Aktywne Wpisy
pieknylowca +466
W Polsce to super bulwersujące zachowanie oczekiwać od kogoś żeby mówił po polsku ew angielsku. W Polsce przybysze powinni moc porozumiewać się w swoich ojczystych językach a głupie polaczki powinny skakać wokół nich i się uczyć bo im więcej języków znasz tym bardziej jesteś europejski. Tymczasem we Francji są ci w stanie wprost powiedzieć że jesteś we Francji i masz mówić po francusku i nikt nie będzie się nawet starał rozmawiać z
cacyyy +10
#niemcy #ruchdrogowy #samochody Hej. Jadę do Niemiec własnym samochodem, i będę podróżował po kraju dość sporo. Czy zasady ruchu drogowego, i oznakowanie są takie same jak w Polsce? Czy są rzeczy nie spotykane u nas? Na coś szczególnego zwracać uwagę? Wszelkie pomocne informacje mile widziane.
Tybet fascynuje świat zachodni od lat kilkudziesięciu. Inwazja Chin na tę himalajską krainę w 1950 r. spowodowała, prócz ogromnych zniszczeń, migrację tysięcy Tybetańczyków do Indii i dalej na Zachód. Tajemne i skrywane nauki przedostały się do kultury zachodniej. Założyciel buddyzmu w Tybecie, Padmasambhawa, przepowiedział, że w czasach latających żelaznych ptaków dharma (nauka) rozprzestrzeni się po świecie.
Po ucieczce w 1959 r. rządu tybetańskiego z dalajlamą na czele do Indii i dzięki jego aktywności jego szkoła - gelugpa - stała się najbardziej znaną tybetańską szkołą buddyjską. Ze względu na kolor charakterystycznych mnisich nakryć głowy zwana jest żółtymi czapkami. W Europie zyskała zwolenników kagyiipa, która wywodzi swe nauki od najsłynniejszego mistyka i poety Tybetu - Milarepy. Przywódcą tej szkoły jest Karmapa. Trzecią szkołą, najmniej znaną na Zachodzie, jest sakyapa. Ostatnio zainteresowaniem cieszy się najstarsza tybetańska szkoła buddyzmu - nyingmapa, zwana starą szkołą lub czerwonymi czapkami.
Dalajlama jako duchowy przywódca jest głową nie tylko własnych „żółtych czapek”, lecz także pozostałych trzech szkół buddyjskich. Nie tylko ich. Doczekaliśmy się bowiem czasów, gdy pęka ostatnia tajemnicza zasłona. Na Zachód przedostały się niedawno nauki starożytnej prabuddyjskiej religii - bon. Również jej patronuje dalajlama.
To, że nauki bon, a zwłaszcza ich duchowy rdzeń - dzogczen, przedostały się na Zachód, zawdzięczamy mistrzowi Tenzinowi Wangyalowi Rinpoche. Od 10 lat upowszechnia on bon na całym świecie. We wstępie do książki Wangyala „Cuda naturalnego rozumu” sam dalajlama pisze: „Bon jest najstarszą tybetańską tradycją duchową, a jako źródło miejscowej tybetańskiej kultury odgrywał znaczą cą rolę w ukształtowaniu wyjątkowej tożsamości Tybetu”.
Tenzin Rinpoche urodził się w 1959 r. w północnoindyjskim mieście Amritsar. Ojciec Tenzina był lamą nyingmapy, matka zaś wyznawczynią bon. Po śmierci ojca matka wyszła ponownie za mąż. Tym razem za kapłana bon.
Matka i ojczym zadecydowali, że syn będzie kształcony na mnicha w klasztorze bon w północnych Indiach, w Dolanji. Po kilku latach młody Tenzin został rozpoznany przez Lopona (główny nauczyciel), jako wcielenie Khyuntula Rinpoche - słynnego nauczyciela, autora ksiąg i mistrza medycyny tybetańskiej, który był znany ze swych wyjątkowych zdolności magicznych.
