Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #muzykaelektroniczna #jazz #muzyka #70s

#8
Jacques Siroul - Diamant

tak tak, to już było...

jestem bezsilny, poddaje się. system nie był przygotowany na coś takiego rok temu. po tym czasie dalej nie potrafi czytać i płynnie poruszać się w tym co tak naprawdę zaszło. miesiące przesiedziane nad tybetańską księgą umarłych, picie surowych jaj po przebudzeniu, medytacja, życie jak mnich w klasztorze i dalej nie wiadomo w jakim języku przemawia ten syntezator. jestem przekonany, że rozwiązanie tej zagadki to pierwszy krok do zniesienia głodu i biedy na świecie.

z diagnozą, po omacku, jakbym czytał "Tęczę grawitacji" brajlem, strzelam, że Jacques Siroul chciał uchwycić kumulacje myśli, pomysłów, to "komiksowe" zapalenie żarówki pojawiające się w chwilach gdy wzrokiem śledzimy ciągnące się bez końca słowa, na kolejnych stronicach ciekawej lektury. bo umówmy się, poczekalniano-biblioteksarski rodowód jest tutaj kluczowy i trzeba uznać go za drogowskaz. jak dalej będziemy szukali w adnotacjach tropów i zapożyczeń, po które sięgnięto, to dojdziemy do wniosku, że to jest "lounge na kwasie". zdestabilizowany na poziomach, gdzie kojarzony jest z nudziarstwem i kategoryzowaniem jako "muzyka tła". stanowczo odcina się od podświadomego i mimowolnego przyswajania dźwięku pod postacią "oddechu otoczenia". dzieje się tak, bo motyw przewodni rozwija się, ewoluuje przyciągając po drodze wszystkie akordy i kumuluje z ich pomocą zaraźliwą wręcz, rytmiczną nośność. tym samem skupia na sobie całą uwagę czytelników, niezauważalnie przekładając im zakładki w książkach, podstępnie dosypując cukru do kawy i rozpuszczając włosy pani bibliotekarce(na zrzucenie okularów jeszcze musimy poczekać, miejmy nadzieje, że na stałe przerzuci się na soczewki, bo kolor jej oczu rozświetli nawet najbardziej ponurą czytelnie).

całkiem możliwe, że już nigdy nie znajdę utworu, który mogę tak szczerze i bardzo samolubnie uznać za "mój". bo zacznijmy od tego, kto w ogóle słucha takich rzeczy? kto w ogóle szuka doznań oferowanych przez taką muzykę? jakoś się nie zanosi na revival "muzyki do poczekalni"(tudzież library music[sory vaporave, ty dla mnie nie istniejesz]). myślę że jest tak, bo ludzie nie potrafią już cierpliwie, he he, czekać...

i z tym czekaniem wiąże się "ostatni(niedopisany) rozdział", którego brak zostawia słuchacza w lekkim rozbiciu. ale rozbiciu, które jest katalizatorem twórczego gospodarowania czasem we własnym "brudnopisie wyobraźni". błyskotliwie rozłożony na ponad dwóch minutach popowy potencjał. przebojowe napięcie, które wytworzyło się przy użyciu kilku, książkowo skorygowanych dźwięków, balansujących na tym TŁUSTYM, sinusoidalnie falującym basie - w pewnej chwili, tak zwyczajnie, urywa się gdy tego po prostu nie chcecie. bez imponującego zakończenia, które nasz niecierpliwy i niezaspokojony gust już dopisał w połowie akcji. dlatego zostaje drobny niedosyt, który możemy na chwilę zniwelować przez dalsze "szukanie prawdy". ale do tego potrzeba jeszcze trochę glukozy krążącej w naszym krwiobiegu i odrobinę chęci. generalnie nie polecam... lepiej pójdźcie poczytać jakąś książkę !
KurtGodel - #godelpoleca #muzykaelektroniczna #jazz #muzyka #70s

#8
Jacques Sirou...
  • 1