Wpis z mikrobloga

Mirki, pękło mi dziś serce i muszę to wygadać.

Mam psa. Cztery lata ma dopiero, adoptowany na gębę prawie spod bramy, byle od schroniska go uratować, bo nie przeżyłby tam.

Dziś dowiedziałam się, że ma raka.
Nowotwór złośliwy, trzecie stadium.

A zaczęło się dwa tygodnie temu, od tego, że w czasie buszowania po trawie pies poderwał łepek i zaczął drapać łapą okolice oka. Obejrzałam go, malutki bąbelek, coś go pewnie użarło, wracamy i odkażamy.
Po dwóch kolejnych dniach bąbel urósł. Decyzja, że jedziemy do weterynarza. Tuż przed wizytą pies dostaje potwornej wysypki, jedziemy prawie na gwizdkach, pies dostaje sterydy, bąbel też ma być objawem reakcji alergicznej.
Wszystko, co psie w domu piorę w 90 stopniach, pies wykąpany w specjalnym płynie, zwijamy dywan, nie wychodzimy na trawkę, wysypka zniknęła, pies radosny, je za pięciu.

Kolejne dni, bąbel się powiększa i zaczerwienia. Pojawia się krew w kupie. Jedziemy do weta.
Pobieramy krew do morfologii, badamy wątrobę, trzustkę i nerki. Na szczęście czysto, pies dalej zachowuje się ja szczeniak. Robimy biopsję.

Przyszły wyniki. Padło słowo na "r". W środę mamy operację, może będzie potrzebna chemioterapia. Jutro jadę omówić wszystkie możliwości leczenia.

Boję się. Boję się, że nie wyjdziemy z tego. Że mały nie wybudzi się z narkozy, że będą przerzuty, że on umrze.
Boję się o finanse. Jasne, one spadają na drugi plan, ale boję się, że nie będzie nas stać na leczenie. W tydzień wydaliśmy już 300zł. Operacja, chemia, leki, badania jeszcze przed nami.
Leży teraz obok mnie i domaga się miziania, a ja miziam, ryczę i miziam.

Patrzę na niego i widzę, jakim jest radosnym psem, jakby w ogóle nie był chory.
Póltora tygodnia wywróciło mi wszystko. Po prostu musiałam się gdzieś wygadać.
Pobierz savanna - Mirki, pękło mi dziś serce i muszę to wygadać.

Mam psa. Cztery lata ma d...
źródło: comment_XYVhQpfl06GCiSZ1ZQ99Ev6VMH9dkxcd.jpg
  • 8
@savanna: Prawie płakłem bo nie wiem co ja bym zrobił jak bym się dowiedział że mój ma raka. Ogólnie mojego za szczeniaka musieliśmy leczyć, leki, pobieranie krwi, kwarantanna itd. itd, straszne rzeczy i mega stres. Weterynarze non stop mówili że może z tego nie wyjść.

Wszystko musi być dobrze, najważniejsze że wciąż jest szczęśliwy.
@savanna trzymaj się. (,) uwielbiam psy, ale świadomość, że one gasną, to jest coś najgorszego. Za każdym razem sobie obiecuje, że więcej nie chcę psa, bo za duży ból. A teraz biegają koło mnie dwie rozesmiane ogonki i znowu wiem, że kiedyś odejdą, zostawią mnie w bólu i znowu będzie "nigdy więcej..."
@savanna będzie szorstko, ale posłuchaj: psa w takim stanie, jeśli na badaniach wyjdzie ze rak dalej go toczy należy uśpić. Nie popełniaj błędu który zrobili moi rodzice jak mieliśmy owczarka podhalańskiego (rak skóry + przerzuty), pod koniec życia leciał na mocnych przeciwbólowych non stop. Psu będzie lżej jeśli się pozwoli mu zasnąć niż jeśli miałby się męczyć na przeciwbólowych bez szans na poprawę. Z drugim psem było podobnie. Przerabialem jeżdżenie do weterynarzy,
@M_longer: chcemy spróbować. Nie chcę, żeby cierpiał, ale póki co zachowuje się zupełnie normalnie. Zapadła decyzja, że jutro operujemy i potem wg wskazań weta, jeśli będzie trzeba, to chemia. Tak naprawdę daję sobie trzy miesiące od zakończenia leczenia. Jeśli w tym czasie rak powróci w kilku miejscach wiem, że to walka bez sensu, ale póki co chcę próbować do skutku. Z jednej strony mam ogromną nadzieję, że będzie dobrze, z drugiej...