Wpis z mikrobloga

W nawiązaniu do tego znaleziska:
https://www.wykop.pl/link/4168837/policjanci-z-poznania-reanimowali-dziewczynke-uratowali-jej-zycie/
Chciałbym napisać jak na prawdę wyglądała cała sytuacja - jestem ojcem wspomnianej dziewczynki.
A jak było? No trochę inaczej:
Córka dostała w aucie drgawek gorączkowych (wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze co to było), zaczęła odpływać, w końcu straciła przytomność. Żona zatrzymała auto na ulicy, wyciągnęła córkę i zatrzymała kilka jadących aut, po czym przystąpiła do RKO (młoda zaczęła sinieć, najpierw wargi potem na twarzy). Nikt inny nie wykonywał masażu serca ani nie dokonywał wdechów - tylko moja żona. Policjant (żona nawet nie wiedziała, że są to policjanci, byli w cywilu i nie wspomnieli o tym) próbował żonie pomóc odchylić córki głowę do tyłu - to była cała pomoc, a policjantka pomagała żonie rozpiąć kurtkę.
Najbardziej w ocenie żony pomógł właściciel/pracownik hurtowni motoryzacyjnej, który po tym jak córka "wróciła" udostępnił sklep dla ratowników i żony.
Po karetkę dzwoniła nie tylko Pani policjantka, żona kazała już wcześniej zadzwonić po pogotowie jednej z osób, a następnie przekazywała przez owego Pana informacje dyspozytorowi.
To by było na tyle, po co to piszę? News o policjantach ratujących dziecko szybko rozlał się po internecie i zaczął żyć swoim życiem, spychając nieco na drugi plan rolę żony, co w Naszym odczuciu jest trochę niesprawiedliwe patrząc jak było naprawdę.
Przy okazji dziękujemy wszystkim osobom, które zaangażowały się w pomoc, również policjantom, córka czuję się lepiej, we wtorek powinniśmy wyjść do domu.
  • 2