Wpis z mikrobloga

Mam nadzieję, ze nie było. Polemika Bratkowskiego z planem Morawieckeigo w Forbes. Polecam przeczytać od początku do końca i wyrobić sobie swoją własną opinię.

Nieodpowiedzialny plan Morawieckiego

Rząd PiS, obiecując Polakom dobrą zmianę, postawił sobie bardzo ambitne zadanie. Poprzednie 8 lat było pasmem sukcesów polskiej gospodarki, szczególnie na tle innych krajów Europy.

Po latach krytyki dokonań gospodarczych poprzedniego rządu, wyborcy PiS mają prawo oczekiwać jeszcze więcej. Niestety, jednoczesna realizacja propozycji wicepremiera Morawieckiego i innych planów partii jest po prostu niemożliwa


W latach 2005-2014 polski wzrost gospodarczy, podobnie jak słowacki, był mniej więcej dwa razy szybszy niż średnia w Unii Europejskiej. (Za poprzednich rządów PiS Polska, w porównaniu z innymi nowymi członkami UE, była zaledwie średniakiem. Gdyby wicepremier Morawiecki z okresu porównawczego usunął ten okres, wynik byłby jeszcze bardziej imponujący – bo w tym okresie nasz wzrost był prawie dwa razy szybszy nawet w stosunku do Słowacji, o innych krajach UE nawet nie wspominając!) W tym czasie PKB per capita w Polsce wzrósł z 53 proc. do 68 proc. średniej w UE. Teraz trzeba było obiecać coś znacznie lepszego. I obiecano. Według wicepremiera Morawieckiego, wspomniany wskaźnik poprawi się w ciągu 5 lat do poziomu 79 proc., a więc tempo doganiania UE ma ulec wyraźnemu przyspieszeniu.

Na tym nie koniec. Po latach braku jakiegokolwiek postępu, a nawet regresu, w rankingach konkurencyjności, za czasów rządów PO-PSL Polska dokonała wyraźnego skoku. Na przykład w rankingu Doing Bussines awansowała z okolic miejsca 70-tego na początek czwartej dziesiątki. Ten wynik nie przeszkodził Morawieckiemu ocenić, że Polska znajduje się w pułapce słabości instytucji, a ważna część jego planu nazywana została „Sprawne państwo” . Można więc oczekiwać, że jego plan pozwoli na wykonanie kolejnego skoku, tym razem w okolice pierwszej dziesiątki. Czy przedstawiony przez wicepremiera Morawieckiego „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” uwiarygadnia ten ambitny cel?

Dokument stricte polityczny

Pobieżna lektura rządowej prezentacji tego planu może napawać optymizmem.Liczy ona 66 stron, a na każdej z nich można znaleźć co najmniej kilka obietnic poprawy. Plan odróżnia się od starszych dokumentów tego typu, w które pisane były stylem przypominającym przemówienia przywódców partyjnych z czasów komunizmu. Plan PiS zbudowany jest zgodne z biznesowymi standardami realizacji projektów: diagnoza -> cele działania -> środki realizacji, w postaci pięciu filarów rozwoju gospodarczego wspartych na podstawie nazwanej „Sprawne państwo”. W trakcie szczegółowej analizy ten optymizm musi jednak stopniowo gasnąć. Plan ten jest dokumentem stricte politycznym, a jego konstrukcja ma stworzyć wrażenie, że rząd ma znacznie więcej pomysłów na dobrą zmianę, niż jest naprawdę. Podstawowy chwyt erystyczny polega na tym, że większość proponowanych działań jest tautologicznie słuszna, bo zdefiniowana przez słuszny cel, mający być ich efektem. Niestety, taka identyfikacja działań nie wnosi nic do odpowiedzi na pytanie, jak te cele osiągnąć. Przykłady to: inteligentne specjalizacje przemysłowe, przyjazne otocznie prawne, silna marka Polska, czy skuteczna polityka regionalna.

Nie sposób omówić tu merytorycznie wszystkich propozycji rządu – zajęło by to kilkaset stron. Muszę więc ograniczyć się do syntetycznych ocen ze wskazaniem zaledwie kilku szczególnie pikantnych szczegółów.

