Wpis z mikrobloga

Hej Miraski i Mirjamki! Nie było mnie kilka dni, ale byłem zajęty motzno. Ale powracam z #przepiornaemigracji w #usa i do tego jeszcze będzie małe #rozdajo. Ale o tym później.
Rzeczy, które robię w San Fran jest całkiem inne niż to co robiłem do tej pory. Zarówno jeśli chodzi o życie zawodowe jak i nawet o zwiedzanie.
W trakcie poprzednich dni coraz bardziej zadziwiało mnie podejście do zadań, zleceń czy sposobów wykonania rzeczy, których ludzie wymagają. W zasadzie kwestia "get it done" i nikogo nie obchodzi jak. Ma działać. Nikogo nie obchodzi też jakaś komunikacja między działami. Tu jest John z prawnego, tutaj jest James od fotela, a tam jest Jesse od robienia kawy. Wiesz gdzie kto jest, ja idę, zrób tak, że jak wrócę to wszystko będzie dogadane i załatwione. A jak będziesz jeszcze kogoś potrzebować to po prostu kogoś odpowiedniego znajdź. W sumie nawet nie masz na to terminu, ani wymaganego sposobu jak to zrobić. Liczy się efekt. Zero przepychania maili i głuchych telefonów. Wcześniej wszędzie to praktycznie było „masz problem, idź do przełożonego, on musi załatwić” i już.
Do tego doszły jeszcze miłe niespodzianki typu jak zostajesz do wieczora w biurze i coś robisz to firma stawia dinner, a w piątki jest firmowy lunch. Tak naprawdę bardziej niż lunch interesowało mnie spotkanie, które jest przed tym lunchem, ale niestety jako konsultant z zewnętrznej firmy nie zostałem zaproszony. Dowiedziałem się tylko mniej więcej co tam się dzieje. Mniej więcej wygląda to jak przemowy Jordana Belforta w Wilku z Wallstreet. Mega chciałbym zobaczyć coś takiego na żywo, mam nadzieję że jeszcze mi się uda tam trafić :)
Ale że nadszedł w końcu weekend to miałem też wielką okazję poznać bliżej San Fran. W zasadzie właśnie wróciłem do domu, jest po 21. Ale od początku ;) Najpierw pojechaliśmy na Lombard Street. Chyba najbardziej pokręconą ulicę w mieście. Różnice terenu były niesamowite. Ciężko uwierzyć, że to jest tak blisko oceanu bo górki są niemożliwe. Zrobili kaskadę do zjazdu bo to chyba najbardziej stroma górka w mieście i inaczej nie dało się zjechać. Później obsadzili to kwiatkami i wygląda to bardzo oryginalnie. ale nie chciałbym tam mieszkać, bo w koło pełno turystów i zero spokoju :P
Później pojechaliśmy do muzeum kolejki linowej w SF. Wygląda to niesamowicie, bo te "tramwaje" jadą podczepione do liny, która biegnie pod asfaltem (słychać to często jak się przechodzi przez ulicę jak ta lina pracuje), a wszystko jest napędzane przez silniki i wielkie koła, które mieszczą się w tym muzeum. Wygląda to jak jakaś fabryka z początku poprzedniego wieku. Technologia praktycznie się nie zmieniła. Potem pojechaliśmy do China Town. Tutaj akurat zawód bo nie było to jak w Bangkoku, cała chińska dzielnica, tylko w zasadzie ulica, z różnego rodzaju straganami, ale klimatu się aż tak nie czuło. Ale trafiliśmy akurat na mini paradę smoka wykonaną przez chińską młodzież. To trochę naprawiło odczucie miejsca. Później znaleźliśmy jeszcze iStore z bardzo ciekawym designem. W zasadzie duży obiekt, praktycznie pusty, w bardzo drogiej dzielnicy, żeby sprzedawać obudowy na iPhone :P Wszędzie obok wielkie budynki, wieżowce, a tutaj dwa piętra, praktycznie całkiem otwarte i kolejki do wejścia… Później pojechaliśmy jeszcze na wybrzeże zatoki i przeszliśmy się trochę w okolizy Bay Bridge. Chyba zrobił na mnie większe wrażenie niż Golden Gate Bridge, który widzieliśmy wcześniej. Żeby było śmiesznie to jest od 2 poziomowy i na jednym poziomie jest ruch z SF a na drugim do... Mają rozmach #!$%@?.
Generalnie wszystko co zwiedzaliśmy było okraszone ogrnomną ilością stania w korkach.
SF z tego co wiem ma ok 850 tys. Mieszkańców czyli jak kilka miast w Polsce, ale skala miejsca jest nieporównywalna, nawet jeśli chodzi o korki w sobotę. Praktycznie 10 km przejechane po mieście to godzina... A wyjazd trafiliśmy akurat na mecz baseballowy i przejazd pod stadionem, więc praktycznie staliśmy. Ale udało nam się wydostać. Pojechaliśmy z powrotem do San Mateo. Podczas jednego ze spacerów znalazłem taką knajpkę ze świeżymi rybami podczas spaceru nad kanał. Generalnie jak zamówiliśmy stolik to czekaliśmy na niego 25 minut. Dostaliśmy taką niby krótkofalówkę, którą nas zawołali jak przyszła nasza kolej. No i tam to już były cuda, świeże rybki, łososie, eskalopki, krewetki. Ale ja w sumie celowałem w gwiazdę wieczoru... homara. Bo gdzie nie zjeść homara jak nie na wybrzeżu US? Co prawda tam na miejscu ich nie mają, jak się później okazało, chyba trzeba jechać do LA albo gdzieś nawet nie wiem, ale był niesamowity, pomimo że sprowadzany. Niesamowity dzień, podsumowany niesamowitym posiłkiem (no i jeszcze oczywiście teraz niesamowite pisanie przy niesamowitym Budweiserze w kolorze amerykańskiej flagi ;). Jutro znów jedziemy w trasę, ale już raczej poza SF bo korki nas zabiły. Może zobaczymy plaże i ocean w San Jose.
Aaaa no miałem już iść ale jeszcze przecież #rozdajo.
Więc mam dwie pocztóweczki dla jednego różowego i jednego niebieskiego, który w komentarzu napisze, że chce i dlaczego i nie będę losował tylko wybiorę wg własnego widzimisię :P Do tego jeszcze dla kogoś z #wroclaw będę mieć kilka monet amerykańskich i może nawet jakiegoś dolarka, jak kogoś to ineresuje to zasady podobne jak z pocztówką i jak już będę na jakiś czas na miejscu to przekażę osobiście (więc ewentualnie może być to połączone z małą historią i opowieścią w gratisie :). Będzie to jakoś na początku września :)
Przepior86 - Hej Miraski i Mirjamki! Nie było mnie kilka dni, ale byłem zajęty motzno...

