Aktywne Wpisy
masternodeBTC +184
Wskaż przedmiot/usługę/czynność, która w ostatnim czasie poprawiła na jakiejkolwiek płaszczyźnie w Twoim życiu komfort/bezpieczeństwo/zdrowie/prywatność itp.
Od ponad 3 lat rozmawiamy na tym tagu o wszelkich usprawniaczach życia. W skrócie: polecasz rzeczy które udało Ci się wprowadzić do swojego życia z tytułowego pytania a w komentarzach nawiązujemy dyskusje z których rodzą się kolejne pomysły. Każdy plusuje w komentarzach rozwiązania z których też korzysta, aby pomóc społeczności dokonywać trafnych zakupów z polecenia. Podziel się swoimi pomysłami w komentarzu i obserwuj tag #mirekmasterclass który zrzesza już ponad 5200 osób.
Dzisiaj moje odkrycie z ostatnich miesięcy a zakupu dokonałem oczywiście z Waszego polecenia:
Air Fryer – Wiem, że wielu z Was używa już od dłuższego czasu ale w moje ręce wpadł jednak dopiero w ostatnich miesiącach i trudno zliczyć mi zalety korzystania z tego urządzenia. „Mini-piekarnik z mega termoobiegiem” pozwoli nie tylko przyrządzić jedzenie zużywając dużo mniej energii niż zwykły piekarnik ale faktycznie jedzenie z niego po prostu smakuje lepiej. Dodatkowo jeżeli do tej pory mieliście w zwyczaju smażyć coś na patelni a da się to przyrządzić w air fryerze to i Wasze zdrowie podziękuje Wam w długim terminie za beztłuszczowe przygotowywanie posiłków. Urządzenie jest naprawdę wszechstronne a przez to, że zajmuje stosunkowo mało miejsca na kuchennym blacie to po prostu chce się z tego korzystać (reguła dostępności). Dodatkowo w porównaniu do tradycyjnego smażenia, używanie air fryera generuje mniej intensywnych zapachów. Podsumowując jest szybko, taniej, zdrowiej i wiele potraw smakuje lepiej. Ceny urządzenia różnią się w zależności od modelu a więc i Waszych preferencji natomiast nie są to drogie urządzenia zwłaszcza uwzględniając pozytywy wynikające z takiego zakupu.
Od ponad 3 lat rozmawiamy na tym tagu o wszelkich usprawniaczach życia. W skrócie: polecasz rzeczy które udało Ci się wprowadzić do swojego życia z tytułowego pytania a w komentarzach nawiązujemy dyskusje z których rodzą się kolejne pomysły. Każdy plusuje w komentarzach rozwiązania z których też korzysta, aby pomóc społeczności dokonywać trafnych zakupów z polecenia. Podziel się swoimi pomysłami w komentarzu i obserwuj tag #mirekmasterclass który zrzesza już ponad 5200 osób.
Dzisiaj moje odkrycie z ostatnich miesięcy a zakupu dokonałem oczywiście z Waszego polecenia:
Air Fryer – Wiem, że wielu z Was używa już od dłuższego czasu ale w moje ręce wpadł jednak dopiero w ostatnich miesiącach i trudno zliczyć mi zalety korzystania z tego urządzenia. „Mini-piekarnik z mega termoobiegiem” pozwoli nie tylko przyrządzić jedzenie zużywając dużo mniej energii niż zwykły piekarnik ale faktycznie jedzenie z niego po prostu smakuje lepiej. Dodatkowo jeżeli do tej pory mieliście w zwyczaju smażyć coś na patelni a da się to przyrządzić w air fryerze to i Wasze zdrowie podziękuje Wam w długim terminie za beztłuszczowe przygotowywanie posiłków. Urządzenie jest naprawdę wszechstronne a przez to, że zajmuje stosunkowo mało miejsca na kuchennym blacie to po prostu chce się z tego korzystać (reguła dostępności). Dodatkowo w porównaniu do tradycyjnego smażenia, używanie air fryera generuje mniej intensywnych zapachów. Podsumowując jest szybko, taniej, zdrowiej i wiele potraw smakuje lepiej. Ceny urządzenia różnią się w zależności od modelu a więc i Waszych preferencji natomiast nie są to drogie urządzenia zwłaszcza uwzględniając pozytywy wynikające z takiego zakupu.
czykoniemnieslysza +533
Shaming gniazdowników trwa, oczywiście wcale nie na zamówienie deweloperów. Ha tfu Wyborcza.
