Wpis z mikrobloga

Wydarzyło się to sylwestra. Dopiero teraz, kilka miesięcy od tamtego dnia, jestem w stanie o tym pisać. To miała być zwykła impreza kończąca rok. Wiadomo, drinking motzno, mieszamy wszystko jakby miało nie być jutra, może nawet przy dobrych wiatrach uda się coś wyrwać na jedną noc. Jasne, w sylwestra ilość alkoholu powoduje, że szanse na zaliczenie rosną o te kilka punktów procentowych. Generalnie noc pełna procentów. I fajerwerków, ale o tym za chwile. No więc, bawimy się ze znajomymi na domóweczce, bo taniej, a sylwestrów jeszcze przed nami sporo, to zdążymy wybawić się na ekskluzywnych balach. Teraz wóda w litrach i tanie whisky z Biedronki. No i nadchodzi ta oczekiwana północ. Wszyscy już ostro w bani, niektórzy nawet bardzo i mówią, że oni to jebią fajerwerki, co spotkało się z gromkim śmiechem. Hehe, zawsze ktoś odpada. No ale moja paczka wychodzi z szampanem pod pachą, to ja też idę, tym bardziej, że zakręciła się tam ładna loszka. Grzech nie iść. Dołączyło do nas jakichś dwóch zjebów, co to mieli ze sobą swoje petardy. Generalnie źle im z przepitych i prawdopodobnie przypćpanych oczu patrzyło. Dobra #!$%@? niech idą, byle z daleka od tej loszki. Wychodzimy, 2 minuty do północy, ziomki odkręcają to gówno przy szampanie i wtedy odezwał się kebab, które zjadłem kilka godzin temu na stacji. Przekręciło mi nagle jelita i w tym momencie przypomniałem sobie uśmiech Turka, który skręcał mi tego kebaba. #!$%@?ł mi jakiegoś #!$%@?łego sosu i zrozumiałem, że to musiał być jego osobisty dżihad. Zacisnąłem zwieracz, rozejrzałem się w tych ciemnościach. Już pierwsza petarda pofrunęła w powietrze gdzieś w oddali i to ona wskazała mi drogę do toi toia oddalonego o 15 metrów. No normalnie cud. Nikomu nic nie mówiąc, bo nie było nawet czasu, ruszyłem prędko, pokracznym krokiem do mojego wybawienia. Otwieram drzwiczki, wchodzę, zamykam, ściągam gacie i odnajduję drogę do raju. O boże, zwycięstwo. Pokonałem Turka, ten rajd do toi toia to jak husaria pod Wiedniem. Słyszę, że na zewnątrz jakieś śmiechy, myślę sobie, że moje ziomki zorientowali się, że miałem awarię. #!$%@? tam, loszki trochę szkoda, ale są rzeczy ważniejsze. Najwyższy czas zakładać spodnie, ale powstrzymałem się, bo usłyszałem odliczanie. 10,9,8,7...nie no teraz nie będę wychodził, śmieszne to będzie jak wystrzelę z kibla 3 sekundy przed....6,5,4...poczekam...3,2,1...no i wtedy nastąpił wybuch. Żeby być precyzyjnym, to #!$%@?ło toi toia. Petardy, które były w środku, tuż pod moją dupą, wybuchły. Tak, fajerwerki w kiblu, co za, cep to wymyślił?! Gówno, które od tego momentu zaczęło poruszać się ruchem jednostajnie przyspieszonym we wszystkie strony rozerwało sufit w toi toiu, tak że mogłem oglądać piękny pokaz fajerwerków na sylwestrowym niebie z bolącą dupą i cały w gównie. Od wybuchu straciłem na chwile słuch, ale wszystkie inne zmysły natychmiastowo się wyostrzyły, rekompensując ten ubytek. Potem straciłem przytomność. Obudziłem się już w szpitalu, co ciekawe już umyty i opatrzony. Podobno zaniesiono mnie do szpitala, a raczej przywleczono, za co strasznie moim ziomkom dziękuje. Żadna taksówka nie chciała mnie zawieść obsranego i zakrawionego. #!$%@? złotówy. Chociaż się im nie dziwie. Generalnie w szpitalu też nie chciano mnie przyjąć. Też się im nie dziwie. Dziwie się, że mnie koledzy nie zostawili tam w tym toi toiu do rana. Zrozumiałbym to. No więc wylądowałem w szpitalu z zakrwawioną dupą. Bandaże, które mi założyli, musiałem codziennie zmieniać przez 3 miesiące. Całe miasto poznało moją historię. Nie wychodziłem z domu przez 2 miesiące ale po tym okresie i tak ludzie wytykają mnie palcami. Mówią, że idzie ten, którego obsrał kibel. Nienawidzę ludzi. Nienawidzę sedesów. Od tej pory mam wstręt do jednych i do drugich. Przez jakiś czas załatwiałem się na łonie natury, nawet jak było zimno, aby zyskać poczucie bezpieczeństwa, które w jednej sekundzie w tak brutalny sposób straciłem. To ci dwaj goście, którzy do nas dołączyli, podłożyli fajerwerki w toi toiu. Z tego co słyszałem, to tuż przed akcją z niego również skorzystali… Sami rozumiecie, dlaczego tak długo zajęło mi dojście do siebie i napisanie tego. Dopiero mój psycholog(tak, #!$%@? zniszczyło mi to psychikę) nakłonił mnie do takiej spowiedzi. Spoko człowiek. Tak myślałem, dopóki nie zostawił mnie sam w swoim gabinecie. Na jego biurku leżał kalendarz. Otwarty na dzisiejszym dniu. Dzisiaj na wizytę zapisany był obsraniec. Chciałem się zabić. Uważałem, że będę już zawsze kojarzony z gównem. Wszedłem na najwyższy w okolicy wieżowiec i zastanawiałem się czy skoczyć. Wiecie co odwiodło mnie od tej myśli? Zachciało mi się srać. Położyłem się i zacząłem płakać i śmiać się jednocześnie. Na szczęście wokół wieżowca zaczęli zbierać się ludzie, zaciekawieni sytuacją. Wiadomo, każdy chce zobaczyć, jak jakiś typ skacze. Szybko zorientowali się z kim mają do czynienia. Zaczęli się zakładać, że prędzej się zesram niż skoczę. Wtedy pojawił się pomysł. Zemsta. Myślę sobie: a co mi tam. Zrobiłem swoje na dachu. Wiecie, miałem w tym wprawę przez ostatnie kilka miesięcy. A jakie widoki. Nawet lepsze niż podczas sylwestra! Zauważyłem jakąś deskę na dachu. Wziąłem ją do ręki i szybkim ruchem zsunąłem moje dzieło z krawędzi wieżowca. Jeden pocisk, wiele ofiar. Tak przynajmniej słyszałem z opowieści. To była moja terapia. Musiałem opuścić miasto. Dobrze, że zrobiłem to jako zwycięzca.

#pasta #heheszki #gownowpis
  • 1