źródło: comment_THj8mW5mLVJhLDwvT4rvNjLtBQie9OeP.jpg

Pobierz
  • 29
@Przepior86: SF jarałem się tylko jak byłem tam pierwszy raz. Potem za każdym razem widziałem tylko meneli, brudasów, leżące wszędzie na chodnikach strzykawki, a z niemal każdego zaułka dochodził zapach palonej marihuany. Raz mnie nawet murzyn zbluzgał że jestem rasistą, bo mu nie dałem dolara. :D Krótko mówiąc, siedziba menelstwa i brudasów. Ale pójdź zjedz steka u Tad'sa, no i krewetki w porcie. :) Warto też się kopnąć do Alcatraz. Jak
@Przepior86:
no to tak na szybko... w SF byłem kilka razy i w sumie to miasto już nie jest dla mnie w żaden sposób interesujące, więc jak tylko tam już jestem, to staram się stamtąd wyjechać. :D
W najbliższych okolicach, nie wyjeżdżając z SF, to na pewno trzeba pójść na Lombard, Golden Gate i muzeum cable cara - ale tam już byłes. To teraz zostaje Ci Alcatraz. Wyjazd promem jest z
SF jarałem się tylko jak byłem tam pierwszy raz. Potem za każdym razem widziałem tylko meneli, brudasów, leżące wszędzie na chodnikach strzykawki, a z niemal każdego zaułka dochodził zapach palonej marihuany. Raz mnie nawet murzyn zbluzgał że jestem rasistą, bo mu nie dałem dolara


@aikonek: haha, ja miałem tak samo ale już za pierwszym razem. Szczerze mowiac nie wiem co ludzie widzą w tym SF, owszem, widoki wokól zatoki sa ładne,
@Przepior86: ojoj, marzy mi się objechać cały świat, ale że na razie nie mam takiej możliwości, to postanowiłam zbierać pocztówki. Nie tylko z miejsc w których byłam, ale z całego świata. Żeby nie zapominać o tym marzeniu przez codzienne obowiązki, i żeby w jakiś sposób się motywować, chce obkleić sobie pocztówkami całą ścianę w pokoju i codziennie na nią patrzeć :)
Ja bym bardzo chciał taką pocztówkę, ale nie dla siebie, a dla siostry. Marzy ona o podróży do USA a każda rzecz związana z tym krajem sprawia jej przyjemność. Chciałbym zobaczyć jej minę gdy wyjmie że skrzynki na listy pocztówkę z USA zaadresowaną do niej :)