#nieruchomosci
#nieruchomosci
"Debil" - pewnie pomyśli część z Was, ale po przeczytaniu tego tekstu zmienicie zdanie (mam nadzieję).
1. Początki
Pomysł na wyjazd do Australii częściowo zaczerpnąłem z wykopu po licznych AMA ludzi, którzy tu już są, a częściowo z historii opowiadanych na łamach blogów czy innych miejsc. W momencie kiedy podjąłem decyzję o wyjeździe, mój brat siedział tu już ponad rok czasu i bardzo sobie chwalił to miejsce zarówno pod względem pracy, życia jak i ogólnego klimatu. Ja w tym czasie siedziałem w Polsce i pracowałem jako grafik, prowadząc przeciętny tryb życia (tzn. od 9 do 17), po godzinach dorabiałem zleceniami dla moich klientów. Cóż... sytuacja przestawała mi odpowiadać coraz bardziej, jestem człowiekiem który nie może siedzieć w miejscu i coś musi się dziać w moim życiu, a rutyna w biurze była całkowitym zaprzeczeniem tego jak chcę żyć.
Kiedy dostałem pracę w jednej z większych korpo w Polsce byłem rozerwany. Wiedziałem, że zawsze chciałem pracować wśród najlepszych i rozwijać się w tej właśnie firmie, ale z drugiej strony czekała na mnie przygoda na drugim końcu świata. Jak się domyślacie, długo nie popracowałem w korpo. Odszedłem po około 4 miesiącach na 3 tygodnie przed wylotem do Sydney. Najpierw była niepewność czy aby na pewno dobrze robię, w momencie kiedy zrezygnowałem, straciłem możliwość zarabiania sporej kasy przy normalnym trybie pracy, z fajnymi ludźmi i mega projektami. Po drugiej stronie Ziemi, czekało na mnie w zasadzie nic oprócz brata i ewentualnej pomocy w znalezieniu pracy. Wsiadłem w samolot mniej więcej 3 lata temu.
2. Pierwsza podróż
Pierwszy raz leciałem samolotem rejsowym i to w tak odległe miejsce. Nie będę się tu rozpisywał, ale w samolocie zauważyłem, że mój Angielski jest jakiś taki dziwny i mam braki, a latanie dużymi samolotami to nuda i flaki z olejem i się zdążyłem znudzić już kilka minut po oderwaniu się samolotu od ziemi (wcześniej latałem mniejszymi maszynami). Miałem jedno międzylądowanie w Dubaju i lotnisko zrobiło na mnie ogromne wrażenie, postanowiłem tu wrócić na kilka dni za jakiś czas (ponad rok później, lecąc na pierwsze wakacje do Polski udało mi się zostać w Dubaju na dwa dni).
3. Perth -> Sydney
Kolejne lądowanie miałem w Perth, czyli mieście na zachodniej części Australii. Akurat tam miałem możliwość pierwszy raz zobaczyć Australię na żywo. Gdybym miał opisać pierwsze wrażenie to przychodzi mi na myśl: Arizona jak z filmów. Miasteczko wygląda na bardzo małe, a to dlatego, że nie ma tam wysokich budynków. Z portu międzynarodowego jedzie się autobusem do portu lokalnego z którego miałem lot do Sydney za kilka godzin. Zdążyłem wziąć prysznic na lotnisku, pokręcić się trochę i o dziwo pogadać po angielsku z kobietą, która też przyleciała z Europy. Pamiętam, że była to pierwsza osoba z którą prowadziłem dłuższą rozmowę w obcym języku i zdziwiło mnie to, że mówi tak czysto i płynnie, niemal radiowo... później wyszło na jaw, że jest Brytyjką z pochodzenia i stąd jej akcent i czysta mowa, a już myślałem, że Australijczycy mówią tak doskonale...