Gdy Tenzin miał 13 lat, jego mistrz postanowił go przysposobić do najbardziej tajemniczych nauk religii bon: dzogczen. Nauki te pochodzą ze starożytnej krainy Śang Śung. Jeżeli Tybet jest krainą zagadkową, to Śang Śung jest zagadką w zagadce.
Przed dopuszczeniem do tajemnic Śang Śung Tenzin musiał zrelacjonować swoje sny i odbyć najtrudniejsze dwie praktyki: phowe i odosobnienie w ciemności.
„Ponieważ niektórzy praktykujący nie mieli snów - pisze w swojej książce «Cuda naturalnego umysłu» - uznano to za zły omen. Mistrz czekał, dopóki wszyscy nie zaczęli mieć snów. Stosownie do różnych snów radził praktykującym oczyścić się, usunąć przeszkody i nawiązać kontakt ze strażnikami, aby w ten sposób uzyskać ich pozwolenie na otrzymanie nauk. W swoim śnie sprawdzałem w autobusie bilety, które przypominały białe tybetańskie «A» wydrukowane na środku kawałka płótna lub papieru w pięciu kolorach. Mistrz powiedział, że był to pomyślny znak”. Tenzin, nauczając dzogczen w wielu krajach, zaczyna od wręczania swoim uczniom właśnie tybetańskiej litery „A” na okrągłym pięciokolorowym kartonie. Od tego rozpoczyna się praktyka koncentracji.
Dalsze przygotowania wyglądały następująco: „Po ukończeniu dziewięciu cyklów praktyk wstępnych ngondro, zacząłem praktykować phowe z dwoma innymi osobami. Phowa obejmuje przeniesienie zasady świadomości w formie thigle (świetlista kulka wizualizowana wewnątrz organizmu - przyp. KS) poprzez otwór na szczycie głowy. Ponieważ nie praktykowałem intensywnie, na rezultat przyszło mi czekać prawie tydzień. Wskutek praktyki zmiękło ciemiączko i faktycznie pojawił się otwór. Kiedy następnego dnia Lopon popatrzył na szczyt mojej głowy, mógł włożyć do niej źdźbło trawy kuśa, która musiała stanąć prosto w otworze ciemiączka, aby pokazać, że praktyka zakończyła się powodzeniem. Źdźbło trawy miało prawie trzydzieści centymetrów długości i pozostawało wyprostowane przez trzy dni. Czasami zapominałem, że noszę je w głowie, tak że kiedy zdejmowałem szatę przez głowę, doświadczałem bolesnych wrażeń. Również wtedy, gdy szedłem ulicą i właśnie wiał wiatr, czułem jakby przez źdźbło do środka ciała wpuszczono mi prąd elektryczny
Praktyka phowa ma swój kosmiczny rodowód. Otóż pierwsi ludzie-bogowie mieli u szczytu głowy świetliste sznury, które łączyły ich z archetypicznym niebem. Phowa jest rekonstruowaniem owych świetlistych sznurów: mistycznym połączeniem wewnętrznej podstawy każdej istoty z zewnętrzną czystą przestrzenią. Ubocznym efektem tej praktyki jest właśnie ów otwór.
Po udanej praktyce phowa Tenzin Wangyal Rinpoche studiował kilka lat w Szkole Dialektyki. Na program szkoły składała się nauka filozofii, logiki, gramatyki, astrologii tybetańskiej i medycyny. Był tam też kurs dysputy. Absolwent szkoły uzyskiwał stopień gesze, odpowiednik naszego doktora filozofii.
Mistrz Tenzina, Lopon Sangye, tuż przed śmiercią prosił go, aby wykonał jedną z najtrudniejszych tybetańskich praktyk: praktykę odosobnienia w ciemności.
