Wpis z mikrobloga

Cześć. Opowiem Wam moją historię. Mam 24 lata. Mieszkam w Bełchatowie. W

mieście, z którego wszędzie jest daleko i jedynymi atrakcjami jest McDonald na

Lipowej, elektrownia opalana węglem brunatnym i paskudna hałda kopalniana

przypominająca wielką gnijącą kanapkę z pasztetem. Mieszkam u rodziców i nie

mam źródła utrzymania, więc żebrzę u matki o drobne na pawełka lub 3Bita,

czipsy i fantę. To jedyne przyjemności, na jakie mogę sobie pozwolić. Alkoholu

nie piję, papierosów nie palę, narkotyków nie biorę, bo mama mi zabrania, poza

tym mnie nie stać.

Cierpię na fobię społeczną i mam tonę kompleksów, którymi mógłbym

spokojnie obdarzyć tuzin osób. Trudno nie być zakompleksionym, gdy ma się II

stopień otyłości (mam brzuch wielkości opony od robura) a jednocześnie obwód

“bicepsa” to 27 cm. Wyglądam jak spasiony, przerośnięty chomik, ofiara

eksperymentów obłąkanego bioinżyniera genetycznego, która uciekła z

laboratorium. Oprócz odpychającej powierzchowności mam też “fatę fymofy”, co

sprawia, że od kiedy sięgam pamięcią, śmiali się ze mnie nawet przypadkowi

ludzie. Jestem tak nieśmiały, że wstydzę się na GG zagadać do Infobota. Z domu

wychodzę średnio dwa razy na tydzień i to w takich porach, żeby nie spotkać

dawnych znajomych na ulicy lub – nie daj Boże – w sklepie, skąd trudno się

ewakuować w razie ryzyka bezpośredniego spotkania.

Często godzinami analizuję każde moje słowo czy gest, jaki wykonałem w

przeszłości w obecności innych osób, w czasach, gdy częściej wychodziłem ze

swojego schronu. Do tej pory rozpamiętuję to, że pierwszego dnia w

przedszkolu, 20 lat temu, narobiłem w spodnie. Albo że w pierwszej klasie

technikum przez przypadek pojechałem do szkoły w piżamie, bo rano w domu

zabrakło energii elektrycznej i ubierałem się po ciemku. Zorientowałem się

dopiero w szatni, gdy zdjąłem kurtkę. Od razu uciekłem do domu, ale wymowne

spojrzenie woźnego do końca życia będzie pastwiło się nad resztkami mojego

obolałego ego. Stawiam na szali wszystkie moje wpadki i gafy przeciw

ewentualnym zaletom, jakie mogę posiadać. Zawsze przegrywam. To pogłębia

mojego doła – głębszego nawet od tych w bełchatowskiej kopalni. Niedługo dół

przenicuje mnie na wylot.

Moje życie seksualne jest idealne – może dzięki temu, że istnieje tylko w mojej

wybujałej wyobraźni. Seks ostatni raz uprawiałem w poprzednim wcieleniu.

Nigdy nawet nie trzymałem kobiety za rękę, z wyjątkiem spacerów w młodości z

mamą, ale to się nie liczy. Mam mnóstwo koleżanek – jakieś 87,5 gigabajta – i

każdego dnia poznaję co najmniej kilkanaście megabajtów nowych. Trudno jest

znieść mentalny brud, odór i brzydotę bijące z mojej gnijącej wegetacji. Różnymi

metodami próbuję zabić ten niefizyczny smród. Na przykład wpisuję do IVONY

teksty “Kocham Cię”, “Zerżnij mnie!”, “Ale ty jesteś męski” i puszczam sobie, żebym

uwierzył, że mówi to do mnie prawdziwa kobieta. Albo wącham włosy kobiet

stojących przede mną w kolejce w sklepie, by dodać sobie nieco animuszu.

Mój dzień składa się z wykonywania szeregu napełniających odrazą,

kompulsywnych czynności, które poprzestawiały mi do szczętu w głowie i od

których nie potrafię się uwolnić. Przede wszystkim klepię nita pod laski z

fejsbuka lub centrum-modelek, dla których w życiu rzeczywistym nie byłbym

godzien nawet splunięcia. Spuszczam się w swoje brudne skarpetki, które

trzymam pod biurkiem, a po kilku takich “akcjach” piorę pod nieobecność

rodziców, żeby sprać z nich te podejrzane zaschnięte plamy. Czasem kończę w

papierze toaletowym, skórce od banana lub gazecie, bo lubię urozmaicone życie

seksualne. Raz dałem się ponieść chuci i spontanicznie odbyłem stosunek z

“Faktem” w piwnicy, ale to były dawne dzieje.

