Wpis z mikrobloga

Byłem wczoraj u psychoterapeuty. Chodzę do niego od ponad roku i czuję wyraźną poprawę. Na początku nie wiedziałem o czym mam z nim rozmawiać, bo w zasadzie w moim życiu niewiele się działo poza pracą. Teraz to 45 minut to za mało, bo uczę się rozmawiać o własnych emocjach z psychoterapeutą. Głównie o problemach sfery emocjonalnej.

Jak twierdzi mój terapeuta, moim największym problemem jest ukrywanie mojej pustki, samotności i tego co we mnie siedzi. Coś jak dark passenger w "Dexter". Powiedział mi że muszę to zaakceptować bo ja po prostu taki jestem i tego nie zmienię, ale nie wiem jak to zrobić. Ogólnie powiedział mi że maskowanie tego w jakikolwiek sposób wcale nie sprawi że będę szczęśliwy. Że przez poprawę wyglądu, czy inne tego typu sposoby tego nie poprawię. Nawet imprezy czy spotkania ze znajomymi według niego to tylko próba ucieczki przed tą pustką. Nawet mi powiedział że jak znajdę dziewczynę to też będę nieszczęśliwy, bo będę uciekał od tej pustki i będę starał się ją czymś przykryć i tak czy owak dziewczynę też bym oszukiwał mowiąc że czuję się dobrze, świetnie i tak dalej

Ostatecznie w tej terapii paradoksalnie dowiedziałem się że moim największym problemem nie były kompleksy związane z tym że przez prawie całe życie izolowałem się od ludzi, siedziałem przed komputerem zaniedbując szkołę i relację, że gdy inni moi rówieśnicy w drodze naturalnego rozwoju jeździli na biwak, nad jeziora, w góry czy inne miejsca, gdzie chodzili na imprezy, uprawiali pierwszą miłość i cieszyli się z życia, ja to wszystko zaprzepaściłem i siedziałem przed komputerem. Bardzo bolą mnie te decyzje które podjąłem w wieku młodzieńczym i mam kompleksy z tym związane, ale wg psychoterapeuty to nie jest mój największy problem.

Według niego moim największym problemem jest fakt, że nigdy nie pozbędę się uczucia gorszości i wstydu, bo nigdy nie dbałem o swoją sferę emocjonalną. Ja po prostu nie zostałem nauczony. Wszystkiemu winni są moi rodzice. Oni nigdy tak naprawdę ze mną nie rozmawiali, nigdy nie interesowali się tym jak się czuję. Jak wracalem ze szkoły i rzucałem plecak to jedyne co usłyszalem to "jak w szkole?". Ja odpowiadałem że dobrze i tak się toczyła rozmowa. W sumie to nawet ma sens i się z nim zgadzam. Na terapiach nie potrafię mówić o tym jak się czuję, tylko bardziej o to co się u mnie działo w ostatnim czasie. Nie potrafię rozmawiać o moich emocjach, bo poniekąd też się ich wstydzę, bo większość czasu jestem przygnębiony, odczuwam smutek i pustkę, rzadko kiedy jestem szczęśliwy i już od tak dawna odczuwam ten smutek i pustkę że już się przyzwyczaiłem do tego stanu rzeczy jakoby to było coś normalnego.

Moi rodzice nie interesowali się mną jak byłem dzieckiem. Przecież to nie jest normalne jak dzieciak który ma 12 lat zamyka się na całe dnie w pokoju i obżera się słodyczami. Moi rodzice sami mi kupowali słodycze bo uważali że dzięki temu jestem szczęśliwszy. I bylem może przez moment ale w perspektywnie dlugofalowej odzywiając się takim gównem stałem się gruby i jeszcze bardziej się izolowałem od rodziców. Mialem fatalne oceny w szkole, czesto wagarowalem, ale jak powiedzialem rodzicom ze nie chce isc do szkoly bo sie zle czuje to mi pisali usprawiedliwienie jak gdyby nigdy nic. Nigdy nie probowali ze mną rozmawiać o moim zachowaniu tylko to po prostu bezmyślnie akceptowali. I tak latka mijały że z 12 letniego przegrywa ewoluowalem coraz bardziej aż przekroczylem wiek 20 lat i w zasadzie przez te 8 lat nic się w moim życiu nie zmieniło.

Ta terapia mi uświadomiła jak ogromny żal mam do moich rodziców. Co z tego, że mój ojciec nie jest alkoholikiem a matka nie darla na mnie ryja cały czas, jak ich zachowanie i tak było cały czas szkodliwe? Pod pretekstem mojego dobra i bezpieczeństwa oni przyczynili się do tego że jestem niedorozwinięty w sferze emocjonalnej i najprawdopodobnie nigdy w życiu nie będę już normalny, będę musiał żyć całe życie z tą skazą.

Psychoterapeuta też podkreślił że jestem jak moi rodzice którzy nigdy nie interesowali się moją sferą emocjonalną, przez co paradoksalnie wyrosłem na taką samą osobę, która nie potrafi sobie radzić z ludźmi, zarowno w pracy jak i nawet na terapii, uczucia są dla mnie obce i nie potrafię tak naprawdę szczerze rozmawiać z ludzmi, wszystko jest z mojej strony sztuczne i na pokaz.

Już wolałbym być dzieckiem alkoholika który by mnie #!$%@?ł i sprzedał mój komputer na flachę. Może skończyłbym jako dziecko ulicy ale lepsze to niż bycie #!$%@?ą uzależnioną od komputera za cichym przyzwoleniem rodziców.

#depresja #gorzkiezale #feels #przegryw
  • 9
@niechce-alemusze: Jak wyglądały początki? Sam podsuwał tematy? Ja z terapeutką nie złapałem dobrego kontaktu. Trafnie twierdziła, że to kwestia braku zaufania do niej. Poza tym nie umiem wytrzepywać tematów do rozmowy z rękawa więc czasem strasznie ciężko szły nam te spotkania. Nie raz była kilkuminutowa cisza po której pytała mnie o czym myślę, co czuję a ja miałem dosłownie pustkę w głowie i nie wiedziałem co odpowiedzieć. Zrezygnowałem po kilku miesiącach.
Naprawdę nie chciałbyś się wychowywać w rodzinie dotkniętej alkoholizmem, który często wiąże się z przemocą domową. Poczytaj sobie o DDA. Jesteś jeszcze młodą osobą, zdrową i tak naprawdę możesz ze swoim życiem zrobić wszystko. Nie skupiaj się na przeszłości, tylko na tym, co masz przed soba. Pomyśl, jaki chciałbyć być za kilka lat i do tego właśnie dąż. Jeśli potzrebujesz, to z pomocą psychoterapeuty. Może spróbuj terapii grupowej DDD, będziesz miał możliwość
@niechce-alemusze: No to nie wiem, może Cię to pocieszy skoro jest to dla Ciebie kompleks. Zamknąłeś się w czterech ścianach żyjąc w swoim świecie odizolowany od reszty, to fakt. Nie masz wielu wspomnień z okresu dojrzewania to nie musi oznaczać czegoś złego. Ja jestem tą osobą, która właśnie spędzała czas na tych wycieczkach, z przyjaciółmi, z dziewczynami i co mi to dało? Mam 21 lat, córkę i wiele problemów, które odbierają