Wpis z mikrobloga

  • 2909
Umarł mi wczoraj pacjent. Niby norma, bo przecież nie pierwszy i nie ostatni ale ten był szczególny. Facet jechał autem, zapiekło go w klatce piersiowej, wezwał nas. My ekg - zawał serca, leki i jedziemy do szpitala na hemodynamikę. Facet w pełnym kontakcie, gadamy o bzdurach by bo trochę uspokoić, opowiada ze był na weselu i już wtedy go piekło ale myślał, że to po gorzale. Do tej pory nie chorował, jakieś tam nadciśnienie. Młody, 50+. Przekazaliśmy go na hemo, jeszcze uścisk ręki, życzenia zdrówka i powrót do bazy. Tacy jak on wychodzą do domu w pełni sprawni, a w szpitalu leżą kilka dni.
Po dwóch godzinach telefon - dzwonią ze szpitala, by dać im namiar na rodzinę, bo facet zmarł na stole.
No k---a mać, jeszcze chwilę wcześniej z nim gadałem, nawet jakieś wspólne heheszki, a tu chłop nie żyje. Oj dawno mnie tak nie ruszyło...

#999 #truestory #ratownikmedyczny
  • 86
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

To chyba uderza najbardziej kiedy jesteś zadowolony ze swojego postępowania i zakładasz, że wszystko pójdzie dobrze a...tu los bierze czyjeś życie w swoje ręce i zonk :-(
  • Odpowiedz
  • 123
@TheMan

Pacjent ma to do siebie, że jego stan jest zmienny. To, że przy nas był przytomny i wydolny krążeniowo i oddechowo nie oznacza, że jego serce było ok. Jak widać, zawał musiał zrobić w nim niezłe spustoszenie.
  • Odpowiedz
  • 37
@Lotczyk
@kamilofone

Nie no spoko, nie ma co dramatyzować. To nie pierwszy raz gdzie pacjent wsiadający na własnych nogach do karetki umiera po kilku godzinach w szpitalu. Z tym opisywanym po prostu jakoś tak fajnie się gadało.
  • Odpowiedz
@kocot: A co mógł przeoczyć jako ratownik medyczny? Nie miał aparatury do badań. Jego zadaniem jest dowieźć pacjenta żywego do szpitala, gdzie dokładną diagnozą zajmą się lekarze.
  • Odpowiedz