Wpis z mikrobloga

Zdarzyło się to w maju 1975 roku w stolicy Gruzińskiej SRR. Szawadżił Szałwa Amiranaszwili, były mieszkaniec Tbilisi, mieszkający obecnie w Moskwie, tak opisał swoje przeżycie:

W młodości często włóczyłem się po górach i szukałem zagubionych klasztorów i cerkwi, robiłem ich zdjęcia, a potem slajdy. Ogólnie biorąc, zebrała się tego niezła kolekcja, slajdy klasyfikowałem i rozkładałem do ponumerowanych kopert, a w zeszycie zapisywałem daty, miejsca i wszystkie szczegóły. Pewnego razu wracam do domu i widzę, że drzwi na balkon są otwarte (a ja mieszkałem na 9 piętrze i nie było możliwości, żeby wejść tam z zewnątrz jak wspinając się po balknach). Zdziwiło mnie to bardzo, ale wyszedłem na balkon i wtedy osłupiałem: na balkonie stał jakiś człowiek, a raczej istota podobna do człowieka, o twarzy białej jak papier, bez nosa, tylko z nozdrzami; o dużych, żółtych oczach; bez uszu. I odzież miał jakąś dziwną. W takiej chwili pewnie każdego obleciałby strach, ale ja byłem dziwnie spokojny, jakbym swojego dawnego kolegę zobaczył. On do mnie mówi (nawet nie słowami, tylko jakby telepatycznie), ja nie mogę słowa wykrztusić, ale doskonale wszystko rozumiem. Powiedział, żebym się nie denerwował, że oni są z innej planety, jest ich dużo i nas obserwują, żyją pośród nas. A potem poprosił, żebym oddał mu kopertę ze slajdami nr 8 i zeszyt. Posłusznie zaszedłem do pokoju i oddałem wszystko, o co prosił. Następnie posadził mnie w fotelu i wtedy straciłem świadomość. Ocknąłem się na dźwięk dzwonka do drzwi i nawet pomyślałem: „Jakiś koszmar mi się śnił”. Ale kiedy przypomniałem sobie szczegóły i sprawdziłem koperty i zeszyt, okazało się, że to nie był sen. Wieczorem wybrałem się na przejażdżkę. Wsiadam do samochodu, a tu podchodzi do mnie sąsiadka Zorja i pyta, co to za miła dziewczyna, z którą tak flirtowałem na balkonie? Sąsiadka mieszkała w sąsiednim bloku na tym samym piętrze, co ja i nasze balkony jakby patrzyły na siebie. Byłem w szoku. Poprosiłem, żeby mi opisała tę dziewczynę. A ona mi mówi, że rozmawiałem z jakąś blondynką, bardzo ładną, w długiej sukience, a potem weszliśmy do pokoju i pomyślała, że pewnie nową przyjaciółkę sobie poderwałem. Czas zgadzał się z tym, kiedy u mnie przebywał ta istota.

Dwa dni męczyłem się w domysłach i w końcu postanowiłem pojechać tam do Wani, gdzie były zrobione slajdy nr 8, które mi odebrano. Doskonale pamiętałem, gdzie robiłem zdjęcia. Kiedy dojechałem na miejsce, zobaczyłem ruiny klasztoru, który w nienaruszonym stanie przetrwał dwanaście wieków, a w przeciągu dwu miesięcy jest zniszczony i zamienił się w kupę kamienia. Znalazłem stróża, staruszka, który mieszkał w pobliżu, i on opowiedział mi, że parę dni temu (w tym dniu, kiedy miałem widzenie) zerwał się straszny wicher i deszcz. Starzec wyjrzał na dwór, bo pies jak dziwnie się zachowywał, i zobaczył jakieś błękitne błyski nad klasztorem. Bał się podejść bliżej, a rankiem zobaczył już ruiny. Był pewien, że to "wozduszno-diesantnyje wojska" zniszczyli, był wstrząśnięty barbarzyństwem żołnierzy i braku szacunku dla tysiącletnich zabytków Gruzińskiej SSR. Byłem oszołomiony, jakoś nie podobały mi się te dziwne przypadki ale jeszcze nie składały mi się w całość. Kiedy wróciłem do domu, odkryłem na stole arkusz osobliwego papieru, podobnego do grubego pergaminu, na którym napisane były słowa starogruzińskim alfabetem. Oprócz mnie nikt nie miał klucza do mieszkania, więc się nie na żarty przestraszyłem, ale ciekawość wzięła górę. Znalazłem słownik, gdzie było tłumaczenie starogruzińskich znaków na współczesne, i litera po literze odczytałem napis: „Dziękuję za pomoc.” Spanikowałem, nie mogłem znaleźć sobie miejsca wiedząc, że jestem uczestnikiem jakiegoś horroru. Przyjaciel poradził mi, aby oddać list do Akademii Nauk GSSR, co też zrobiłem. Tam wysłuchali mnie i obiecali zadzwonić, jeśli coś się wyjaśni. Oto co odkryli:

„Podczas pisania ręcznego na papier wywierany jest nacisk i barwnik (ołówek, tusz, atrament) pozostaje w wyciśniętym zagłębieniu. W tym przypadku wszystko było na odwrót: z jednej strony było odciśnięte zagłębienie od pisma, a barwnik był z drugiej strony, a właściwie nie tyle barwnik, co jakby wypalony papier. Skład chemiczny papieru nie został na razie ustalony ze względu na konieczność długich badań.”

Po kilku dniach dostałem wezwanie od KGB, gdzie przesłuchano mnie szczegółowo i kazano wszystko opisać. Potem dowiedziałem się, że jeśli nadal będę zajmował się tą sprawą, to oni wezmą się za moje leczenie. Jednym słowem, przymknięto mi usta a ja się bałem o swoje życie. Później nadal zdarzały mi się tajemnicze zjawiska, na przykład jakieś rzeczy znikały nagle i po pewnym czasie same wracały na miejsce, jakby ktoś się ze mną bawił. Któregoś dnia na polnej drodze koło Bordżomi zgasł mi silnik i musiałem iść po ciągnik, żeby ściągnąć samochód do warsztatu. Kiedy wróciłem, silnik chodził, jakby nic się nie stało, a kluczyki miałem przecież w kieszeni. Niemogłem tak żyć. Wkrótce wyjechałem do Moskwy i wszystkie te koszmary się skończyły.

#gruzja #pasta #creepy #creepystory #creepypasta #coolstory #rosja #ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #paranormalne #niejestessam #studbaza
Impresjonista - Zdarzyło się to w maju 1975 roku w stolicy Gruzińskiej SRR. Szawadżił...
  • 1