Aktywne Wpisy
Daktyl92 +1172
Plusują osoby, które mają dziary lub planują sobie w przyszłości takowe zrobić. Zobaczymy, czy jest nas chociaż z tuzin. Odnoszę wrażenie, że każdy jest niewydziarany; od kasjerki w Netto do listonosza czy kuriera, to jest jakaś plaga. Do "gołych" rąk czy karków coraz częściej dochodzą łydki i uda a nawet twarz. Co innego poddać się trendowi mody albo sobie zmienić kolor włosów - to wszystko zrobisz w jeden dzień. Żeby się wydziarać,
fiir +4
mieście, z którego wszędzie jest daleko i jedynymi atrakcjami jest McDonald na
Lipowej, elektrownia opalana węglem brunatnym i paskudna hałda kopalniana
przypominająca wielką gnijącą kanapkę z pasztetem. Mieszkam u rodziców i nie
mam źródła utrzymania, więc żebrzę u matki o drobne na pawełka lub 3Bita,
czipsy i fantę. To jedyne przyjemności, na jakie mogę sobie pozwolić. Alkoholu
nie piję, papierosów nie palę, narkotyków nie biorę, bo mama mi zabrania, poza
tym mnie nie stać.
Cierpię na fobię społeczną i mam tonę kompleksów, którymi mógłbym
spokojnie obdarzyć tuzin osób. Trudno nie być zakompleksionym, gdy ma się II
stopień otyłości (mam brzuch wielkości opony od robura) a jednocześnie obwód
“bicepsa” to 27 cm. Wyglądam jak spasiony, przerośnięty chomik, ofiara
eksperymentów obłąkanego bioinżyniera genetycznego, która uciekła z
laboratorium. Oprócz odpychającej powierzchowności mam też “fatę fymofy”, co
sprawia, że od kiedy sięgam pamięcią, śmiali się ze mnie nawet przypadkowi
ludzie. Jestem tak nieśmiały, że wstydzę się na GG zagadać do Infobota. Z domu
wychodzę średnio dwa razy na tydzień i to w takich porach, żeby nie spotkać
dawnych znajomych na ulicy lub – nie daj Boże – w sklepie, skąd trudno się
ewakuować w razie ryzyka bezpośredniego spotkania.
Często godzinami analizuję każde moje słowo czy gest, jaki wykonałem w
przeszłości w obecności innych osób, w czasach, gdy częściej wychodziłem ze
swojego schronu. Do tej pory rozpamiętuję to, że pierwszego dnia w
przedszkolu, 20 lat temu, narobiłem w spodnie. Albo że w pierwszej klasie
technikum przez przypadek pojechałem do szkoły w piżamie, bo rano w domu
zabrakło energii elektrycznej i ubierałem się po ciemku. Zorientowałem się
dopiero w szatni, gdy zdjąłem kurtkę. Od razu uciekłem do domu, ale wymowne
spojrzenie woźnego do końca życia będzie pastwiło się nad resztkami mojego
obolałego ego. Stawiam na szali wszystkie moje wpadki i gafy przeciw
ewentualnym zaletom, jakie mogę posiadać. Zawsze przegrywam. To pogłębia
mojego doła – głębszego nawet od tych w bełchatowskiej kopalni. Niedługo dół
przenicuje mnie na wylot.
Moje życie seksualne jest idealne – może dzięki temu, że istnieje tylko w mojej
wybujałej wyobraźni. Seks ostatni raz uprawiałem w poprzednim wcieleniu.
Nigdy nawet nie trzymałem kobiety za rękę, z wyjątkiem spacerów w młodości z
mamą, ale to się nie liczy. Mam mnóstwo koleżanek – jakieś 87,5 gigabajta – i
każdego dnia poznaję co najmniej kilkanaście megabajtów nowych. Trudno jest
znieść mentalny brud, odór i brzydotę bijące z mojej gnijącej wegetacji. Różnymi
metodami próbuję zabić ten niefizyczny smród. Na przykład wpisuję do IVONY
teksty “Kocham Cię”, “Zerżnij mnie!”, “Ale ty jesteś męski” i puszczam sobie, żebym
uwierzył, że mówi to do mnie prawdziwa kobieta. Albo wącham włosy kobiet
stojących przede mną w kolejce w sklepie, by dodać sobie nieco animuszu.
Mój dzień składa się z wykonywania szeregu napełniających odrazą,
kompulsywnych czynności, które poprzestawiały mi do szczętu w głowie i od
których nie potrafię się uwolnić. Przede wszystkim klepię nita pod laski z
fejsbuka lub centrum-modelek, dla których w życiu rzeczywistym nie byłbym
godzien nawet splunięcia. Spuszczam się w swoje brudne skarpetki, które
trzymam pod biurkiem, a po kilku takich “akcjach” piorę pod nieobecność
rodziców, żeby sprać z nich te podejrzane zaschnięte plamy. Czasem kończę w
papierze toaletowym, skórce od banana lub gazecie, bo lubię urozmaicone życie
seksualne. Raz dałem się ponieść chuci i spontanicznie odbyłem stosunek z
“Faktem” w piwnicy, ale to były dawne dzieje.
