Wpis z mikrobloga

"Bismarck" idzie na dno - 27 maja 1941 r.

25 maja Lüjtens obchodzi urodziny, na które dostaje oschłe życzenia od Hitlera, mającego mu za złe, że admirał nie zatopił „Prince of Wales”. Atmosfera niewiele ma jednak wspólnego ze świętowaniem.
„Bismarck” musi uciekać, a Brytyjczycy wysyłają w pogoń za nim 2 lotniskowce, 4 pancerniki, 2 krążowniki liniowe oraz kilkanaście niszczycieli. Niemiecki pancernik borykał się z coraz większymi problemami, nie mogąc płynąć z prędkością większą niż 20 węzłów. Tym samym jego szanse na ucieczkę do bezpiecznych doków St. Nazaire, gdzie mogłyby zostać dokonane niezbędne naprawy, zmalały. Lütjens zdawał sobie sprawę, iż jedynym wyjściem było rozpoczęcie manewrów w stronę Brestu, bowiem dalsza walka była bezsensowna i mogła zakończyć się zatopieniem "Bismarcka".

Tymczasem Home Fleet podążała w tym czasie za pancernikiem, którego prędkość zmalała poniżej 20 węzłów. Był to efekt ataku samolotów pokładowych z lotniskowca "Victorious", jaki przeprowadzono w nocy z 24 na 25 maja. 9 samolotów torpedowych uzyskało jedno trafienie, które przesądziło los wielkiego rywala (choć trafienie samo w sobie nie było groźnie, doprowadziło do ponownego uszkodzenia wcześniej prowizorycznie naprawionego dziobu). Prawdopodobnie to właśnie wtedy pancernik stracił resztkę szans na dotarcie do bezpiecznych wybrzeży Francji.

26 maja. „Bismarck” ponownie został wytropiony. Po 31 godzinach bez kontaktu z wrogiem, styczność nawiązano styczność. Gdy już wydawało się, iż pancernik zdoła umknąć sforze okrętów Royal Navy, o 10.30 samolot rozpoznawczy wykrył go w odległości 550 mil na zachód od przylądka Lizard. Samotny kolos borykał się z poważnymi problemami, ale jego załoga nie zamierzała kapitulować. Dwa dni wcześniej "Prinz Eugen" odłączył się od pancernika, obierając kurs na Atlantyk, aby tam kontynuować swoją misję. Okręty bombardują „Bismarcka” z artylerii pokładowej, a samoloty znowu przystępują do zrzucania swojego śmiercionośnego ładunku. O 20.53 lotnictwo uzyskuje dwa trafienia torpedami, co powoduje kolejny spadek prędkości "Bismarcka" oraz zniszczenie sterów. O 22.45 „Piorun” rozpoczyna nierówną walkę z pancernikiem niemieckim, wiążąc go tym samym ogniem, który „Bismarckowi” krzywdy wyrządzić nie może, lecz skutecznie zatrzymuje go na miejscu. 27 maja. „Bismarck” wciąż traci prędkość, choć tym razem spowodowane jest to celowym zabiegiem załogi, która nie może odzyskać sterowności okrętu. Pancernik porusza się z prędkością 10 węzłów. To już koniec. U wybrzeży francuskich rozmieszczono okręty podwodne, które w razie potrzeby mają dobić przeciwnika. 8.47 - admirał Tovey osacza „Bismarcka”. „King Goerge V” i „Rodney” zaczynają strzelać. O 9.31 pancernik oddaje ostatnią salwę. „King George V” i „Rodney” muszą wracać do bazy, gdyż mają zbyt mało paliwa. O 10.22 „Bismarck” dostaje dwie torpedy w prawą burtę od „Dorsetshire” i o 10.40 idzie na dno (tutaj również natrafiłem na pewne rozbieżności, gdyż Edmund Kosiarz w "Bitwach morskich" podaje godzinę 11.37). Taki był koniec wielkiego pancernika, osaczonego przez sforę okrętów z Royal Navy - wielki sen o korsarskiej przygodzie prysł niczym bańka mydlana.

Ogólnie operacja przeciw "Bismarckowi", choć zakończona sukcesem, wykazała znaczną nieudolność dowódców brytyjskich. Współdziałanie lotnictwa i marynarki nie było spójne ani składne. Brytyjczycy wciąż wierzyli w doświadczenia wyniesione z I wojny światowej, kiedy to walki okrętów kończyła jedna salwa posyłająca jednostkę na dno. Działania w maju 1941 roku pokazały jednak, iż obecność lotnictwa w tego typu potyczkach jest niezbędna. Co więcej, to właśnie samoloty zadały najważniejszy cios, marynarce zostawiając jedynie dokończenie dzieła zniszczenia. Wojna na Pacyfiku całkowicie okazała znaczenie sił powietrznych, dla których II wojna światowa stała się największym teatrem działań w historii. Komentarze w Wielkiej Brytanii na temat zatopienia "Bismarcka" przeplatały się z obawami, które przyszły wraz z opanowaniem przez Niemców Krety. Zwycięstwo w bitwie morskiej podbudowało jednak mieszkańców Wysp Brytyjskich, dając im wiarę w kolejne tryumfy Royal Navy. Sam Churchill 28 maja wysłał do Roosevelta kolejną depeszę, chwaląc się świetnie przeprowadzoną akcją, choć dziś zdajemy sobie sprawę, jak wiele brakowało jej do doskonałości. Tak czy inaczej, liczył się przede wszystkim efekt końcowy. Operacja miała zakończyć się zatopieniem niemieckiego superokrętu i w tym akcie znalazła swój finał, doprowadzając do furii Hitlera. Ten przez długi czas nie mógł pogodzić się ze stratą, a winą za nieudany rajd obarczał nieudolnych dowódców Kriegsmarine. Kolejną konsekwencją działań marynarki brytyjskiej było wykluczenie przynajmniej części niemieckich wypraw korsarskich. Dyktator Rzeszy nie miał zamiaru ryzykować i nakazał zaniechanie operacji z udziałem swoich największych okrętów. Dopiero z czasem jego opór w tej kwestii zaczął słabnąć, ale nawet zaangażowanie do boju korsarzy nie pozwoliło na odniesienie zwycięstwa w bitwie o Atlantyk.

Udział ORP "Pioruna" w całej operacji urósł niemal do legendy. Nasz niszczyciel Polacy uznają za bohaterskiego rywala dla niemieckiego pancernika, z kolei większość zachodnich publikacji nawet nie wspomina w Polakach. Jedna z książeczek z serii "Żółty Tygrys" mówi o tym wydarzeniu w dość zawoalowany sposób. "Atakuje was 'Piorun'" to opowieść, która przeszła już do legendy - maleńki niszczyciel przeciw potędze "Bismarcka".
Nie czarujmy się jednak, oprócz podarowania prasie polskiej i twórcom powojennych publikacji świetnego tematu, załoga "Pioruna" nie zrobiła wiele więcej. Ogień "Pioruna" nie mógł bowiem wyrządzić pancernikowi znaczącej krzywdy.
Salwy miały znaczenie moralne dla załogi.
Niemieckie źródła natomiast pomijają ten epizod, ponieważ nie mogą się pogodzić z faktem że potężny Bismarck nie zatopił małego polskiego okrętu.


#historia #fotohistoria #wydarzenia #ciekawostkihistoryczne #bismarck
N.....h - "Bismarck" idzie na dno - 27 maja 1941 r.

25 maja Lüjtens obchodzi urodz...

źródło: comment_69B3q5m3cO7ESfRIxHFg6ZchXYeGLpXv.jpg

Pobierz
  • 2