Wpis z mikrobloga

Mija już prawie pół roku od wyjścia z #tfwnogf , ostatnio sporo przemyśleń i ochota na napisanie czegoś dłuższego więc pora na małe #chwalesie ! Otóż, za sobą miałem już jakieś związki, aczkolwiek żadnego z nich nie traktowałem 'poważnie' .

Przechodząc do konkretów, uważałem się zwykle za jakiegoś przegrywa, moje życie ograniczało się do grania, grania, i czasem chodzenia do szkoły... Taki trochę przegryw, nadwaga, 0 aktywności fizycznej, typowy dzień, wstać, przejrzeć internety, pograć, zjeść coś, pograć, zjeść, spać. I tak w kółko... No ale wtedy przyszedł wrzesień, a raczej jego połowa, uznałem że pora troszkę zmienić życie, ogarnąć się, wyjść z tej rutyny, i w przeciągu tygodnia od tego przemyślenia zacząłem częściej wychodzić, odnowiłem stare kontakty ze znajomymi, no i jednym z tych znajomych była właśnie Ona. Zacząłem się interesować moim aktualnym #rozowypasek , świat nabrał kolorów, aczkolwiek kompleksy wyszły strasznie szybko. Milion myśli że czemu miałaby się zainteresować takim grubaskiem bez perspektyw, jakiś nieszczególnie przystojny, powiedziałbym że oceniam się raczej na poniżej przeciętnego, ale mimo tego uznałem że nie ma co użalać się nad sobą, tylko pora coś zrobić!

Zaczęło się od siłowni, dzień pierwszy. Masakra, mięśnie nie były tak dawno używane, zakwasy tak bardzo, z tego co się orientuje miałem je ~4-5 dni . Ale po tym motywacja była jeszcze większa, bo czułem że coś zrobiłem. Z kupnem pierwszego karnetu, w życie weszła dieta... Przez pierwsze dwa tygodnie czułem jak bardzo mój żołądek był rozepchany, z 3,500kcal dziennie zszedłem na bodajże ~1,800 , przez około półtora tygodnia chodziłem wiecznie głodny, poddenerwowany, ale nie poddawałem się, bo motywacja była ogromna, zrobić coś ze sobą, żeby mieć szanse u niej. Co swoją drogą nie było konieczne, bo z czasem okazało się że jest jedną z tych która nie patrzy na wygląd, a na to co w środku ! :)

Ale tak mijały kolejne dni/tygodnie, z różowym pisałem coraz więcej, a to zaproponowałem jakieś spotkanie, na którym swoją drogą było super, i datę pamiętam do teraz, pierwsza taka ' prawdziwa ' randka , stres był wielki, ale jakoś to wyszło, podobało się nam obojgu więc żyć nie umierać. Efekty siłowni i diety było powoli widać, ponieważ zeszło już parę kilogramów, a i wchodzenie na 4'te piętro nie było już taką katorgą, a raczej zwykłą czynnością.

Z czasem nadszedł dziwny okres, Ona nie była zbyt pozytywnie nastawiona na związek, więc w głowie milion myśli, że to może ze mną coś nie tak, że może to że schudłem nawet nie pomogło i nadal wyglądam jak typowy #przegryw , nie wiedziałem co robić, deprecha trochę zaczęła wracać, ale nie poddawałem się, bo już wtedy wiedziałem że wiele dla znaczy, więc trzeba było wziąć się w garść, i jakoś to wytrzymać, ' Może z czasem będzie lepiej ' myślałem, no i jak widać nie myliłem się. Powoli zbliżał się już grudzień, wtedy było najciężej, nie było godziny żebym o niej nie myślał. Wstawałem i kładłem się spać myśląc o niej, co wcale nie pomagało. Pojechaliśmy razem do kina... Zainteresowanie filmem z mojej strony zerowe , myślałem tylko o niej, co zrobić żeby chociaż na chwilę się do niej zbliżyć. Czułem się strasznie dziwnie wtedy, jakbym pierwszy raz miał jakikolwiek kontakt z płcią przeciwną, język się trochę plątał, ręce co chwile były zlane potem... Ale szybka decyzja, trzeba działać. Minęło parę minut, przechodzę do ataku, łapie ją niepewnie za rękę z nastawieniem że spojrzy na mnie jak na debila albo zaraz jakoś to skomentuje. Ale nie, wielkie zdziwienie, w jednej chwili świat się zatrzymał, nie czułem tego że jesteśmy w pełnej ludzi sali kinowej, czułem się jakbyśmy byli tam tylko Ona i ja, byłem jak nastoletni chłopiec który pierwszy raz miał kontakt z dziewczyną, w głowie tylko myśli ' Niech ten film już się nie kończy, niech to wszystko trwa jak najdłużej '...

