Cześć i czołem Mirabelki i Mirki. Chciałbym Wam opisać dziś pewną historię zasłyszaną od opiekuna w #pracbaza. Mianowicie, de facto z 2 tygodnie temu będąc w robocie jak to w robocie na drugiej zmianie wywiązała się luźna dyskusja. Robimy swoje i kolega, opiekun, starszy stażem życiowo itd. Mówi "młody #!$%@?, parz czaju i siadaj, opowiem Ci kawał dobrej historii". Jak przykazali, tak zrobiłem. Cała opowieść ma miejsce na przełomie lat 80 i 90 kiedy to przyszło memu współpracownikowi odbyć zassdniczą służbę wojskową.
Nie pamiętam w jakiej jednostce przyszło mu dzielić kawał życia z bandą młodych chłopów ale bardzo często i miło to wspomina. Nie wszyscy jednak się tam odnajdowali... Pierwsze tygodnie, kocenie, zaprawy ogólnie wojsko mocno! Wszyscy dawali radę, wspierali się, poznawali w końcu mieli spędzoć ze sobą kilkanwście przyszłych miesięcy. Dni mijały na poznawaniu obyczajów, terenu, struktur pod znakiem ciągłego przypominania przez starszych, że nadal są młodym wojskiem a sierść się ściele po całej kompani.
Dzień jak codzień, pobudka, apel, zaprawa itd. Wszystko jak zwwsze ale jeden z chłopaków po powrocie dziwnie zamknął się w sobie i nikt nie wiedział o co gościowi chodzi. Po odbębnieniu wszystkiego w tak zwanym czasie wolnym gość znikał i się pojawiał. Chłopu siadło na beret...
Gdzie tylko mógł, zabierał ze sobą taką zwykłą zwijaną trzy metrową miarkę i mierzył. Mierzył wszystko,głębokości, szerokości, wysokości. Wszystko i wszędzie. Pomierzył okna, łóżka, parapety, menaszki, broń. Dziwne, nie? Dowódcom też się to nie spodobało. Facet pytany ocb? Odpowiadał z obojętnością jakby był gdzieś indziej, że on po prostu lubi mierzyć, że fascynują go wymiary. Sytuacja trwała kilka dni do czasu gdy chłopaka wysłano do psychologa na polecenie przełożonych. Wrócił jakby nic się nic nie stało.
Mijały dni a chłopak już nie mierzył. Nadal jednak był nieobecny i dziwny. Wykonywał polecenia, wszystko ale był jakby otumaniony. Pewnego dnia, poranek, apel. Wszyscy w szyku, musztra fest. Gość wyjmuję swój atrybut, tą trzy metrową miarkę i mierzy kumpla z boku jak krawiec kiedy ściąga z kogoś miarę. Cała kompania jak słup soli a ten mierzy mamrocząć jakieś liczby pod nosem. Historia rozeszła się po ludziach a chłopak znów wylądował u psychologa. Już nie wrócił dostał przedterminowe zwolnienie ze służby z wpisem do papierów, że coś ma nie tak pod kopułką. Pożegnał się ze wszystkim, zdał wszystko co dała mu matka armia i udał się w stronę bramy wyjściowej. Do wyjścia jeszcze tylko budka wartownicza i szlaban. Przepuścili go, odprowadzając dziwnymi spojrzeniami. Wnet facet obraca się na pięcie, wyjmuje miarkę i mierzy szlaban. Z prawej do lewej z lewej do prawej, wartownicy w szoku, pytają co #!$%@?? A gość popatrzył na nich z iskrą w oku i jebnął tą miarką za szlaban na teren jednostki z okrzykiem na ustach...
Historia chyba autentyk bo nie znalazłem takich opowieści w internetach.
Znam te historie! Mój ojciec mi ją opowiadał ze swojej służby! :d dowiedz się jeśli możesz w jakiej jednostce gościu służył, jestem teraz cholernie ciekaw :)
@Ducze90: Miejska legenda,ja to też słyszałem od starszego gościa :) Tylko była inna końcówka:jak na końcu wychodził to ktoś podbiegł mu dać tą metrówkę bo zapomniał,a on na to: Na #!$%@? mi teraz :)
@Ducze90: Mój ojciec też udawał świra czy innego schizofrenika, aby wyjść z woja. Lekarz go się zapytał wprost, czy mu pomóc uciec. I pomógł wystawiając papierek.
