Wpis z mikrobloga

#mirekwusa #emigracja #workandtravel #usa #heheszki #campamerica

Miesiąc temu wyjechałem na work and travel do USA. Jeżeli chcielibyście zobaczyć jak wygląda to od środka - zapraszam do lektury! A jest co czytać! :)

1.Skąd wziął się mój plan?
Plan w mojej głowie wykiełkował ponad 9 miesięcy temu. Przeglądając Mirko - zastanawiałem się co zrobić z moim marnym życiem i jak je troszkę upiększyć. Zawsze byłem typem marzyciela i stawiałem sobie różne wyzwania. Jedne się spełniały, inne natomiast szły po krótkim czasie w odstawkę. Tym razem jednak powiedziałem sobie, że doprowadzę to do końca i tak się stało. I nie żałuję mojego wyboru, mimo tego, iż #!$%@? jest niesamowity. Nie udało mi się niestety dostać na wymarzone studia dzienne. Chodzę na jakiś #gownokierunek na UW, ale obiecałem mojej kochanej matuli go ukończyć. Czy się uda? Okaże się we wrześniu. Moim wcześniejszym wyczynem było wzięcie udziału w #1z10, a teraz udało mi się pojechać do USA.

2. Czym się zajmuje?
Od kiedy wyjechałem do Warszawy moim głównym źródłem utrzymania była praca w kuchni. Miałem okazję pracować w różnych miejscach i z różnymi ludźmi. Z jednymi zostawałem dłużej, z innymi natomiast krócej. Miałem nawet okazję pracować w serwsie Samsunga - początkowo jako technik, jednak tam się nie sprawdziłem i dostałem propozycję przeniesienia się do biura, gdzie miałem telefoniczny kontakt z kilentem.
Obecnie pracuję na kuchni. Z racji tego, że nie boję się żadnej pracy i lubię się sprawdzać we wszystkim - moich dwóch bezpośrednich przełożonych zapytało się mnie gdzie najbardziej lubie pracować. Wybrałem oczywiście główną kuchnie, gdzie przygotowujemy jedzenie dla ponad 900 osób. Czasami zapominam jak się nazywam, ale atmosfera w kuchni i kontakt z ludźmi solidnie to rekompensuje. Po skończonej pracy pomagam innym, abyśmy mieli jak najkrótszą przerwę.

3. Gdzie pracuje?
Pracuję na żydowskim campie(nie chcę pisać obozie, bo brzmi to dwuznacznie). Jest to zbieranina różnego rodzaju młodziaków od 6-7 do 16-17 lat. Straszne syfiarze i brudasy. Praca jest niesamowicie wymagająca i wymaga dużego nakładu pracy. Mamy 5 stałych kucharzy, którzy wydają nam polecenia. Mniej więcej wiedziałem z czym taka praca się wiąże i byłem na nią psychicznie przygotowany. Niektórzy niestety szybko wymiękli i musieli tak samo szybko przystosować się do tego trybu pracy.

3. Jak wygląda mój dzień?
Zazwyczaj wstaję około 6:20. Krótka pogawędka na Skype albo Facebooku z moim #rozowypasek. Na 6:55 melduję się na kuchni i przystępuję do działania. Jestem odpowiedzialny za przygotowanie śniadania( dla ponad 900 osób). Zazwyczaj są to smażone jajka albo pancakesy. Jajka dostajemy w formie gotowej, homogenizowanej papki - 5 litrowe worki i zużywamy ich około 6-7 w ciągu poranka. Zajmuje mi to wszystko około 2 godzin. Potem pomagam reszcie ogarnąc pozostałą część naszych obowiązków - stoję na salad barze wydając posiłki, zmywam naczynia, ogarniam główną stołówkę, przygotowując ją na główne posiłki i przerwa - około 1,5-2 h. Potem standard lunch i dinner - który wygląda podobnie. Najgorszę są Szabaty - czyli wspólne posiłki wszystkich grup. Przygotowujemy wtedy zarówno stołówkę głowną jak i tent(czyli namiot przed wejściem do stołówki). W ciągu jednego posiłku obsłgujemy ponad 900 osób! Co jak dla mnie jest wyczynem niesamowitym. Ogólnie jedzenie jest niesamowicie przetworzone, bo nie wyobrażam sobie wykarmić takiej ilości osób normalnym jedzeniem. Dla kitchen staffu jedzenie jest w miarę przyzwoite i starają się nas karmić bardziej zdrowo. Jednak jedzenie na szabaty czasami bywa niesamowite i wtedy staram się jeśc to samo co żydki :).

