Wpis z mikrobloga

231570 - 315 = 231255

Ołomuniec przez czeską Łysą Górę


Czyli dość uboga reprezentacja #rowerowykrakow, bo jechał ze mną tylko @bynon uderzyła na Czechy coby sobie Łysą Górę zaliczyć i nie tylko. Reprezentacja uboga, bo piątek 1 w nocy to nie jest najlepszy termin na zbieranie ludzi na 300km z dobrym podjazdem.

Pobudka o północy po godzinie snu. Poprzednie dni z jakimś tam ściganiem się, więc brak snu plus to = gruz, dużo gruzu w nogach. O 1 pojechałem zawieźć rzeczy do @isiowa, która zabrała je rano samochodem. Dzięki czemu do Ołomuńca mogłem jechać na pusto, a już 1:30 na stacji benzynowej startujemy z @bynon w dalszą drogę.

Jest dość zimno i wilgotno - szczególnie cierpią ręce, ale jakoś tam upychając dłonie w rękawy ultralighta dało się wytrzymać. Tempo dobre, bo przez pierwsze 100km jakieś 31km/h, więc przerwa na chwilę na Orlenie, coby Adam mógł wypić kawę, a my nie byliśmy zbyt wcześnie w Cieszynie, gdzie zaplanowany był popas w McD, a tenże otwierany dopiero o 6. Mimo tejże przerwy i tak kwitniemy parę minut przed zamkniętymi drzwiami, a pani, do której można mówić "kierowniku", otwiera podwoje punktualnie o 6:00. Mamy 140km, napełnione troszkę brzuszki i czas atakować Czechy.

Pierwsze co w Czechach (i Słowacji też) uderza zawsze to wrażenie, że ten kraj wymarł. Oczywiście osobną kategorią jest Praga, która zawsze jest pełna głośnych zagranicznych turystów. Reszta kraju zawsze kojarzy mi się z pustymi drogami, pustymi miastami i bezkresnymi polami rozmieszonymi na mniejszych lub większych pagórkach. Już 25km od granicy zaczyna się pojazd pod Łysą Górę. Bardzo fajny, dobry asfalt, niemorderczy, a te 875m ciągiem trzeba się wspiąć do góry, więc ładnie dokłada do licznika przewyższeń. Ależ ja bym chciał mieć taką Łysą Górę pod domem... Docieram na szczyt, chwilę później również @bynon. Fotki, foteczki i idziemy do restauracji, gdzie w ofercie na tygodniu jest tylko zupa czosnkowa i knedliki. Jemy i zbieramy się w drogę.

Byłoby zbyt pięknie, bo Adam zastaje swój rower z kapciem, więc trochę schodzi z wymianą, a ja mam czas poleżeć na słońcu. Zjazd na dół bardzo fajny, nawet niewiele miejsc gdzie na drodze jakiś piaseczek, igliwie czy gałęzie, więc można pocisnąć. Ciśniemy też na dół na wypłaszczeniu. Razem przez kilka podjazdów jedziemy do Frydlantu nad Ostrawicą, gdzie już niestety się rozdzielamy. Adamowi spiekło neurony, coś mu tam nie stykało w mózgu, więc wybrał trasę przez Słowację i parę mniejszych przełęczy z Salmopolem na czele. Bardzo ładnie. No i dojechał do Bielska-Białej szczęśliwie i wyrypany.

Ja zaś sam przez Kraj morawsko-śląski cisnę na Ołomuniec. Widoki świetne, jakbyście co chwilę mijali tapety Windows XP. Do tego kwitną drzewka i ogólnie jest fajnie. Jedyny większy minus to ze 20km drogą z betonowych płyt już przy samym Ołomuńcu. Ale nie można mieć wszystkiego. Sam Ołomuniec fajny, ładne, spójne i spokojne miasto, choć, jak spora innych w Czechach, duża część centrum brukowa. W hotelu byłem przed 16, więc całkiem spoko - zostało jeszcze trochę dnia na zwiedzanie, kolacje, lody i piwerko.

Więcej zdjęć w pierwszym komentarzu... Jak tam @a__s idzie dodawanie galerii do wpisów? Bo już przed zeszłoroczną wyprawą coś tam było mówione, że to prawie gotowe, a roczek minął i dalej trzeba robić klejenie...

A propos wyprawy to startuje już za miesiąc... Ostatniego maja, w czwartek, w Boże Ciało.

Strava

#rowerowyrownik #100km #200km #300km (nr 4) #metaxynarowerze #rower
źródło: comment_TrT3r6jJZQ7BCJsU6fDHob0HBqX4XHQW.jpg
  • 8