@Ducze90: różne rzeczy ludzie robili, żeby wydostać się z wojska. Jak będę miał więcej czasu to opiszę historię mojego wujka. To co odwalił przechodzi ludzkie pojęcie. ( ͡º͜ʖ͡º)
@Lorax: kumpel dla pani psycholog powiedzial - Jestem uzalezniony od marihuany Na co psycholog odpowiada - Haha, trawka to nie narkotyki, od trawki sie nie uzaleznisz :D No wiec po jakims czasie kolega zaczal wciskac kit ze jest uzalezniony tez od amfetaminy i udawac #!$%@?. Ostatecznie udalo mu sie z wojska wykrecic.
@Ducze90: Mój ojciec złapał dobrą fuchę po ukończeniu technikum malarskiego, malował ściany i robił to dobrze używając technik zaczerpniętych "zza granicy". Jednak wieść, że musi iść do wojska i rzucić wszystko trochę mu się nie podobała. Więc zaciągnał się do wojska, wsadził nogę w kaloryfer żeberkowy i poprosił któregoś z pokoju żeby go popchnął. Złamał nogę, komisja stwierdziła, że nie jest zdolny do służby i ta noga nie zagoi mu się
@Niebieskowaty: znam człowieka, który uciął sobie siekierą pół małego palca, żeby nie iść do woja, ja byłem mały miał taką sztuczkę, że potrafi cały palec wsadzić do nosa ( ͡º͜ʖ͡º)
Nie pamiętam w jakiej jednostce przyszło mu dzielić kawał życia z bandą młodych chłopów ale bardzo często i miło to wspomina. Nie wszyscy jednak się tam odnajdowali... Pierwsze tygodnie, kocenie, zaprawy ogólnie wojsko mocno! Wszyscy dawali radę, wspierali się, poznawali w końcu mieli spędzoć ze sobą kilkanwście przyszłych miesięcy. Dni mijały na poznawaniu obyczajów, terenu, struktur pod znakiem ciągłego przypominania przez starszych, że nadal są młodym wojskiem a sierść się ściele po całej kompani.
Dzień jak codzień, pobudka, apel, zaprawa itd. Wszystko jak zwwsze ale jeden z chłopaków po powrocie dziwnie zamknął się w sobie i nikt nie wiedział o co gościowi chodzi. Po odbębnieniu wszystkiego w tak zwanym czasie wolnym gość znikał i się pojawiał. Chłopu siadło na beret...
Gdzie tylko mógł, zabierał ze sobą taką zwykłą zwijaną trzy metrową miarkę i mierzył. Mierzył wszystko,głębokości, szerokości, wysokości. Wszystko i wszędzie. Pomierzył okna, łóżka, parapety, menaszki, broń. Dziwne, nie? Dowódcom też się to nie spodobało. Facet pytany ocb? Odpowiadał z obojętnością jakby był gdzieś indziej, że on po prostu lubi mierzyć, że fascynują go wymiary. Sytuacja trwała kilka dni do czasu gdy chłopaka wysłano do psychologa na polecenie przełożonych. Wrócił jakby nic się nic nie stało.
Mijały dni a chłopak już nie mierzył. Nadal jednak był nieobecny i dziwny. Wykonywał polecenia, wszystko ale był jakby otumaniony. Pewnego dnia, poranek, apel. Wszyscy w szyku, musztra fest. Gość wyjmuję swój atrybut, tą trzy metrową miarkę i mierzy kumpla z boku jak krawiec kiedy ściąga z kogoś miarę. Cała kompania jak słup soli a ten mierzy mamrocząć jakieś liczby pod nosem. Historia rozeszła się po ludziach a chłopak znów wylądował u psychologa. Już nie wrócił dostał przedterminowe zwolnienie ze służby z wpisem do papierów, że coś ma nie tak pod kopułką. Pożegnał się ze wszystkim, zdał wszystko co dała mu matka armia i udał się w stronę bramy wyjściowej. Do wyjścia jeszcze tylko budka wartownicza i szlaban. Przepuścili go, odprowadzając dziwnymi spojrzeniami. Wnet facet obraca się na pięcie, wyjmuje miarkę i mierzy szlaban. Z prawej do lewej z lewej do prawej, wartownicy w szoku, pytają co #!$%@?? A gość popatrzył na nich z iskrą w oku i jebnął tą miarką za szlaban na teren jednostki z okrzykiem na ustach...
Historia chyba autentyk bo nie znalazłem takich opowieści w internetach.
#coolstory #truestory #wojsko #wygrywczyprzegryw
- Jestem uzalezniony od marihuany
Na co psycholog odpowiada
- Haha, trawka to nie narkotyki, od trawki sie nie uzaleznisz :D
No wiec po jakims czasie kolega zaczal wciskac kit ze jest uzalezniony tez od amfetaminy i udawac #!$%@?. Ostatecznie udalo mu sie z wojska wykrecic.
Złamał nogę, komisja stwierdziła, że nie jest zdolny do służby i ta noga nie zagoi mu się