Tak o tym mówi sam bohater: „Ustaliłem, że odosobnienie odbędę w spiżarni Lopona Tenzina Namdaka, którą zamieniono na toaletę dla gości. (...) Codziennie Lopon przychodził do mnie, siadał na zewnątrz pomieszczenia, w którym się znajdowałem i rozmawiał ze mną przez pół godziny. (...) Nie potrafiłem zapamiętać wszystkich nauk, a ponieważ co tydzień musiałem zmieniać praktyki i wizualizacje, udzielał mi stosownych wyjaśnień. Przez cały czas miałem bardzo pusty i pozbawiony koncepcji umysł; doświadczyłem tego, że dobrze jest nie otrzymywać informacji z zewnątrz, takich jak nowiny. Nowiny stwarzają przeszkodę, powodują powstanie całego następstwa myśli, które rozpraszają i odwodzą umysł od praktyki. Odosobnienie w ciemności, jakie odbyłem, było bardzo pomyślne i spowodowało ogromne zmiany w mojej osobowości. W ciągu pierwszych kilku dni nie było mi łatwo, ponieważ dla młodego chłopca, który miał w sobie dużo dynamicznej energii, pozostawanie ściśniętym i w spokoju w takim małym, ciemnym miejscu, nie było łatwe. (...) Utrata kontaktu z bodźcami, które wpływają z zewnątrz, na przykład z obiektami chwytanymi przez świadomość zmysłu wzroku, stała się sposobem na całkowite wniknięcie w siebie. (...) Po pierwszym tygodniu... straciłem wszelkie poczucie czasu, tak że siedem dni odczuwałem, jakby to były dwa dni. W ten sposób ostatnich sześć tygodni 49-dniowego odosobnienia odczułem, jakby to było dwanaście dni. Poczynając od drugiego tygodnia, zacząłem mieć wiele wizji promieni świetlnych, błysków, tęcz i rozmaitych symboli. W trzecim tygodniu zaczęły się pojawiać pierwsze formy przypominające konkretną rzeczywistość.
Pierwsza z tych wizji pojawiła się w drugim tygodniu podczas drugiej porannej sesji. Kiedy przebywałem w stanie kontemplacji, ujrzałem w przestrzeni ogromną, pozbawioną ciała głowę. W pierwszych sekundach przestraszyłem się, ale potem na nowo podjąłem praktykę. (...) Być może wizją, która wywarła największe wrażenie, była ta, której towarzyszyło wiele ruchu.
W rzeczywistości nie wszystkie wizje zawierają w sobie element ruchu. Niektóre przypominają oglądanie filmu, w innych możesz znaleźć się wewnątrz wizji, a w jeszcze innych wizja znajduje się w przestrzeni ponad tobą, na tym samym poziomie co ty lub poniżej ciebie. (...) Wśród pięknych drzew wiał wiatr, ujrzałem też długą, wijącą się za kolami ścieżkę, po której w moją stronę podążało pięciu ludzi. Z początku byli tak daleko, że nie mogłem rozpoznać ich sylwetek, lecz po pół godzinie podeszli na tyle blisko, iż rozpoznałem w nich mieszkańców Indii. (...) Podeszli do mnie, a następnie odwrócili się ple cami i bez słowa odeszli. Przy innej okazji miałem długo trwającą wizję nagiej kobiety z długimi włosami, która siedziała wprost przede mną; głowę miała jednak odwróconą do tyłu, tak że nie widziałem jej twarzy. Kiedy ujrzałem te wizje, nie były one czymś, co pojawia się na zewnątrz, ale stanowiły manifestacje mego własnego umysłu w formie światła. Nawet wtedy, gdy zamknąłem oczy, zobaczyłem je w ten sam sposób, chociaż wiem, że znajdo wały się w różnych kierunkach i poziomach. (...) Przed końcem odosobnienia doświadczyłem silnego wzrostu mojej przejrzystości, tak że wydawało mi się, iż widzę, co dzieje się na zewnątrz po mieszczenia, w którym przebywałem. Pewnego razu okiem umysłu uświado miłem sobie obecność mojej matki, która właśnie niosła mi jedzenie, «widziałem» każdy jej krok, jaki stawiała, zbliżając się do domu, dopóki nie dotarła do drzwi i nie zapukała, mówiąc, że właśnie przyszła. W tym samym czasie usłyszałem pukanie do drzwi i moja «prawdziwa» matka powiedziała, że przyniosła mi posiłek. Tak więc ruchy mojej matki w wizji i ruchy mojej rzeczywistej matki były zsynchronizowane. Żadnej z tych wizji nie towarzyszył jakikolwiek dźwięk, nie pojawiła się też we mnie myśl, żeby spróbować porozmawiać z tymi wizjami. (...) Po zakończeniu odosobnienia miałem sen, w którym przeciąłem nożem żyłę w lewej kostce, wskutek czego wypłynęła z niej krew z robakami”.