Brak własnego życia kompensuję sobie nadmiernym interesowaniem się życiem

swoich dawnych znajomych. Przybrało to patologiczne rozmiary: niemal bez

przerwy śledzę na liście kontaktów zmiany statusów opisowych moich kolegów i

koleżanek z czasów szkoły, starając się na podstawie tych opisów wydedukować,

gdzie są i co robią w danej chwili, podczas gdy ja sam wypalam sobie ślepia

przed komputerem i wychodzę co najwyżej do toalety na drugim końcu

korytarza. Rzecz jasna, z większością ze wspomnianych osób nigdy nie

zamieniłem na GG ani słowa, trzymam ich tylko jako namiastkę życia

towarzyskiego. Oprócz tego podglądam ich profile na fejsbuku, porównując z

moimi ich gusta filmowe i muzyczne oraz zainteresowania. Wyobrażam sobie, że

polemizuję z nimi na temat wyższości filmu X nad filmem Y, a oni ze

zrozumieniem przytakują, podziwiając mój smak i kunszt słowa. W

rzeczywistości nie potrafiłbym jednak wymęczyć nawet poprawnie jednego

zdania prostego. Ponadto oglądam ich zdjęcia z imprezek, na których świetnie

się bawią w otoczeniu przyjaciół. Żywiąc się życiem innych, próbuje osiągnąć

równowagę emocjonalną w swym wyjałowionym życiu i prowizorycznie

wypełnić lukę w świecie moich niezaspokojonych popędów i kompleksów.

Poza tym trwonię czas, grając w gry i przeglądając bezproduktywne strony

internetowe jak Wykop czy Joemonster, które pożerają kolejne chwile mojego

życia, nie dając nic w zamian, a także trolluję w komentarzach na Onecie i

YouTubie. Gdy mam wyjątkowo zły humor, minusuję na oślep wszystkie

komentarze pod przypadkowo odwiedzonym filmikiem na YT, aby doraźnie

zmniejszyć u siebie poziom frustracji. Nie odpuszczam, dopóki nie dam minusa

każdemu. Nawet jeśli nagranie ma kilka tysięcy komentarzy.

Mam telefon komórkowy, na którym stan konta tuż przed doładowaniem jest

dokładnie taki sam, jak chwilę po poprzednim zasileniu, ponieważ do nikogo nie

dzwonię ani nie wysyłam sms-ów. W ten sposób uzbierałem na koncie już 650

złotych.

Ostatniego Sylwestra spędziłem podobnie jak kilka poprzednich, czyli przed

komputerem, kupując shoty w Giran w Lineage II (w Sylwestra schodzą po

niższej cenie, bo prawie nikt wtedy nie gra), z butelką coli na biurku oraz

sfermentowanym sokiem wieloowocowym – przygotowanym uprzednio przeze

mnie surogatem alkoholu. Mam też noworoczne postanowienie: każdego dnia

będę podkradał mamie z portfela 10 groszy. Przy odrobinie motywacji i

systematyczności kolejnego Sylwestra urozmaicę sobie, zajadając się

zawartością dużego opakowania czekoladek Merci. Nie mogę się doczekać!

Zgromadziłem już 80 groszy. Trzymajcie za mnie kciuki!

Nie potrafię popełnić samobójstwa, bo wstydzę się tego, co pomyślą o mnie byli

znajomi i sąsiedzi. Wstydziłbym się tego, że przez kilka tygodni byłbym na ustach

wszystkich ludzi, którzy kiedyś mnie znali, wzbudzając ich litość i zażenowanie.

Pod koniec swojego kolejnego czarnego dnia fantazjuję o tym, jaki to ze mnie

przystojniak, erudyta i w ogóle rozchwytywana przez wszystkich gwiazda

socjogramu. Obiecuję sobie, że od jutra wezmę się w garść i odmienię swoje

życie.

Poza tym, że jestem o kolejny dzień starszy i o kolejny dzień bliżej swojej śmierci,

następnego dnia nic się jednak zmienia. Mieszkam z rodzicami, którzy mnie

utrzymują… Żebrzę u matki o drobne na pawełka lub 3Bita, czipsy i fantę…

Torturuję się rozpamiętywaniem swojej przeszłości… Prawie nie wychodzę z

domu… Jadę na ręcznym pod zdjęcia dziewczyn z portalów

społecznościowych… Spuszczam się w swoje brudne skarpetki…Trolluję na

Onecie… Obiecuję sobie, że od następnego dnia odmienię swoje życie...

#przegryw #psychologia #pasta #truestory #feels #stulejacontent
  • 1