Wpis z mikrobloga

Z takich żenujących rzeczy przypomniało mi się, że mój polonista w liceum miał taki beznadziejny system oceniania wypracowań, że zamiast wystawić ocenę, stawiał np. 3-4 (to była najczęstsza ocena) i potem każdy przy całej klasie musiał czytać, że ma na przykład 2-3, albo 3-4 i on dopiero wtedy decydował, jaka to jest ocena, do dziś tego nie kumam, ale to było okropne, zwłaszcza, że wszyscy dowiadywaliśmy się, kto jaką dostał ocenę. I kiedyś mi tak z dupy postawił z jakiegoś wypracowania z Mickiewicza, którego czegośtam nie przeczytałam, 2-4. I ja się zdziwiłam, bo takiego rozrzutu to oni nigdy nie robił, więc pomyślałam, że może się pomylił. I podałam mu to z takim tonem zapytania w głosie, że "2-4?", a on wtedy spojrzał na mnie tak przeciągle i postawił mi dwóję. :D
Dziwny koleś. Nigdy nikomu nie stawiał piątek. I z jakiejś przyczyny mnie jako jedyną przez 3 lata liceum nigdy o nic nie zapytał na lekcji. O ile się sama nie odezwałam, nigdy nie musiałam nic gadać, odpowiadać z lektury czy coś. Do dzisiaj nie wiem dlaczego.
#wspomnienia #licbaza
  • 3
@Kamienie: poloniści to ogólnie są #!$%@? moim zdaniem, zawsze zachowują się jakby się czegoś naćpali. Nauczyciele z matematyki, chemii itp, zawsze byli ogarnięci w większości przypadkach przynajmniej. A poloniści? Zachowują się jakby mieli rozdwojenie jaźni...
I z jakiejś przyczyny mnie jako jedyną przez 3 lata liceum nigdy o nic nie zapytał na lekcji. O ile się sama nie odezwałam, nigdy nie musiałam nic gadać, odpowiadać z lektury czy coś. Do dzisiaj nie wiem dlaczego.


@Kamienie: U nas na szczęście polonistka w liceum zawsze dyskutowała o lekturach czy wierszach z tą samą grupą kilku osób i ogólnie pytała tylko osoby, które same się zgłaszały, więc mam w