Punktem wyjścia jest diagnoza motywowana raczej względami politycznymi, a nie merytoryczną analizą stanu gospodarki. Morawiecki widzi Polskę uwięzioną w pięciu pułapkach. Naprawdę tylko jedna z nich, demograficzna, stanowi poważne zagrożenie. Jednak w perspektywie najbliższych 20 lat plan rządu będzie to zagrożenie pogłębiać, a nie zmniejszać. Trzy inne: pułapka średniego dochodu, pułapka przeciętnego produktu i pułapka słabości instytucji, to pułapki potencjalne, a nie realne.

Polska jest na średnim poziomie rozwoju, ale cały czas rozwija się szybciej niż bogate kraje. Odpowiednio do tego poziomu dominują w naszej produkcji przeciętne produkty, choć stopniowo rośnie udział produktów bardziej zaawansowanych. Także jakość polskich instytucji, determinowana przez te same czynniki historyczne, co wysokość dochodu, jest średnia, jednak – szczególnie w ostatnich latach – wyraźnie się poprawiła. Jeśli natomiast możemy mówić o pułapce braku równowagi, to raczej jako potencjalnym efekcie realizacji planu Morawieckiego. Na razie polska gospodarka jest całkiem przyzwoicie zrównoważona, choć wysokość deficytu i długu publicznego z pewnością nie są optymalne i powinny być nadal poprawiane.

Natomiast teza, że ogromna nadwyżka polskich aktywów w posiadaniu zagranicznych inwestorów, nad zagranicznymi aktywami w rękach polskich inwestorów, czyli silnie ujemna międzynarodowa pozycja inwestycyjna Polski, jest groźną pułapką rozwojową, nie ma żadnego ekonomicznego uzasadnienia. Najpoważniejszą część inwestycji zagranicznych w Polsce stanowią bowiem inwestycje bezpośrednie, a nie portfelowe, mogące szybko uciec zagranicę. W rządowej prezentacji tę specyfikę polskiej międzynarodowej pozycji inwestycyjnej wypacza się pisząc, że Polska jest winna zagranicznym inwestorom 2 bln zł. Prawda jest jednak taka, że większości wchodzących w skład tej kwoty inwestycji zagranicznych, wartych ponad 870 mld zł, nikomu Polska nie będzie musiała oddawać.

Deficyt w górę, oszczędności brak

Jeszcze poważniejszym nieporozumieniem jest uznanie reinwestowanych w Polsce zysków inwestorów zagranicznych za jedną z pozycji kosztów uzależnienia Polski od zagranicznego kapitału. Jest to poważna kwota równa około 1/4 dochodów uzyskiwanych przez tych inwestorów w Polsce.To pozorne zagrożenie ma usprawiedliwiać plany wspierania zagranicznej ekspansji inwestycyjnej polskich firm. Idea wspierania takiej ekspansji jest po prostu szkodliwa. Jeśli bowiem zagraniczne inwestycje polskich firm są wysoko rentowne, nie trzeba ich wspierać. W pozostałych przypadkach jest to wydawanie publicznych pieniędzy w celu zwiększenia bezrobocia w Polsce.

Realizacja planu spowodowałaby wzrost deficytu finansów publicznych do ponad 5 proc. PKB. Taki wzrost deficytu, w sytuacji poprawiającej się koniunktury, musiałby ściągnąć na Polskę sankcje finansowe ze strony UE, a to przekreśliłyby wszelkie ambitne plany inwestycyjne rządu. Stanisław Gomułka w wywiadzie zamieszczonym w poprzednim numerze Forbesa ocenia, że sam efekt spadku dochodów z tytułu wzrostu kwoty wolnej oraz koszt zwiększonych wydatków bieżących, bez skutków ustawy o kredytach frankowych, to wzrost deficytu o około 3 proc. PKB. Dodać do tego trzeba zwiększenie wydatków na inwestycje publiczne, które można szacować na co najmniej 2 proc. PKB.

