość facetów odczuwa lęk przed tym, tak jak i ja sam.
Z drugiej strony kobiety chcą wtłoczyć nas w normę, my to czujemy i rozumiemy, początkowo tylko podświadomie i chcemy się bronić.
Kobiety powinny zrozumieć, że nie mogą zabijać indywidualności mężczyzny na rzecz "poczucia bezpieczeństwa", co wiąże się z wtłoczeniem w normę i bezosobowość, zabiciem męskiej emocjonalności w efekcie.
A mężczyźni powinni zrozumieć, jak o tym mówić kobietom i że warto o tym mówić wprost!
Nie wolno nam walczyć z sobą na gruncie damsko-męskim. Zrobimy sobie krzywdę, jeśli będziemy zwracać uwagę na feministki, pamiętać tylko o wrednych sukach które poznaliśmy w życiu, a zapomnimy o tych kobietach, które kochaliśmy i potrafimy kochać, tylko dlatego że nie były takie drapieżne i niezdobyte, często zaburzone emocjonalnie. Tylko dlatego że przypominały nam one ulubione p---o-aktorki. I rzeczywiście mówiły nam: "Ja chcę się tylko pieprzyć, nie mam zamiaru się wiązać". Przecież to my je wybraliśmy, to my chcieliśmy tej suki, która potem zrobiła farsę z naszych uczuć a na koniec zesrała się wprost do naszych mózgów. Pozwoliliśmy na to, bo nasi rodzice w wielu wypadkach zesrali się do naszych dziecięcych mózgów.
Więc jeśli twierdzimy że kobiety to suki, którym nie można ufać, wchodzimy w incelowo-redpillowe klimaty, to znaczy że warto przyjrzeć się sobie i naszym rodzicom. A kiedy już to zrobimy, to nauczyć się kochać, bo tak samo jak my faceci, tak i masa kobiet została zranionych przez ten system. I jesteśmy w stanie się dogadać, poczuć, pod warunkiem że się na siebie otworzymy.
Wiem że większość facetów tak zwanych "przegrywów" ma poczucie że do niczego się nie nadają. Ale to nie jest prawda obiektywna. To są tylko nasze wewnętrzne projekcje. Że jak schudnę, zarobię więcej hajsu, pokażę się, zaszpanuję, to zdobędę kobietę swego życia.
Nie o to chodzi. Przecież nie chcemy takich kobiet prawda? Więc po co za takimi biegamy i wtłaczamy się w tę beznadzieję?
Tylko to jest przegrywowe, nic więcej.
Chcemy sobie i kobietom udowodnić coś, czym tak naprawdę się brzydzimy (podobnie jak spora część kobiet), a jednak wmawiamy sobie, że musimy z tym walczyć i staje się to punktem ciężkości, aż do z-------a.
Bez sensu...
Zamiast "iść pobiegać", zastanów się: Co kocham w sobie, z czym się godzę... Może jestem brzydki, ale jestem fair, potrafię kochać, być sobą, lubię robić fajne rzeczy, bo po prostu lubię. I to jest coś prawdziwego, prawdziwy świat do którego chcę zaprosić tę drugą osobę. I będziesz w szoku, jak piękną kobietę możesz poznać, tylko dlatego że Ty jesteś pięknym facetem, nie fizycznie, ale właśnie mentalnie, takim innym niż większość przegrywów, którzy nie mają nic w sobie ale wymagają. I co ciekawe te same cechy zauważają w kobietach dookoła. Bo wiem że często dopóki sami czegoś sobą nie prezentujemy, to nie jesteśmy nastrojeni na te osoby których pożądamy. Możesz być tępym robolem, układać flizy w kiblu. Ale kobieta pokocha twój zapał, pasję i oddanie. Twoją własną wewnętrzną stabilność.
Ale gdy powiesz, nawet zgodnie z prawdą: "Patrz suko! Jestem programistą 15k, jak możesz mnie nie chcieć?", to ona po prostu nie będzie chciała.
Bądź sobą i kochaj. I pamiętaj, wszystko czego wymagasz od kobiety, wymagaj od samego siebie! I to oczywiście działa w dwie strony.
Powodzenia mirki!
@Syntax: #takbyloniezmyslam XD
To od rodziców w dużej mierze zależy przecież na kogo się wyrasta, niezależnie od tego, jaką wagę przykładają i jak się starają. Bo może na którymś etapie relacje panujące w domu
Oczywiście miłość się nie liczy a zatem człowieczeństwo, pasje, to co w sobie lubimy, nie liczy się zdrowie psychiczne człowieka, podejście do ważnych spraw typu s--s, wierność, poziom moralności itp? Nie liczy