Słowo „dzogczen” oznacza dosłownie „Wielką Doskonałość”, która jest najszybszą drogą do uzyskania oświecenia i wyzwolenia z cyklu iluzorycznej wędrówki przez miliony wcieleń, na które skazują nas nasze czyny, tzn. karma. Dzogczen przedstawia nauki, które pozwalają adeptowi osiągnąć oświecenie oraz tak zwane tęczowe ciało w ciągu jednego życia.
Tęczowe ciało to tęcza lub wiele tęcz, jakie zostawia po sobie zrealizowany mędrzec po akcie śmierci. Nie zostawia natomiast cielesnych szczątków oprócz włosów i paznokci. Może dlatego właśnie nie znaleziono żadnego ciała Jezusa z Nazaretu.
Tak o Jezusie z Nazaretu pisze John Reynolds: „Był mistrzem, który przejawił Tęczowe Ciało, będące ostatecznym rezultatem urzeczywistnienia praktyki dzogczen. Chociaż swoje publiczne, egzoteryczne nauki Jezus przekazywał w formie przypowieści, które przetrwa ły w pismach kanonicznych i kościołach, to prawdziwe nauki o charakterze ezoterycznym udostępniał wyłącznie grupie bliskich uczniów z Marią Magdaleną na czele. Nauki te zachowały się w ewangeliach gnostyckich. Bliski związek nauk Jezusa z naukami bud dyjskimi i dzogczen jest oczywisty”.
Dzogczen jest najwyższą duchową tradycją w bonie. Ci, którzy w przeszłości znali i praktykowali w Tybecie dzogczen, byli nieliczni, nawet w tradycjach bon i nyingmapy. Niełatwo było otrzymać te nauki, gdyż utrzymywano je w głębokiej tajemnicy. Dzisiaj mistrzowie uważają, że utrzymywanie tajemnicy mogło być właściwe dawniej. W naszych kłopotliwych czasach lepiej ich udzielać w bardziej otwarty i swobodny sposób.
Tak jak wielu z nas fascynuje Tybet, tak Tybetańczyków, a w tym Tenzina Wangyala pociąga Zachód. Już jako mnich w klasztorze w Dolanji miał okazję spotkać wielu uczonych z Europy zajmujących się bonem.
Pierwszy raz Tenzin Wangyal Rinpoche odbył podróż do Europy w 1983 r. jako tancerz teatru Świętych Masek Bon. Później pojechał do Włoch zaproszony przez ośrodek Wspólnoty Dzogczen w Merigar.
W styczniu 1990 r., w roku śmierci matki, pierwszy raz pojechał do Stanów Zjednoczonych. Udzielił serii wykładów na Rice University w Houston i odwiedził nowojorskie Tibet Center. Ogromne zainteresowanie Tybetem i bonem skłoniło go do założenia w stanie Wirginia Instytutu Ligmincha.
Instytut oferuje studentom siedmioletni tok nauczania dzogczen, sutr, tantry oraz medycyny tybetańskiej i języka tybetańskiego. Tenzin Rinpoche współpracuje z amerykańskimi psychoterapeutami. Odwiedza więzienia i domy dziecka, a także odkrywa wielkie podobieństwa pomiędzy duchowymi tradycjami kultury bon a kulturą Indian.