Brak własnego życia kompensuję sobie nadmiernym interesowaniem się życiem
swoich dawnych znajomych. Przybrało to patologiczne rozmiary: niemal bez
przerwy śledzę na liście kontaktów zmiany statusów opisowych moich kolegów i
koleżanek z czasów szkoły, starając się na podstawie tych opisów wydedukować,
gdzie są i co robią w danej chwili, podczas gdy ja sam wypalam sobie ślepia
przed komputerem i wychodzę co najwyżej do toalety na drugim końcu
korytarza. Rzecz jasna, z większością ze wspomnianych osób nigdy nie
zamieniłem na GG ani słowa, trzymam ich tylko jako namiastkę życia
towarzyskiego. Oprócz tego podglądam ich profile na fejsbuku, porównując z
moimi ich gusta filmowe i muzyczne oraz zainteresowania. Wyobrażam sobie, że
polemizuję z nimi na temat wyższości filmu X nad filmem Y, a oni ze
zrozumieniem przytakują, podziwiając mój smak i kunszt słowa. W
rzeczywistości nie potrafiłbym jednak wymęczyć nawet poprawnie jednego
zdania prostego. Ponadto oglądam ich zdjęcia z imprezek, na których świetnie
się bawią w otoczeniu przyjaciół. Żywiąc się życiem innych, próbuje osiągnąć
równowagę emocjonalną w swym wyjałowionym życiu i prowizorycznie
wypełnić lukę w świecie moich niezaspokojonych popędów i kompleksów.
Poza tym trwonię czas, grając w gry i przeglądając bezproduktywne strony
internetowe jak Wykop czy Joemonster, które pożerają kolejne chwile mojego
życia, nie dając nic w zamian, a także trolluję w komentarzach na Onecie i
YouTubie. Gdy mam wyjątkowo zły humor, minusuję na oślep wszystkie
komentarze pod przypadkowo odwiedzonym filmikiem na YT, aby doraźnie
zmniejszyć u siebie poziom frustracji. Nie odpuszczam, dopóki nie dam minusa
każdemu. Nawet jeśli nagranie ma kilka tysięcy komentarzy.
Mam telefon komórkowy, na którym stan konta tuż przed doładowaniem jest
dokładnie taki sam, jak chwilę po poprzednim zasileniu, ponieważ do nikogo nie
dzwonię ani nie wysyłam sms-ów. W ten sposób uzbierałem na koncie już 650
złotych.
Ostatniego Sylwestra spędziłem podobnie jak kilka poprzednich, czyli przed
komputerem, kupując shoty w Giran w Lineage II (w Sylwestra schodzą po
niższej cenie, bo prawie nikt wtedy nie gra), z butelką coli na biurku oraz
sfermentowanym sokiem wieloowocowym – przygotowanym uprzednio przeze
mnie surogatem alkoholu. Mam też noworoczne postanowienie: każdego dnia
będę podkradał mamie z portfela 10 groszy. Przy odrobinie motywacji i
systematyczności kolejnego Sylwestra urozmaicę sobie, zajadając się
zawartością dużego opakowania czekoladek Merci. Nie mogę się doczekać!
Zgromadziłem już 80 groszy. Trzymajcie za mnie kciuki!
Nie potrafię popełnić samobójstwa, bo wstydzę się tego, co pomyślą o mnie byli
znajomi i sąsiedzi. Wstydziłbym się tego, że przez kilka tygodni byłbym na ustach
wszystkich ludzi, którzy kiedyś mnie znali, wzbudzając ich litość i zażenowanie.
Pod koniec swojego kolejnego czarnego dnia fantazjuję o tym, jaki to ze mnie
przystojniak, erudyta i w ogóle rozchwytywana przez wszystkich gwiazda
socjogramu. Obiecuję sobie, że od jutra wezmę się w garść i odmienię swoje
życie.
Poza tym, że jestem o kolejny dzień starszy i o kolejny dzień bliżej swojej śmierci,
następnego dnia nic się jednak zmienia. Mieszkam z rodzicami, którzy mnie
utrzymują… Żebrzę u matki o drobne na pawełka lub 3Bita, czipsy i fantę…
Torturuję się rozpamiętywaniem swojej przeszłości… Prawie nie wychodzę z
domu… Jadę na ręcznym pod zdjęcia dziewczyn z portalów
społecznościowych… Spuszczam się w swoje brudne skarpetki…Trolluję na
Onecie… Obiecuję sobie, że od następnego dnia odmienię swoje życie...
#przegryw #psychologia #pasta #truestory #feels #stulejacontent