Rząd nie przewiduje praktycznie żadnych oszczędności w wydatkach. Większa ściągalność podatków i dodatkowe podatki z pewnością nie dadzą wzrostu dochodów większych niż 2 proc. PKB. Oznacza to, że jednoczesna realizacja planu Morawieckiego i innych planów PiS jest po prostu niemożliwa. Trzeba też wziąć pod uwagę, że wzrost dochodów budżetu oznacza większe obciążenia podatkowe, które muszą spowodować niższy wzrost konsumpcji gospodarstw domowych i inwestycji przedsiębiorstw.

Zamiary rządzącej partii nie uwzględnione w planie Morawieckiego nie tylko uniemożliwiają utrzymanie równowagi finansów publicznych, ale także realizację celów zawartych w planie. Zarówno program 500+, jak i obniżenie wieku emerytalnego, są nie do pogodzenia z jakimkolwiek sensownym planem rozwiązania problemów wynikających z niekorzystnych zmian demograficznych. Żaden plan pobudzania dzietności nie spowoduje wzrostu liczby pracujących w ciągu najbliższych 20 lat. W tym czasie problemy demograficzne można łagodzić tylko poprzez

Pobudzić mikroekonomię

W samym planie niekonsekwencji jest więcej. Postulat rozwoju akcjonariatu pracowniczego uzasadnia się m.in. przeciwdziałaniem ryzyku spadku popytu na pracę, spowodowanego automatyzacją. Ale w warunkach kurczenia się liczby ludności w wieku produkcyjnym, zmniejszająca popyt na pracę automatyzacja powinna być uznana za zjawisko pozytywne. Z kolei w świetle postulatu zwiększenia roli kapitału polskiego w rozwoju, dziwić musi brak konkretnych propozycji wsparcia dla polskich firm prywatnych, przy całym katalogu korzyści podatkowo-finansowych dla zagranicznych inwestorów.Może to rodzić podejrzenie, że repolonizacja zaangażowanego w Polsce kapitału ma polegać przede wszystkim na zaangażowaniu państwa na szczeblu mikroekonomicznym, czyli częściowej renacjonalizacji polskiego przemysłu. Dodatkowo mamy postulat zwiększenia o 5 punktów procentowych udziału inwestycji w PKB. Jeśli ma to być finansowane głównie poprzez kapitał krajowy, stopa oszczędności w polskiej gospodarce powinna też wzrosnąć - co najmniej o 3 proc. PKB. Jednak, jak to dalej uzasadnię, plan rządu raczej obniży, a nie podwyższy stopę oszczędności krajowych.

Charakterystyczną cechą planu jest zwiększenie aktywności mikroekonomicznej państwa, polegające na wsparciu branż o najwyższym potencjale rozwojowym. Teoretycznie, taka polityka mogłaby mieć pozytywny wpływ na tempo rozwoju gospodarczego. Ale tak, jak nie wszyscy mogą zostać przewodniczącym rady nadzorczej PGE, tak też nie wszystkie branże mogą być uznane za najlepsze. Wsparcie najlepszych musi się odbywać kosztem bądź konsumpcji, bądź wzrostu długu publicznego, bądź kosztem rozwoju branż uznanych za słabsze. W każdym przypadku na dłuższa metę oznacza to osłabienie popytu krajowego. Dlatego program popierania branż w zasadzie przesądza, że będą to branże eksportowe, których rozwój będzie powodował relatywnie wolniejszy wzrost konsumpcji.

Główny problem polega na tym, że nie ma niezawodnych kryteriów wyboru branż priorytetowych. Pomyłka oznaczałaby, że nasze priorytety hamują rozwój branż o największym potencjalne rozwojowym, powodują szybszy wzrost długu publicznego i wolniejszy poziomu życia obywateli.
Przykładowych osiem przedsięwzięć ilustrujących nową filozofię polityki przemysłowej najlepiej to pokazuje. Nie przedstawiono żadnych kryteriów, według których akurat takie przedsięwzięcia uważa się za ważne. Co więcej, nawet gdyby zamiast ośmiu realizowano rocznie 80 dużych projektów, nie zwiększyłoby to znacząco stopy inwestycji, gdyż w Polsce co roku uruchamia się blisko 200 000 nowych zadań inwestycyjnych.

