Aktywne Wpisy
WielkiNos +136
Juleczce się nie podoba, że ludzie sobie kupują duże samochody.
#bekaztwitterowychjulek #samochody #p0lka
#bekaztwitterowychjulek #samochody #p0lka
PierdekAlonso +218
Chłop sie postarał, zrobił jedzenie swojej pani a ta do niego z mordą. Po #!$%@? wy jesteście w związkach z takimi wiecznie niezadowolonymi zrzędami? Ten typ streamuje na twitch i ta kobieta regularnie go poniża i regularnie wszystko jej nie pasuje i wiecznie ma skwaszoną morde i zrzędzi. Czy naprawde potrzeba wsadzenia raz w tygodniu po ciemaku swojej parówki w gumie w leżącą marudzącą kłodę z wieczną mordą srającego kota jest taka
Wieczne licytacje przy rodzinie, wśród znajomych, ciągłe przechwałki. Miałem to gdzieś, bo to tylko takie gadanie zakochanej w synku mamusi - niestety moja podświadomość skrzętnie zapisywała każdą pochwałę. W podstawówce byłem najlepszy - najlepsze wyniki, najwyższa średnia w szkole, nagrody na koniec roku, wygrywałem jakieś wojewódzkie turnieje matematyczne. Patrząc z perspektywy czasu widzę moich nauczycieli, którzy poznali się na mnie i celowo nie umieszczali mnie w sportach drużynowych, które następnie moja klasa przegrywała. I nie chodziło o to, że byłem zarozumiały. Nigdy. Prawdopodobnie chcieli mi pokazać, że nie tylko talent, ale też ciężka praca jest niezbędna, żeby coś osiągnąć. Potem przyszło gimnazjum i liceum. Już wtedy zaczęły się pojawiać pierwsze skutki wychwalania mnie pod niebiosa. Byłem tak przekonany o mojej ponadprzeciętności, że gdy natrafiłem na coś, co wymagało pracy - zniechęcałem się i szybko zmieniałem moje priorytety, by było mi jak najłatwiej. To destrukcyjne podejście wtedy miało sens, ale z perspektywy czasu stało się zaczątkiem dla wszelkiego rodzaju zaległości. Skupiłem się na matematyce, fizyce i informatyce, bo te przedmioty interesowały mnie najbardziej. Rozgrzeszałem swoje gorsze oceny z historii, chemii czy języka niemieckiego tym, że nie wiążę z tymi przedmiotami swojej przyszłości. Potrafiłem to bardzo rozsądnie wytłumaczyć moim rodzicom, którzy ślepo mi ufali, dalej wychwalali, bo hajen taki mądry, wysokie wyniki w nauce, konkursy, egzaminy, matury - wszystko super.
No i przyszedł czas studiów. Tutaj na pierwszym roku było mi łatwo - głównie matematyka, fizyka, trochę informatyki. Ale zacząłem zauważać, że zlewam się z otoczeniem. Już nie jestem tym super-dzieckiem, tylko staję się przeciętniakiem. I przyszły pierwsze zajęcia z bardziej zaawansowanej matematyki - przecież matematykiem nie będę, zajęcia z programowania - rajcuje mnie analiza, nie chcę być programistą, zajęcia z sieci komputerowych - nie chcę być sieciowcem. I tak idąc po linii najmniejszego oporu zrobiłem inżyniera. Wtedy zaczęło do mnie docierać, jak duże braki sobie zrobiłem. Zdawanie na 3 to za mało. Ale wiedziałem o tym za późno. Zauważyłem, jakim stałem się ignorantem. Byłem tylko dobry w bardzo wąskim zakresie, a brakowało mi bardzo dużo, by być tak dobrym, jak byłem postrzegany wcześniej. Pomijam fakt, że w pozostałych dziedzinach byłem/jestem miernotą.
Od kilku lat pracuję. Usilnie nadrabiam stracony czas. Uczę się programować, nadrabiam z sieci komputerowych, w planach mam naukę więcej niż 2 języków obcych. Widzę przepaść, między ludźmi, którzy studia zapieprzali, a mną, który podejmował "rozsądne decyzje" i "panował nad chaosem" ucząc się wybiórczo. A miałem na naukę całe dzieciństwo! Całą młodość! Byłoby mi nieporównywalnie łatwiej, gdybym nie wpadł w "pułapkę inteligencji", o której (o ironio!) czasem mówiła mi mama po przeczytaniu jakiegoś psychologicznego artykułu.
Czy żałuję? I tak, i nie. Mam rodzinę, zarabiam nieźle, ale czy to mój sukces? Nie wiem, może inteligencja mi pomogła? Ale na pewno rynek zorientowany na IT zrobił swoje, więc miałem trochę szczęścia przy moich wcześniejszych wyborach. Wiem również, jaki ogrom pracy jest przede mną, żebym znów nie był przeciętny, ale czy nadrobię? Ludzie w moim otoczeniu nieustannie się rozwijają i pierwszy raz to nie ja jestem na czele peletonu, tylko staram się nie odpaść na końcu. Może takiej motywacji potrzebowałem.
I chciałbym dać nauczkę wszystkim "zdolnym, ale leniwym" oraz rodzicom dzieci inteligentnych - lepiej być pochwalanym za ciężką pracę niż za inteligencję. Sukces = praca*inteligencja. Jeśli praca=0, to wiadomo, jaki będzie efekt.
#jakwytresowacsmoka #przemyslenia #psychologia #oswiadczenie #dzieci #.inteligentnemirki #truestory i troche #przegryw
Dodam jeszcze #studbaza jako przestroga dla Was.
poprzedni komentarz pisałem na szybko, a widzę, że utonął chyba w gąszczu gównoburzy i innych komentarzy.
Także teraz rozwinę, bo pozycja praktycznie w całości pokrywa zjawisko, jego przyczyny i możliwe rozwiązania w wielu gałęziach życia. Ja w trakcie czytania pierwszych rozdziałów siedziałem z rozwaloną gębą: skąd oni wiedzą, co mi siedzi w głowie i jeszcze #!$%@? jakie to ma skutki?!
Carol Dweck - Nowa Psychologia Sukcesu
Opis poniżej z lekką
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora
Czytam jakbym czytał swój życiorys.
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora
"Zdolny, ale leń" to faktycznie syf totalny. Zdrowe lenistwo jest spoko, ale to na zasadzie tego, że dzięki niemu możemy unikać robienia niepotrzebnych rzeczy.
Większy efekt ma to, że żeby być w czymś bardzo dobrym, trzeba włożyć w to dużo pracy. W pewnym sensie więc: trzeba być pracowitym. #!$%@? o potencjale, rzekomej inteligencji, która nie przekłada się na nic... to tylko takie gadanie. Bezużyteczne.
"Mam potencjał. Mógłbym zrobić wszystko, gdyby
Jedyna różnica jest taka, że studia jeszcze przede mną.