Wpis z mikrobloga

@Kempes: Kiedys, za starych dobrych czasow, pod moim blokiem koszenie trawy wygladalo tak, ze przyjezdzal jebutny traktor z podczepionym wielkim "czyms" (nie mam pojecia jak to nazwac) i w kwadrans ogarnial caly teren, a pozniej, w max. godzine, jeden janusz zwykla kosiarka wykanczal fragmenty, w ktore ten wielki #!$%@? nie mogl wjechac. Wade to mialo taka, ze janusz kierowca byl zazwyczaj napruty i strach bylo dzieci puscic, po #!$%@? ostro, raz
@Kempes: @frogfoot: Już pomijając sam hałas i przeciąganie prostej roboty na cały dzień albo dwa - NA #!$%@? oni to w ogóle koszą? Jak byłam mała, to pod domem wszędzie rosła wysoka trawa, chodziłam na dwór zrywać kwiatki, łapać owady do słoika, mieliśmy milion różnych zabaw dzięki tej trawie, graliśmy w niej w chowanego (aka "trawki"), handlowaliśmy wszelką zieleniną w niby-sklepach, rzucaliśmy się kuleczkami ostu, pletliśmy wianki, a nawet żarliśmy