Powrót z kina, rozmowa ' o nas ' w pociągu, niestety dalej nic z tego. Dom, #feels , smutek, płacz i rozpacz, co robić... Wtedy już wiedziałem o co chodzi, zakochałem się... Następnego dnia po kinie szedłem z nią na imprezę jako osoba towarzyszącą. Milion myśli przed, co zrobić, powiedzieć jej, trzymać to cały czas w sobie ? Było ciężko, ale wracając, jak ją odprowadzałem powiedziałem co czuję, 4 w nocy, środek ulicy... Była strasznie zmięszana , nie wiedziała co robić. Ale ja czułem się lepiej, wiedząc że ona już o wszystkim wie... Po wszystkim niestety dalej bez zmian, życie w niepewności, oczekiwanie na to co przyniesie jutro.

Grudzień, szczęśliwy miesiąc?
Początek grudnia, mikołajki, ' Spotkamy się ? ' - zapytałem, chciałem jej dać jakąś drobnostkę, z tej okazji, kupiłem najładniejsze czekoladki jakie były, i czekamy aż przyjedzie... Jeżeli dotrwaliście dotąd, to pewnie zastanawiacie się co dostałem od niej? Otóż, oprócz uroczego kubeczka, i Toffifee dostałem najlepszy prezent jaki mogłem sobie wymarzyć. Odpowiedź na to męczące mnie pytanie ' Co z nami '... Tak, odpowiedź była jak najbardziej pozytywna. Uznała że chce spróbować. Świat stał się taki kolorowy, tyle szczęścia, radości. No po prostu coś nie do opisania.

Od tego wszystkiego minęło już prawie pół roku, a czuje się jakby to wszystko działo się w poprzednim tygodniu, pamiętam tyle szczegółów... Na początku obawiałem się jak to będzie, z racji iż zawsze byłem niestały uczuciowo, ale nie tym razem. Z dnia na dzień czuje jakbym kochał ją jeszcze bardziej, chciałbym codziennie ją zaskakiwać, sprawiać jakieś niespodzianki, prawić komplementy... A różowy... Nie byle jaki, piękna, inteligentna, a nawet i trochę gracz, takie prawdziwe 10/10 ! Nigdy nie sądziłem że los się uśmiechnie do takiego przegrywa jak ja, a tu taka miła niespodzianka. Jakby tego było mało, ze sobą zrobiłem porządek -20kg tłuszczu, mogę normalnie biegać skakać i nie wyglądać po minucie jak prosiaczek...

Także wszystkie Mirabelki i Mirki spod #tfwnogf #tfwnobf jeżeli chciało wam się czytać, i dotrwaliście dotąd życzę wam jak najwięcej szczęścia, i żebyście byli takimi #wygryw jak ja po poznaniu mojego Różowego. Wystarczy wyjść z piwnicy, i się nie poddawać po jednej porażce !

#coolstory #truestory
  • 31
Żadne wyjście z przegrywu, skoro Twoje życie toczy się głównie wokół kobiety, w dodatku takiej, która łaskawie zgodziła się z Tobą być. Obym się mylił, ale nie skończy się to dobrze. Rozstanie będzie dla Ciebie końcem świata i będziesz rzucał się z mostów, bo gdzie Ty znajdziesz taką fajną babkę co to i nawet pogra czasami ;) Szkoda, że wiele osób wyjściem z przegrywu nazywa po prostu znalezienie dziewczyny. Dla mnie ten
@SeismicShake: @GrzecznyMirek: Panowie, nie od razu Rzym zbudowano. Serio uważacie, że można wyjść z totalnego dna nagle na lvl w którym to lasce musi zależeć utrzymaniu relacji? Generalnie się zgadzam, cała historia pewnie skończy się małym dramatem, ale takie są odwieczne prawa natury (chociaż od tych praw też zdarzają się przecież wyjątki czego koledze z całego serca życzę). Z kolejną laską będzie lepiej, a z następną już pewnie w pełni
@tytanowy-janusz: > Szkoda, że wiele osób wyjściem z przegrywu nazywa po prostu znalezienie dziewczyny.

@GrzecznyMirek:

Oczywiście, znalezienie drugiej połówki miało spory wpływ na wyjście z przegrywu. Aczkolwiek nie ograniczam tego wyjścia, tylko do tego. Ponieważ od tego czasu, poprawiły mi się relacje ze znajomymi, poznałem się na przyjaciołach i wiem już że tylko dwóch z nich było tymi prawdziwymi i po miesiącach prawie zerowego kontaktu z mojej strony oni nie