Wpis z mikrobloga

Kiedy byłam dzieckiem, chadzałam nad rzekę pływać, opalać się i łowić ryby, a moje ulubione miejsce znajdowało się w obrębie łąki, na której pasło się stado krów.
Zawsze wyjmowałam im z nozdrzy kleszcze i scyzorykiem rozcinałam wielkie bąble, z których usuwałam larwy wyglądające jak wijące się maślane wiórki.
Swoją drogą, owe larwy były doskonałą przynętą na kiełbie.
Krowy tak przyzwyczaiły się do moich zabiegów, że gdy tylko mnie widziały, biegły z daleka, jowialnie pomukując.
Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami. Do czasu.
Któregoś dnia pływałam w rzece, zostawiwszy na brzegu ubrania, bo nie miałam kostiumu kąpielowego, a poza tym pragnęłam być równo opalona. W pewnym momencie zauważyłam, że jedna z krów zjada moje spodenki.
Za chwilę dołączyła do niej druga krowa, która zjadła majtki i koszulkę.
Zanim zdążyłam wyjść z wody, cholery zżuły mi ręcznik, zostawiając tylko butelkę wody. I rower.
Moim zdaniem, ludzkie życie da się opisać jednym słowem, które brzmi - "zażenowanie".
Tamtego krowiego dnia myślałam, że nie ma nic bardziej żenującego niż wracanie rowerem nago przez wieś, będąc odprowadzaną wzrokiem przez rolników na czerwonych kombajnach marki "Bizon".
Myliłam się.
- Coś ty narobiła! Przynosisz nam wstyd! Potworny wstyd - wściekała się mama.
- To nie moja wina.
- A czyja?
- Krów.
- Słucham?!
- Krowy na łące zjadły mi ubrania.
- Jezu. Nie dość, że roznegliżowana wracasz, to jeszcze naćpana.
- Mamo, przysięgam. Kąpałam się, krowa przyszła i zżarła spodenki, koszulkę, majtki. Nie zdążyłam jej przegonić.
- Jak śmiesz tak kłamać?! Ty myślisz, że matka to jakaś głupia jest? - wtrącił się ojciec.
Rodzice byli przekonani, że nad rzeką spotkałam jakichś łobuzów, z którymi upiłam się, upaliłam, uprawiałam seks, a następnie oni, dla żartu, zabrali mi ubrania.
Myliłam się: wracanie nago przez wieś jest jednak mniej żenujące niż wymuszona wizyta w szpitalu.
Czekaliśmy na wizytę u ginekologa oraz u pielęgniarki, która - z pełną pogardy miną - zrobiła mi test na obecność narkotyków w organizmie.
- A mówiłem, żebyś nie zadawała się z bydłem - westchnął ojciec, do cna mną rozczarowany.

#heheszki #nunkunpisze #truestory

  • 115
@nunkun: opowiesz mi, proszę, czy ktoś może miał okazję czytać jakieś twoje dzieła wydane?
Nie widzi mi się, by ktoś, kto tak świetnie pisze nie uczył się tego od dawna- no, a wiedząc o swoim talencie, gdzieś nie zaszedł.
@STA1KERpl: Dzięki, prozy jeszcze nie próbowałam wydawać - jestem mniej więcej w połowie pisania powieści, a nie lubię czegokolwiek robić, zanim nie mam gotowego. Skończę, będę szukać. Do tej pory wydawałam tylko wiersze, ale to raczej sztuka dla sztuki - przynajmniej ja traktowałam pisanie wierszy jak rozwiązywanie trudnych krzyżówek, podobny sposób ćwiczenia mózgu. Udało mi się napisać zestaw wierszy, z którego jestem dumna, no i definitywnie z tym skończyłam. Zawsze pisałam
@happyloverboy: Zazwyczaj tak, jak byłam z ojcem na Mazurach, to mieliśmy wędki z dzwoneczkami i po prostu cały czas dzwoniło, całe tony tych kiełbi się wyciągało z wody. A te u mnie we wsi były jakieś podejrzane, trzeba było zarzucić tuż pod nos i jeszcze coś smacznego najlepiej. Za to jelce brały jak szalone, nie tylko z powierzchni. Tego i tak się nie je, ale kiedyś sprawiało mi frajde łowienie ich