Wpis z mikrobloga

W wakacje po skończeniu liceum zatrudniłem się w typowej gównorobocie u podręcznikowego janusza biznesu, żeby naciułać trochę kapitału przed studiami. Dojeżdżałem autobusem do jego mieściny, skąd zabierał nas własnym samochodem w miejsce docelowe. Razem z resztą chłopaków zbieraliśmy się około szóstej rano na jego iście bizantyjskiej posesji, w oczekiwaniu aż krwiożerczy kapitalista wyjdzie w pełnym blasku chwały ze swej okazałej rezydencji i odwiezie nas zdezelowanym Transitem do pracy. Facet miał psa - kilkumiesięcznego owczarka niemieckiego. Wielokrotnie byłem świadkiem tego, jak pies dostawał posiłek składający się ze starego chleba nasączonego w wodzie. Z łańcucha był spuszczany tylko na noc. Od tamtej pory zjawiałem się trochę wcześniej, żeby przemycić mu w konspiracji trochę kiełbasy. Wiedziałem, że potencjalna rozmowa umoralniająca z właścicielem byłaby jak rozmowa ze ścianą - do niereformowalnego cebulaka nic by nie dotarło. Ponieważ kocham psy, nie dawało mi to spokoju, więc o wszystkim opowiedziałem koledze. Snułem różne dywagacje, że może zadzwonię do TOZ-u i ich o tym poinformuję, kiedy ten nagle wypalił: "A #!$%@? z TOZ-em, uprowadźmy tego psa. Zawsze chciałem mieć owczarka niemieckiego". Do rozmowy włączył się trzeci kolega: "Wiecie co robiono z koniokradami na Dzikim Zachodzie? Wieszano ich". Ze dwa albo trzy miesiące później, pewnej chłodnej, jesiennej nocy zaparkowaliśmy uliczkę dalej od chaty janusza biznesu. Pies od razu ucieszył się na mój widok, otworzyłem dyskretnie furtkę, że nawet nie zaskrzypiała, zapiąłem mu obrożę i smycz, i udałem się pewnym krokiem w kierunku samochodu. Na widnokręgu nie było żywej duszy, a pies był totalnie ufny wobec mnie. Cała operacja przebiegła sprawnie, bez żadnego zgrzytu. Od tamtego incydentu minęło jedenaście lat, mój kolega zdążył się ochajtać i spłodzić gówniaka. Pies wciąż żyje, jest pełnoprawnym członkiem rodziny i ma kochający dom. To jedyna kradzież, której się dopuściłem, ale myślę, że mogę czuć się rozgrzeszony.
  • 16
@SuchyBatman: A co jeśli on nie chciał tego psa? Jeśli pieska kochasz i cieszysz się jego merdającym ogonem, to chcesz żeby jadł jak najlepiej, żeby ruszał się jak najwięcej - żeby był szczęśliwy. Pies mógł być jego córki, syna - ale jako że uciekł, a Cebulak w głębi duszy nienawidził psa - czemu miałby kupić sobie nowego? Być może do obrony, tak, to też prawda. Ale myślę że jednak potraktowal on
@SuchyBatman: Nie potrzebuję żadnych leków do funkcjonowania, dobrodzieju. Mogę to podsumować jeśli czegoś nie rozumiesz:
1. Gosc kupuje psa
2. Trzyma go karmiąć mokrym chlebem i spuszcza z łańcucha na noc
3. WNIOSEK: Psa nie kocha, więc nie zależy mu na nim.
4. Możnaby powiedzieć, że pies jest w roli stróża domu, ale jako że OP (wiadomo że to pasta, ale rozważamy to teoretycznie) normlanie go ukradł, to znaczy, że pies
@oficer_dyzurny_miasta: @Karaolina: najgorsze jest to, że niestety nie zmienia to myślenia i podejścia do zwierząt ludzi, od których zabierane czy kradzione są te psy. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że nagle będą mieli innego psa.
@ditto090: to niestety nie jest tak, że ktoś nie dba o psa tylko dlatego, że jest mu niepotrzebny. Jakby miał jakąkolwiek empatię i po prostu rozum to albo znalazł by mu inny dom, fundację która