4. Pierwsze dni w Sydney
Wylądowałem w mieście jakoś w południe, miałem problem z przestawieniem się na czas Australijski jeszcze przez dobre 3 tygodnie. Po przyjeździe do domku w którym mnie zakwaterowali, poszedłem od razu spać. Usypiałem w akompaniamencie dziwnych dźwięków, które normalnie kojarzą się ze środkiem dżungli a nie centrum miasta (w Sydney żyje mnóstwo ptaków, które wydają z siebie różne dziwne dźwięki, załączam tutaj mały przewodnik po ptakach z miasta i okolic). Kiedy wstałem, był wieczór. Zszedłem na dół by przywitać się ze współlokatorami. Była to grupka francuzów i jeden Włoch. Generalnie bardzo pozytywna ekipa. Dom w którym mieszkaliśmy to typowa zabudowa Brytyjska, tzn. bardzo wąskie domki z małym ogródkiem na tyłach i wejściem do domu prawie na chodniku. Sam domek był prawie, że w centrum miasta (dzielnica Ultimo), tak więc pierwszego tygodnia robiłem kilometry po Sydney zwiedzając co się da. Wracając do domku... nie był on w dobrym stanie, za to kosztował bardzo dużo jak na takie warunki. Cena za tydzień to 180AUD, przy czym miałem bardzo mały pokój dzielony z jednym z Francuzów. Kuchnia była, ale zapadła się pod ziemię (dosłownie), a wchodząc do ogródka miałem wrażenie, że idę do buszu. Na szczęście po miesiącu od przylotu zmieniłem mieszkanie i tu zaczęła się prawdziwa przygoda.
5. Kensington street
Mając 25 lat, nie myślałem że kiedyś jeszcze będę mógł przeżyć imprezy jak za czasów liceum czy studiów. Nic bardziej mylnego, bo mieszkanie na Kensington było czymś w rodzaju miejsca idealnego. Czynniki jakie na to się składały to: a) świetnie urządzone i duże nowe budownictwo (dobrze wyposażone, nowoczesne mieszkanie za mniejszą cenę niż poprzednio). b) blisko do stacji kolejowej (nie miałem wtedy jeszcze samochodu, więc to był bardzo ważny czynnik przy wyborze miejsca do mieszkania) c) najważniejsze, czyli świetna ekipa w składzie: ja, dwóch kolegów z Polski, dwie Japonki, jeden Czech i jeszcze jedna osoba która zmieniała się co jakiś czas (Brazylijczyk, Japończyk 1, Czech, Japończyk 2, etc)
Momentami było jak w sitcomie, mieliśmy niesamowity flow jeśli chodzi o imprezy, wyjazdy czy organizacje czegoś. Tak świetnie nie bawiłem się jeszcze nigdy. To właśnie tu zorganizowaliśmy dwie największe imprezy, gdzie na każdej z nich przewinęło się przez nasze mieszkanie może ze sto osób (w punkcie kulminacyjnym było 40 osób na raz w chacie, a dużo przychodziło i wychodziło). To tutaj wszystko skończyło się z dnia na dzień, kiedy to Japończyk 2, został sam w domu i zostawił jedzenie na gazie, poszedł wyrzucić śmieci i zapomniał zabrać kluczy zatrzaskując wcześniej drzwi. Spanikowany zadzwonił po straż pożarną, która rozniosła zamek w drzwiach w pył uniemożliwiając nam zamknięcie drzwi na zamek. W tym samym dniu menadżer mieszkania przesunął nas do innych wolnych lokum tym samym kończąc istnienie nieformalnej grupy przyjaciół z Kensington street.
6. Praca
W międzyczasie złapałem pracę w tej samej firmie gdzie pracuje brat. Charakter pracy: budowa, wykończeniówka i w sumie restaurowanie zabytków w Sydney (to trochę absurdalne, kiedy zabytkiem jest budynek z lat 70-tych). Praca na początku ciężka, ale z czasem się wyrobiłem na tyle, że teraz sprawia mi przyjemność. Dzisiaj myślałem sobie, że przecież od kilku dni wyjeżdżam z domu o 5:40 rano, a wracam dopiero koło 18:00, ale mi to wcale nie przeszkadza. Teraz pracuję już w innej firmie, ale miło wspominam niemal każdy dzień w tej branży. To co charakteryzuje ten zawód to fajni ludzie, których można tu poznać, ekipa skora do żarów i rozmów na różnym poziomie, możliwość wejście do miejsc gdzie normalny człowiek nigdy nie zajrzy, zmiana miejsca pracy prawie co chwilę, darmowa gimnastyka ;) Na końcu odniosę się jeszcze do samej pracy.