Także szukanie sposobu na wzrost innowacyjności, poprzez wspieranie budowy narodowych czempionów, to droga donikąd. Może lepiej tworzyć innowacje w mniejszych firmach i sprzedawać je dużym zagranicznym, skoro krajowe na razie nie są zainteresowane? Bycie dużym nie gwarantuje zwycięstwa w wyścigu innowacji. Gwarantuje natomiast kłopoty zawsze, gdy zmiana sytuacji rynkowej wymaga elastyczności. Jakby tego było mało, oprócz wydatków na tworzenie innowacyjnych championów, przewiduje się rozwój lubelskiego zagłębia węglowego i wspieranie produkcji energii z odnawialnych źródeł. Przy takiej liczbie priorytetów ci, którzy jednak na tę listę nie trafią, będą mieli naprawdę bardzo ciężkie życie.

Polska a model azjatycki

Można domniemywać, że za tym wszystkim stoi oczarowanie azjatyckim modelem rozwoju. W Polsce dostrzega się jednak w tym modelu tylko politykę przemysłową, która jakoby jest jedynym sposobem na wyjście z pułapki średniego dochodu. Po pierwsze, nie jedynym, bo Irlandii udało się to w ramach zupełnie innego modelu polityki gospodarczej. Po drugie, Korea – obok Japonii jedyny przykład (Singapuru nie liczę) osiągnięcia wysokiego rozwoju - właśnie dobija do poziomu Japonii, która od kilkunastu lat tkwi w stagnacji gospodarczej. Więc nie wiadomo, czy Korea po uniknięciu pułapki średniego rozwoju, nie wpadnie w pułapkę azjatyckiej stagnacji na wysokim poziomie rozwoju

Przede wszystkim jednak koreański model gospodarczy to bardzo skromne świadczenia społeczne (wydatki na ten cel są mniejsze niż na obronę narodową), co pozwala utrzymywać niskie podatki, mimo dość znacznych nakładów na edukację. Model ten zmusza koreańskie gospodarstwa domowe do utrzymywania wysokich oszczędności (głównie w postaci ubezpieczeń na życie)zapewniających krajowe źródło finansowania ekspansji ekonomicznej. Nawet jednak w Korei od dziesięciu lat dług publiczny dość szybko rośnie, co może oznaczać wyczerpywanie się możliwości rozwojowych tego modelu.

Widoczna w planie tendencja do korzystania z zagranicznych wzorców rozwoju, bez analizy naszych przewag konkurencyjnych, dzięki którym przez ostatnie lata rozwijaliśmy się znacznie szybciej niż inni, może spowodować zmarnowanie naszych największych atutów rozwojowych. W każdym razie, zanim rząd zacznie naśladować Koreańczyków w polityce przemysłowej, powinien obciąć wydatki i podatki, a nie je zwiększać.

Tłem dla tych wszystkich planów jest priorytet ekspansji przemysłowej nazywany reindustrializacją. Ten termin ignoruje fakt, że produkcja przemysłowa jest obecnie znacznie większa i bez porównania bardziej zaawansowana technicznie, niż za czasów komunizmu. Taki wybór priorytetu jest niezrozumiały w kraju, który kształci najlepszych informatyków na świecie, a świat ten – jak się podkreśla w planie - wszedł w erę rewolucji cyfrowej.
Większe oszczędności?

Niepokój budzi przebijający z planu brak zrozumienia zależności makroekonomicznych, uniemożliwiający poprawne zbilansowanie planu. Autorzy nie rozumieją, że planując wieloletni wzrost całej gospodarki, powinni opierać się na analizie wytwarzania i zużycia wytwarzanych dóbr i usług, a nie na zasobach finansowych, ważnych tylko w skali mikroekonomicznej i w krótkim okresie. Sposób przedstawienia zamierzeń planu nie pozwala oddzielić efektów realizacji planu od efektów poprawy koniunktury zewnętrznej i rozwoju gospodarki, który dokonałby się nawet bez żadnych zmian regulacyjnych i programów wsparcia.