4.Atmosfera
Niesaaaaaamowita! Całkowicie nieznane dla siebie osoby - Meksykańce, Słowacy, Czesi, Węgrzy, Amerykanie no i Polacy muszą w ciągu tygodnia się dotrzeć i zacząć pracować wspólnie. Wymaga to dużego nakładu pracy, ale jak widać - jest to do osiągnięcia. Największym problem jest jak wiadomo - język. Ale z biegem czasu stanowi on coraz mniejszą barierę i już zaczynam nawet żartować z typowymi amerykańcami. A naprawdę ekipę mamy ostrą.

1.Plato - Nestor obozu. Typowy hippis. Jeden z najbardziej inteligentnych osób jakie w życiu spotkałem. Lat ponad 60 - dopiero niedawno odnalazł swą miłość, a historia z tym związana, nadaje się na dobry film. Ksywka pochodzi od Platona - którym fascynował się na studiach

2. George. Typowy, amerykański #!$%@?. Zasypuje nas określeniami MOFO czyli motherfucker. Naśmiewa się ze wszystkiego - błędów, akcentu, pochodzenia etc. Jednak odkryłem jego słabe punkty i zacząłem z nim jako jeden z nielicznych świetnie z nim dogadywać.

3.Scott - Irlandzki #heheszek i typowi stoik. Nie wdaje się w zbędne kłótnie, robi to co do niego należy i nie #!$%@? się tam, gdzie go nie proszą.

4. Jane - Kobieta od wegetariańskiego i bezglutenowego jedzenia. Nie mam z nią zbyt dużego kontaktu, ale wydaję się całkiem wporzo i jest bardzo przyjazna. Nawet George nie powie o niej złego zdania, także musi być zajebista w tym co robi

5. Michelle - amerykańska Pani Domu. Wie co i jak. Wie wszystko o wszystkich. :)

6. Sean - osoba odpowiedzialna za kitchen crew - czyli na 24 osoby, które zatrudnił. Heheszek, ale niesamowicie wymagający #!$%@?. Jak tylko zobaczy, że ktoś sie #!$%@? - goni do roboty. Zastępca kolejnej osoby - głównego szefa.

7. Ridge - jedna z najmniej lubianych osób na kuchni. Główny szef, który zawsze wejdzie w najmniej odpowiednim momencie - kiedy heheszkujemy. Rzadko słyszymy od niego słowo pochwały. Zazwyczaj nas tylko #!$%@? i kilka dziewczyn już się przez niego popłakało. Ale akurat ja się z nim dogaduje.

Jeżeli macie jakiekolwiek pytania co do mojej sytuacji na campie, chętnie na wszystkie odpowiem. Oczywiście w miarę możliwości. Czeka nas ostra niedziela, a muszę być wypoczęty i pewnie przerw nie będzie zbyt dużo.
Pozdrawiam! :)
  • 11
@syberius: Dla osób, które przyjeżdżają pierwszy raz - strasznie słabo. Zarobię zgodnie z kontraktem 1100$,a jestem tutaj od 10 czerwca do 21 sierpnia. Jednak z relacji osób, które są tutaj 3-4 raz z kolei zawsze na sam koniec wpada dodatkowy hajs - w okolicach 500-600$. Również te osoby dostają odpowiednio więcej. Jeden z koleżków wynegocjował powrotny kontrakt w okolicach 3-3,5 tys - a robi praktycznie to samo co osoby, będące tu
@Retrospekcja: Niestety, nie udało mi się ogarnąć w czerwcu wszystkich egzaminów na studia, dlatego po zakończeniu campu, spędzę w USA 11 dni. Głównie u ciotki, która wyjechała tu pod koniec lat 60. Ale wiem, że jedna z dziewczyn z Węgier kupiła już bilet na Hawaje i niesamowicie jej zazdroszczę. Ale kto wie? Może za rok uda się tu wrócić, chociaż z dziewczyną mamy w planach Norwegię. Tym razem już wspólnie, gdyż
@zoozgive: #!$%@?, niesamowite. Niektórzy są strasznie opryskliwi i #!$%@?ący - szczególnie nastolatkowie. Jednego już #!$%@?łem do głównego rabina i mają go na dniach wyrzucić z campu. Ale jeszcze gorsi są Izraelczycy, którzy są tutaj ratownikami wodnymi. Tymi to gardzę, bo nie potrafią nawet kulturalnie przywitać i podziękować za nałożony posiłek.
@29101611: Massachusetts