7. Co po Kensington Street
Nie starczyłoby miejsca na serwerze wykopu, jakbym miał opisać każdą historię jaka mi się tu przydarzyła, ale w skrócie: zmieniłem miejsce zamieszkania jeszcze kilka razy, teraz wynajmuję single room z własną łazienką i schowkiem w jednej z fajniejszych dzielnic Sydney. Dużo podróżowałem po samej Australii, ale odwiedziłem też: Filipiny, Chiny, Rosję, Bośnię, Emiraty Arabskie... teraz wybieram się do Tajlandii. Miałem jeden samochód, który sprzedałem i kupiłem w jego miejsce inną fajną furę. Mam tu fajnych znajomych, z którymi czasem wychodzę na p--o, a przede wszystkim spełniam się zarówno w pracy na budowie jak i jako grafik.
8. Podsumowanie
Jak po 3 latach oceniam swoją decyzję i jej skutki? Zdecydowanie była to dobra opcja.
Plusy i minus zmiany otoczenia i zawodu:
+ Mam więcej czasu dla swoich grafik i projektów
+ Praca fizyczna daje totalną wolność umysłowi, przez co łatwiej mi się uczyć czy przyswajać nową wiedzę z zakresu grafiki
+ Przypakowałem trochę ( ͡º ͜ʖ͡º)
+ Czuje się bardziej zadowolony z życia i spełniony
+ Mogę sam zarządzać swoim czasem, nie mam problemu z wolnym na np. wyjazd na wakacje
+ zarobki porównywalne do tych z Polski na wysokich stanowiskach i możliwość szybkiego podbicia stawki
+ możliwość podróżowania, a w Sydney i tak każdy znajdzie coś dla siebie (jest i Ocean, są i góry)
- Początki na budowie były ciężkie
- Trochę odbiło się to na moim zdrowiu, m.in. mam kilka małych blizn od poparzeń kwasem, miałem kilka drobnych wypadków, często zdarza się że sięgam do apteczki ;)
- Przez pierwszy rok, zanim uskładałem na komputer marzeń nie mogłem prawie nic zrobić jako grafik
- Patologie - czasem na swojej drodze można spotkać Polaków, którzy zabłądzili chyba pod monopolowym i znaleźli się tu w Sydney, ale na szczęście jest ich mało
- Brudna robota, nie każdy to lubi i niby to jest minus, ale szczerzę to wolę przyjść brudny po takiej robocie niż spocony z biura ;)
- koszty utrzymania - w Sydney jest trochę drogo, zwłaszcza w dziale nieruchomości
- jedzenie - jest mniejszy wybór w sklepach niż w Polsce, czasem mam wrażenie że już wszystko jadłem
To chyba wszystko, podsumowałem sobie 3 lata za granicą i może komuś to pomoże rozwiać wątpliwości czy wyjechać czy nie.
#australia #emigracja #praca #pracbaza #budowlanka i jeszcze #gruparatowaniapoziomu :)
Komentarz usunięty przez autora
Co do pracy 'na budowie' - zależy kto co lubi. Ja każde wakacje od gimnazjum do końca studiów jeździłem pracować przy wykończeniówce w Kanadzie... potrafiłem jako nastolatek przywieźć kilkanaście tysięcy po wakacjach. Wyrobiło to we mnie szacunek do pieniędzy oraz przekonanie, że taka praca jest OK ale na krótki okres czasu - mówię tutaj o moim subiektywnym odczuciu dotyczącym tylko mojej osoby. Pamiętam, że sama myśl np. 2tyg przed
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora
@Kolejna_roz0wa: różowe też pracują na budowie np. jako traffic control, zdarza się też że malują. Jednak większość pracuje w kawiarniach, w sklepach albo przy sprzątaniu.
@Lorneta_z_meduza: zbierz dupę w troki i zacznij coś robić, patrząc na sufit masz możliwość obserwowania jak się grzyb rozwija, a chyba nie o taki rozwój
@lemkoo: wiem, że siedzisz tu dłużej, niestety nie mogę napisać że siedzę tu 30 lat bo byłaby to nie prawda ;)
@yeloneck: żadna, ale nie chcę ujawniać za dużo informacji o sobie. Cenię sobie prywatnośc, a to jaka to była firma nie ma znaczenia, ewentualnie jak tak bardzo Ci zależy to pisz PW i wyjaśnij czemu o to tak
Jestem z Melbourne i jestem Lemko ;) Jest mój sobowtór w Syd? :)