Za źródło finansowania jednego biliona wydatków inwestycyjnych uznaje się część (nie określono , jaką) depozytów sektora przedsiębiorstw, a przecież to nie wysokość depozytów, tylko wysokość zysków w kolejnych latach (które PiS chce zredukować większymi obciążeniami podatkowymi) determinuje możliwości inwestycyjne w dłuższym terminie. Tak samo potraktowano nadpłynność sektora bankowego, której gwałtowne uwolnienie poprzez silny wzrost kredytu, oznaczałoby po prostu druk pustego pieniądza. Nie wzięto też pod uwagę, że silny wzrost inwestycji, bez równie silnego wzrostu oszczędności, musi spowodować inflację lub pogorszenie salda bilansu handlowego. Takie pogorszenie – w odróżnieniu od zagranicznych inwestycji bezpośrednich - może być naprawdę groźne dla równowagi gospodarczej.

Problem w tym, że autorzy tego planu chyba nie rozumieją, czym różnią się oszczędności w skali całej gospodarki, od oszczędności indywidualnych. Piszą o potrzebie wzrostu oszczędności, a jednocześnie zwiększają deficyt finansów publicznych, co jest równoważne ze zmniejszeniem oszczędności.Nieporozumieniem jest też ich pomysł, że akcjonariat pracowniczy spowoduje wzrost oszczędności. Sama emisja i rozdawanie akcji, podobnie jak emisja pieniądza, nie tworzy oszczędności. A może rząd chce zmusić pracowników by kupili te akcje? Ale jak? I jakie będą konsekwencje dla zarządzania tymi przedsiębiorstwami, gdy okaże się, że pracownicy-akcjonariusze będą blokowali dostosowania wymagające cięć w zatrudnieniu?

W diagnozie sytuacji gospodarczej zwraca się uwagę na malejący trend stopy inwestycji, nie wspominając o czynnikach koniunkturalnych, które ten trend wygenerowały. Można domyślać się, że chodzi o to, by - gdy pojawi się przyspieszenie wzrostu inwestycji - mogło być ono przypisane planowi rządu, a nie prawdziwej przyczynie, czyli poprawie koniunktury.Z kolei włączenie środków przedsiębiorstw do kwot mających finansować obiecywany przez rząd program inwestycyjny sugeruje, że kwota biliona złotych inwestycji obejmuje także inwestycje sektora przedsiębiorstw. Tyle, że w ciągu 5 lat, nawet bez jakichkolwiek działań wspierających rządu, inwestycje te wyniosłyby ponad dwa biliony złotych. Można tylko mieć nadzieję, że w dalszych pracach nad tym planem rząd będzie umiał wybrnąć z tych sprzeczności.

Podsumowując, plan gospodarczy rządu to, przynajmniej na razie, dokument czysto propagandowy, wychodzący naprzeciw zdroworozsądkowym wyobrażeniom o tym, co rząd może zrobić dla przyspieszenia rozwoju Polski (zjawiska mikroekonomiczne są znacznie bliższe potocznym intuicjom, niż abstrakcyjne zależności makroekonomiczne). Jego autorzy nawet nie usiłowali zbilansować celów z realnymi możliwościami w skali makroekonomicznej, ani poważnie ocenić skutków planu dla całej gospodarki. Można mieć tylko nadzieję, że jego kolejne wersje w znacznie większym stopniu będą zgodne z zapewnieniem rządu, że jest to plan odpowiedzialny.

źródło: http://www.forbes.pl/nieodpowiedzialny-plan-morawieckiego-dolacz-do-dyskusji-,artykuly,203752,1,1.html#

  • 3
Po drugie, Korea – obok Japonii jedyny przykład (Singapuru nie liczę) osiągnięcia wysokiego rozwoju - właśnie dobija do poziomu Japonii, która od kilkunastu lat tkwi w stagnacji gospodarczej. Więc nie wiadomo, czy Korea po uniknięciu pułapki średniego rozwoju, nie wpadnie w pułapkę azjatyckiej stagnacji na wysokim poziomie rozwoju.


Nazywanie sytuacji Japonii "pulapka azjatyckiej stagnacji" jest wyolbrzymieniem bo taki los spotkal jak na razie tylko ten kraj. Korei to nie czeka raczej w
źródło: comment_bRRmueDaIkmqN8ZHjP4MIES5Tn4WpXxU.jpg