Wpis z mikrobloga

Odezwała się do mnie dziewczyna sprzed kilku lat. Spotykałem się z nią krótko i nie wspominam jej zbyt dobrze, zresztą ona mnie chyba też nie powinna najlepiej wspominać. To były jeszcze czasy, gdy byłem miły dla kobiet, a takie zachowanie raczej nie pozwala zaskarbić sobie ich sympatii. No, ale nieważne. To nieistotne. Ta dziewczyna zadzwoniła do mnie, a ja odebrałem i z początku nie wiedziałem, z kim rozmawiam. Nie miałem zapisanego w telefonie jej numeru.
- Emilka? - zapytałem w końcu.
- Tak, tak. Tak, tak, tak - odpowiedziała.
- OK.
- Wiesz, Karol, tak dzwonię sobie do ciebie.
- No wiem.
- A, tak sobie dzwonię.
- W porządku.
- Tak sobie pomyślałam, że może byś chciał się zobaczyć?
- Może bym chciał.
- Chciałbyś?
- Mhm.
- Tak?
- Tak.
- A to może byś wpadł do mnie na kawę?
- Do ciebie?
- Aha.
- OK.
- Tylko wiesz? Muszę ci powiedzieć coś. U mnie się dużo zmieniło w życiu.
- Co się zmieniło.
- No, zobaczysz. Zmieniło się.
- Coś ci wyrosło na plecach, czy co?
- Nie. Nie, nie. Zobaczysz.
- OK.
Pojechałem do Emilki. Mieszkała niedaleko, naprzeciw szpitala przy Szaserów. Wjechałem windą na trzecie piętro i zapukałem do drzwi na końcu korytarza. Emilka otworzyła mi. Nic się nie zmieniła. Tylko włosy miała krótsze. Ale to normalne. Włosy kobiet z wiekiem robią się coraz krótsze.
- Wejdź - powiedziała.
Wszedłem. Zdjąłem kurtkę, zdjąłem buty. Rozejrzałem się po salonie. Nic się nie zmieniło.
- Nic się nie zmieniło - powiedziałem.
- Tutaj nie - odpowiedziała Emilka.
- A gdzie się zmieniło?
- Chodź, pokażę ci.
Emilka wzięła mnie za rękę i poprowadziła do sypialni. Nieźle się zaczyna, pomyślałem. I poszedłem za nią.
Emilka otworzyła drzwi do sypialni i wpuściła mnie do niej pierwszego. Wszedłem i od razu to zobaczyłem. Przy oknie stało dziecięce łóżeczko. A w nim leżało dziecko.
- Masz dziecko - powiedziałem.
- Tak - rzekła Emilka.
- Czy ono jest..?
- Nie. Nie, nie, nie.
- OK.
Podszedłem do łóżeczka. Dziecko spojrzało na mnie i zaczęło płakać. Emilka wzięła je na ręce i ukołysała.
- Ile ma? - zapytałem.
- Cztery miesiące - odpowiedziała Emilka.
- Jak mu dałaś na imię?
- Ziemowit.
- P------o cię.
- To ładne imię.
- OK.
Dziecko uspokoiło się. Emilka usiadła z nim na łóżku i rozpięła bluzkę. Spojrzałem na nią.
- No co? - zapytała.
- Nic, nic.
Emilka wyjęła ze stanika pierś i dała dziecku do ssania, ale ono odwróciło buzię.
- No jedz, Ziemek, jedz - powiedziała Emilka.
Dziecko zaczęło znów płakać. Ale zaraz się uspokoiło i coś zamamrotało. Coś jakby chciało powiedzieć.
- Ono coś mówi - rzekłem do Emilki.
- Niemożliwe - odpowiedziała.
- No posłuchaj.
Podszedłem bliżej. Emilka znów podsunęła dziecku do ust pierś, a ono skrzywiło się i powiedziało:
- Nie chcę mleka. Jestem weganinem.
- A ja studentem prawa - odpowiedziałem.
Emilka spojrzała na mnie. A ja na nią.
- Boże, Karol - rzekła. - Czy myślisz o tym samym, co ja?
- Tak - odpowiedziałem. - Adopcja.

źródło: Nie znam gościa

#rozowepaski #niebieskiepaski #zwiazki #pasta #prawo
  • 50
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@szpongiel: No nie masz racji. Weganki normalnie karmią swoje dzieci piersią. Co innego mleko krowy, która przez całe życie stoi w ciasnym boksie, ponadto którego skład niekoniecznie jest przyswajalny dla człowieka, a co innego naturalny pokarm, przy którego pozyskiwaniu nie cierpi żadne zwierzę. Niby definicja weganizmu, którą podałeś, jest poprawna, ale bardzo spłycona.
  • Odpowiedz
@janeeyrie: przyznam, że napisałem tak trochę cenowo, trololo ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Gdyby weganki nie karmiły piersią z powodu weganizmu, to by już bez wątpienia była choroba psychiczna.
  • Odpowiedz