Szczególnie silnie widać te związki w dziedzinie szamanizmu. Obok dzogczen jest on najsilniejszą tradycją, jaką Tybet, a w szczególności bon, może ofiarować Zachodowi.
„Szamanizm jest starożytną tradycją występującą w kulturach całego świata, doceniającą harmonijny związek między ludzkością a naturą. Ze względu na zanieczyszczenie i eksploatację środowiska, które w ostatnich czasach wzrosły alarmująco, sprowadzając nowe choroby, dla ludzkości stało się jeszcze bardziej istotne odkrycie zasady harmonii” - mówi Tenzin.
Każda góra, każde jezioro, każda rzeka posiadają swojego ducha lub duszka. Stulecia desakralizacji i profanacji odarły przyrodę z jej duchowego charakteru. O ileż trudniej byłoby zniszczyć piękne moreny na Warmii lub bezmyślnie wycinać stare drzewostany, gdyby wierzyło się, że zamieszkują je duchy. Być może szamanizm jest ratunkiem dla przyrody i dla jej skromnego żałosnego tępiciela - człowieka.
Prócz oddania z powrotem świętego charakteru przyrodzie, bon chce przywrócić sakralny i mistyczny charakter czasowi, któremu poświęcamy jedną trzecią życia - snowi. W książce „Tybetańska joga śnienia i snu” (polskie wydanie Rebis 1999) Tenzin Rinpoche pisze: „Sen i śnienie dla Tybetańczyków, jak również dla Indian, jest stanem tak samo ważnym jak jawa. A nawet ważniejszym, bowiem we śnie łatwiej jest medytować. Człowiek w czasie snu nie posiada ograniczeń związanych ze zmysłami. Może zatem swoje sny wykorzystać do rozpoznania swej najgłębszej obecności”.
Autor przytacza historię o tym, jak był kiedyś zaproszony do pewnego amerykańskiego przedszkola. Dzieci zaczęły opowiadać mu swoje sny. 80 proc. tych snów miało związek z gniewem, nie był to jednak ich własny gniew, ale gniew związany z otoczeniem, w którym żyły. Świat jest tam przedstawiany jako pełen lęku, telewizyjne wiadomości podają przeważnie, że kogoś okradziono albo zabito. Ponieważ brak jest dobrych wiadomości, złe stają się czymś normalnym.
Jeśli cała kultura jest taka, to wpływa ona na podświadomość dzieci. W snach pojawiały się groźne sytuacje: ktoś chce zabić ich rodziców, spalić dom itp. Ciągły atak i zagrożenie. Złe sny dzięki odpowiednim starożytnym metodom mogą być przekształcone w tzw. sny przejrzystości. W tych snach stopniowo zmieniają się role: to my zaczynami sami je kształtować.
Rdzeń świadomości, który jest podstawą jawy, można odnaleźć także we śnie. Gdy to osiągniemy, możemy wykorzystywać nasze sny np. do podróżowania, wchodzić w sny innych. Możemy spotykać nasze duchy opiekuńcze - astralnych strażników. Można też w czasie snu identyfikować istoty, które nam przeszkadzają, powodując na przykład choroby fizyczne.
Tenzin Wangyal Rinpoche wykorzystuje sny do podróżowania do swego ukochanego Tybetu, i to w czasy wielkiego mistrza Padmasmbhawy (VIII wiek) lub do tajemniczej krainy Śang Śung, z którą czuje się karmicznie związany.
Podróżowanie we śnie może być tańsze i przyjemniejsze niż podróż na jawie. Ta ostatnia wedle Tybetańczyków też jest wielkim snem.
#buddyzm #bon #ligmincha #dzogczen #phowa #jezus #przekroj #2001 #kamilsipowicz #tybet #swiadomesny